Skocz do zawartości
Nerwica.com

TheStig

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez TheStig

  1. Od początku liceum byłem zakochany w koleżance z klasy. Jestem prawie pewien, że o tym wie.Jednak ciężko przechodziłem zmianę środowiska i niejako zdecydowałem się odpuścić, przynajmniej na jakiś czas, bo wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Pierwszy rok był dla mnie fatalny. Miałem socjofobię ( osobista diagnoza ). Moje osobiste wartości konfrontowały się ze światem zewnętrznym. Nie ufałem sobie, swoim osądom, nie portafiłem ocenić, co jest właściwe,a co nie. Teraz kończę liceum i wszystko wygląda zupełnie inaczej. Mam paczkę dobrych znajomych, jestem całkiem rozpoznawalny w szkole i spełnia się moja ekstrawertyczna strona mnie. Staram się być niezależny i myślę, że nieźle mi to wychodzi. Mimo, to ciągle staram się coś komuś udowodnić, głownie kobiecie w której byłem/jestem zakochany. Ona ma faceta, od prawie roku. Uwielbiam ją i to mnie denerwuje. Wydaje mi się to żałosne, że jestem w niej zakochany od tak długiego czasu i nigdy nic miedz nami nie było. Denerwuje mnie, że nie wiem czy to wszystko jest prawdziwe (uczucie), czy tylko to sobie wmawiam.Nie uważam siebie za osobę życiowo nieporadną, a jednak mam talent do popełniania błędów. Ostatni był, dla mnie osobiście, katastrofalny. Błąd tak śmieszny głupi i nieoczywisty, że nawet nie wiem, jakie wnioski wyciągnąć. To mi przypomina przeszłość, gdy nie kontrolowałem tego co robię. Parę dni temu była studniówka, na którą wszyscy nakręcali się od pół roku. Dla mnie była to jedna z najgorszych imprez. Zaprosiłem niewłaściwą osobę. I to rzucało się w oczy. Miałem kogoś na oku, ale nie wypaliło. Dzień później zaprosiłem moją studniówkową partnerkę. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem. Znalismy się trochę, a 2 miesiące wcześniej na wspólnej imprezie ostro przesadziła z alko. Nigdy nic do niej nie czułem. Zbłaźniłem się. Mam dobry kontakt z dziewczynami ( jako facet, nie przyjaciel), a zaprosiłem osobę 2 lata młodszą, ciekawą z wyglądu, ale kompletnie nie ciekawą z charakteru. Nie mogę zrozumieć, dlaczego podjąłem tak absurdalną decyzję. na studniówce nie dało się z nią normalnie tańczyć, bo zbyt dużo wypiła ( za co jestem częściowo odpowiedzialny). Chciałem udowodnić tej z którą nie mogę być, że stoję na własnych nogach, że nie przejmuję się nią i sobie dobrze radzę w towarzystwie, zwłaszcza kobiet. Chcę jej udowodnić, że jestem prawdziwym facetem i nie mam nic wspólnego z tym co działo się ze mną 2 lata temu. Nie po to, żeby ją odzyskać. Wręcz przeciwnie, chcę się od tego wyrwać poprzez pokazania na ile mnie stać. Chciałem wzbudzić u niej zazdrość. Uważam, że na dzień dzisiejszy mam wszelkie podstawy, żeby udowodnić jaki poczyniłem postęp, a mimo to zbłaźniłem się. Staram się nie przywiązywać zbytniej uwagi do błędów, wybaczam je sobie, co pozwala mi się rozwijać. Ale tego nie mogę sobie wytłumaczyć. Mam wrażenie, że koleżanki z klasy patrzą na to trochę z POLITOWANIEM, nienawidzę tego. Nie chcę żadnego pieprzonego współczucia. Nie rozumiem, co mi strzeliło do głowy. Często zdarza m i się popełnianie takich absurdalnych błędów, na szczęście nie o tak beznadziejnych skutkach. To do mnie nie pasuje, to jest idiotyczne. Jak mam mieć zaufanie do siebie samego, skoro takie coś cały czas się zdarza..? Jak wy to widzicie? Pozdrawiam -- 24 sty 2012, 18:14 -- odświerzam -- 24 sty 2012, 18:14 -- odswieżam*
  2. Mój poprzedni post napisałem chyba zbyt szybko i pominąłem, jak mi się wydaje, parę znaczących kwestii. Pisałem, że mam wielkie plany, jednakże nie mam konkretnego celu. Widzę wiele sposobów na życie i nie wiem w jakim kierunku je popchnąć. Widzę wiele możliwości. Czuję, że mając określony cel o wiele łatwiej byłoby mi wziąć się do nauki. Wiem, że chciałbym odnieść sukces. Boję się nie tyle porażki w danej dziedzinie, co pomyłki w wyborze jej. Czasami mam tak, że nie wiem, czy coś mi się podoba czy nie. Robię coś i zastanawia mnie, czy przynosi mi to satysfakcję. Mam uczucie, że chciałbym robić wszystko naraz i do wszystkiego mnie pociąga. Zresztą, większość tych planów sprowadza się zdawania tych samych przedmiotów na maturze, wiec tak czy siak muszę je opanować... Dzięki Korat. Pozdrawiam. -- 30 wrz 2011, 14:37 -- mongracz123, nie dostrzegłem Twego postu :) Miałem poważne problemy ze zmęczeniem i sennością 1.5 roku temu, w 1 klasie liceum, bo miałem inne problemy. Ciężko znosiłem zmianę środowiska i przez to poprzewracało mi się w głowie, miałem niską samoocenę, nietrzeźwy pogląd na świat i jakieś chore urojenia. Jak tak sięgam myślą wstecz to zdaję sobie sprawę z faktu, że miałem lekką depresję. Jednak wyszedłem z tego i ludzie, którzy kiedyś utrudniali moje życie, należą teraz do grona najlepszych znajomych. Myślę, że kiedyś lubiłem popadać w sen i zmęczenie, żeby się od tego uwolnić. teraz raczej nie miewam tego typu problemów. Jedyne co się nie zmieniło, to problem mobilizacji do pracy. Pozdrawiam
  3. Witam. Mam następujący problem. Jestem uczniem liceum, klasa maturalna. Ze względu na poważne plany co do studiów, powinienem zacząć się wreszcie systematycznie uczyć i przygotowywać. Jednak nie potrafię, co jest dla mnie niezrozumiałe. Nauka przedmiotów, które zamierzam zdawać na maturze nie jest szczególnie męcząca ani nudna, mimo to odczuwam trudny do przezwyciężenia opór, który nie pozwala mi wziąć się do roboty. Dobrze wiem, że do pełni szczęścia i satysfakcji potrzebuję tego poczucia, że nie stoję w miejscu, że jakoś zbliżam się do celu, czynię postęp. Mam zaniżone poczucie wiary w siebie, nie kontroluję swojego życia, wpędzam się w poczucie winy. I dobrze wiem jak temu zaradzić, a jednak nie mogę się do tego zmusić. Potrafię się zmobilizować dopiero w momencie gdy pozostaje bardzo mało czasu na naukę, za mało. Wtedy po prostu nie mam szans opanować materiału. Obiecuję sam sobie, że się wezmę do roboty, a podświadomie wiem, że w dniu matury będę przeklinał sam siebie za moje..lenistwo? Nawet jak już przysiądę do biurka, to stale coś odwraca moją uwagę. Wiele osób ma z tym problemy, ale wydaje mi się, że mój problem nie dotyczy samego lenistwa. Nie jestem w stanie nawet do końca skupić się na innych czynnościach, bo cały czas powtarzam sobie, że zabieram się do pracy. Czasami jestem w stanie zrezygnować z fajnego wieczoru ze znajomymi, żeby się pouczyć,po czym i tak nic nie robię..!Wierzę w swoje możliwości, mam wielkie plany i wiem, że są one wykonalne, a jednak czuję, że moje życie pędzi w kierunku wielkiej porażki. Mój problem wydaje się być mało znaczący w porównaniu z innymi postami na tej stronie, taki dziecinny. A jednak naprawdę zaczynam się martwić o swoją przyszłość. Dziękuję za zainteresowanie. Pozdrawiam, Seba
×