Witam wszystkich. Zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Sprawa z początku może wydawać się prozaiczna, ale niestety to tylko pozór. Mianowicie, jest dziewczyna, która przeszło rok temu zachciała być dla mnie kimś więcej, niż tak, jak dotychczas - bliską koleżanką. Zaczęła o mnie zabiegać, uwodzić mnie na przeróżne sposoby, wymigiwałem się z tego, najskuteczniej i najbezboleśniej jak mogłem, udawało mi się to dość długo. Po "zwykłym" zabieganiu o moje względy przyszedł czas na skrupulatnie przygotowywane, mega desperackie, złożone plany "złapania mnie w sidła", gdy to również się nie udało, dziewczyna wpadła w coś, co podchodzi mi pod depresję, zaczęła pić, dużo pić i praktycznie w każdej możliwej chwili. Stan topienia smutków w kielichu trwał ok. pół roku, nie pomagały żadne rozmowy z nią, ani moje, ani innych jej znajomych. Po tej połowie roku zacząłem uważnie ją obserwować, ponieważ jej zachowania jak i to, co zaczęła mówić o sobie, sposób w jaki to mówiła, podsuwały mi do głowy bardzo złe skojarzenia. Nie mając jednak 100% pewności postanowiłem z nią porozmawiać, żeby tak jakby wyczuć ją, dowiedzieć się, czy moje obawy są słuszne. W między czasie zdążyłem zrobić mały wywiad środowiskowy na jej temat. Z wywiadu dowiedziałem się, że owa dziewczyna jest po próbie samobujczej, z rozmowy - kolejny raz planuje zamach na swoje życie. Powodem jest to, że nie może, a w zasadzie nie mogła mnie zdobyć. Spanikowałem. Nie wiedziałem ile czasu sobie pozostawiła, bojąc się, że mogło nie zostać go dużo, chcąc zapobiec tragedii, popełniłem infantylny błąd - zostaliśmy parą. Chcę, a nawet muszę wykręcić się z tego. W akcie desperacji, tym razem mojej pomyślałem, że może jednak jakoś nam się ułoży, że będziemy ze sobą szczęśliwi, skoro ona tak mnie kocha, a tym samym uratuję jej ŻYCIE. Dotarło do mnie dość szybko, że to jednak niemożliwe, chcąc w ten sposób ratować ją, musiałbym poświęcić siebie. Nie wiem co zrobić, żebyśmy oboje pozostali "cali", tym bardziej, że chodzimy do jednej grupy na studiach, ogłosiła nas parą wśród wszystkich szkolnych znajomych, w rodzinie, włączając wójków, babcie... cała sytuacja wykańczała ją, ale na mnie również bardzo się odbiła. Błagam, pomóżcie...