Skocz do zawartości
Nerwica.com

Honorata

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Honorata

  1. Po jakimś czasie przemyśleń i ćwiczeń w tym temacie, wydawać się może, iż samopoczucie nasze zależne jest od naszego nastawienia. Z moich doświadczeń wynika, iż największym czynnikiem wpływającym na częsty brak możliwości realizacji tej tezy, są inne człowieki.
  2. jest milion możliwości... może jest perfidną morderczynią... może jest wrobiona i wcale nie ona zabiła swoje dziecko... może jest niepoczytalna, w szoku... a może jeszcze coś innego. Tak na prawdę możemy w tym momencie przypuszczać, co się w rzeczywistości stało. Pytanie, czy za chwilę się nie zdziwimy, bo okaże się, że nie jest tak, jak się nam wydawało, a my żeśmy już wyrok wydali. w tej sprawie nic nie jest jasne. Ta kobieta co chwila zmienia zeznania, nie wiadomo co ma do tego tatuś, dziadkowie, kolega tatusia z którym to wspomniany wybrał się ponoć feralnego dnia na spacer. Chcę, żeby było jasne - nikogo nie bronię. Zastanówcie się tylko, czy macie pewność co do swoich oskarżeń. Moja osobista opinia jest taka, że wydaje mi się, że akcja była dużo bardziej skomplikowana niż nam się wydaje i że ta kobieta nadal coś kręci. Czekam na ostateczne ustalenia policji w tej sprawie. Niemniej jednak denerwuje mnie show, które zrobiły media wokół tej sprawy. I pan Rutkowski też mnie denerwuje. Jako były milicjant powinien wiedzieć, co może być traktowane jako dowód, a co będzie tylko utrudnianiem śledztwa.
  3. Właśnie tak - wyrzuty sumienia. czuję się źle z tym, że do nich nie pasuję, że nie potrafię się dogadać, że mnie irytują. Nawet nie mamy wspólnego trzonu moralnego. Ja uważam pewne rzeczy za moralnie złe, oni niekoniecznie. Nie da się zbudować relacji na podstawie chęci tylko jednej ze stron. Oni uważają, że to mój obowiązek, by ich odwiedzać i przyjmować takimi jakimi są. Mi to nie wystarcza, a próby porozmawiania kończą się niezrozumieniem i awanturą. To mnie wykańcza.
  4. Po 19 latach spędzonych w domu rodzinnym, postanowiłam zakończyć cierpienia swej duszy i wyprowadziłam się z domu. Nie mieszkam z rodzicami i siostrą kilka lat. Odzwyczaiłam się od atmosfery, która tam panuje, zbudowałam sobie swoją rzeczywistość, związałam się emocjonalnie z babcią, mam swojego księcia z bajki. Nie lubię jeździć do domu. Nie dogaduje się ze swoimi rodzicami na żadnej płaszczyźnie. Pewnego dnia obudziłam się i nie mogła się otrząsnąć... jak to się stało, że oni tam troje nadają na tych samych falach, świetnie się rozumieją, a ja nie? przecież to krew z krwi, przecież wychowywali mnie przeszło 18 lat. Przecież powinni ze mną rozmawiać, chociaż próbować mnie zrozumieć, a tu niestety nie ma tak łatwo. Jakbyśmy pochodzili z dwóch różnych planet. Mam nerwicę na tle lękowym. Kiedy jestem w domu rodzinnym ciśnienie winduje mi w górę. Wciąż patrzę na zegarek. Jest to dla mnie prawdziwy problem. Ojciec ogląda telewizję (bo przecież serial jest ważniejszy, niż odwiedziny pierworodnej raz w miesiącu), a matkę interesują ploteczki i naprawianie mi życia. Moi rodzice mają bardzo dużo cech, które mi ciężko obecnie tolerować. Produkują mnóstwo negatywnych, nieprawdziwych historii na temat osób, czy zdarzeń, z którymi mają do czynienia. Nie potrafią dyskutować. Mój ojciec jest niedowartościowanym cholerykiem. Zawsze lepiej wie, nie można z nim podyskutować, bo wpada w furię. Ostatnio spędziłam z nim 3h w samochodzie. 2 razy chciał mnie wysadzić z samochodu, a raz kazał się wyprowadzić z Polski. Nie toleruje sprzeciwu. Na moje nieszczęście, moja obecna rola zawodowa wymaga sporo asertywności, więc ciągle sobie szkodzę. Moja matka jest materiałem na naprawdę dobrą kobietę, niestety często opowiada różne historie, oczywiście niesprawdzone plotki, nie słyszałam, żeby opowiadała o kimś coś dobrego. Robi wciąż z igły widły. Stara się naprawić mi świat i życie. Jest bardzo, bardzo dociekliwa i uszczęśliwia na siłę. Moja siostra? Raczej ciężko stwierdzić. Nie utrzymujemy kontaktu. Przykro mi, że to młoda dziewczyna pozbawiona ambicji. No i teraz mój problem. Najchętniej bym się od nich wszystkich odcięła. Odczuwam niechęć do podtrzymywania z nimi kontaktu. Każdorazowo kosztuje mnie to bardzo dużo emocji. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Co spotkanie, moje racje odsuwane są na bok, na rzecz ich zdań. Niestety żyjemy w dwóch różnych światach, więc ich rady stanowczo odbiegają od mojej sytuacji. Nie potrafią zrozumieć, kim teraz jestem, co jest dla mnie ważne, czego potrzebuję. Przebywając w domu rodzinnym muszę słuchać o wszelkich znanych im problemach ludzi, z którymi się stykają. Muszę zmagać się także z brakiem ambicji mojej siostry (którą uczę się akceptować). W moim obecnym stanie, każdy smses budzi we mnie irytację, najchętniej w ogóle bym nie odpisywała, ale po pierwsze to moi rodzice, a po drugie, z pewnością zostałabym uznana za właśnie umierającą. Tak strasznie się wkurzam, że podejrzewa się mnie o brak szacunku do moich rodziców. To nieprawda! Szanuję swoich rodziców, za to że mnie wychowali, martwię się o nich, kiedy im się coś dzieje, ale nie umiem sobie radzić z różnicami między nami. Może to straszne, ale gdyby to byli moi znajomi, to z pewnością zerwałabym kontakt. Obecnie czuję się jak w potrzasku. Z jednej strony potrzebuję czasu, by nauczyć się z tym żyć. Jestem dorosła, podejmuję własne decyzje, jestem zupełnie niezależna od moich rodziców. Mogę po prostu przestać pisać i mieć to w nosie. No i przywyknąć do myśli, że rodziców się nie wybiera. Ale z drugiej strony to moi rodzice. Nie wyobrażam sobie, że pojadę do nich i im powiem: cześć, jestem chora. Musicie dać mi święty spokój na pewien czas, bo kontakty z Wami mnie wykańczają. Moja matka, jak ją znam, wbrew mej woli zaczęłaby naprawiać mój świat na siłę, napastowałaby moich przyjaciół telefonami i pytaniami, a mój ojciec by się na mnie darł - nie dziękuję. Wiem, że to pewien rodzaj troski, ale nie jest ze mną aż tak dobrze, żebym mogła to znieść. Doprowadziłoby to najpewniej do płaczu, nerwów i rozstroju mojego żołądka. Ratunku... co ja biedny miś mogę zrobić? Czy naprawdę jestem potworem? Czy muszę spisać na straty naprawę mojego ducha, po to, by moi rodzice byli ukontentowani, że się u nich pojawiam? pzdr H ps. w kontaktach z rodzicami nie krzyczę, niczego im nie wrzucam. Zaczynam się irytować, gdy po raz 36 w tej samej sprawie muszę powiedzieć - nie, nie chcę, wtedy może ciut podnoszę głos, ale nie krzyczę. Mówię po prostu głośnym, podirytowanym tonem. ps2. delikatne tłumaczenia mojej mamie, że jestem dorosła i że naprawdę sobie radzę i ze nie musi mi naprawiać życia, nie przyniosły rezultatu - ona żyje cudzymi problemami. ps3. zdaję sobie sprawę, że potrafię mieć ciężki charakter, ale da się ze mną żyć. Mimo mojej dziwności ludzie mnie lubią. Ojciec zawsze uważał, że jestem dziwna (w sensie inna niż oni).
  5. Zastanów się, czy Wasze wspólne życie wyglądało tak zawsze, czy Twój partner zrobił się taki obojętny i niewdzięczny, od kiedy jesteście w ciąży. Jeżeli uważasz, że coś się popsuło niedawno, to może warto usiąść i porozmawiać ze sobą spokojnie. Ustalić, co każde z Was czuje, czego potrzebuje. Z tego, co piszesz wynika, że macie w domu niekończącą się opowieść. Ty jesteś podirytowana tym, że on nie docenia tego, co robisz, oraz nie wspiera Cię w ciąży, a on jest poirytowany tym, że Ty robisz mu wyrzuty i że go nie doceniasz. Tak nie może być. Jeżeli podczas SPOKOJNEJ rozmowy (może nawet szeptanej) stwierdzicie, że to ma sens, to zacznijcie obydwoje się zmieniać i dostrzegać to, co robicie dla siebie wzajemnie. Jeżeli znów wybuchnie kłótnia, albo dojdziecie do wniosku, ze Wasz związek jest bez sensu, to zgodnie z tym, co było w poprzednich postach - wniosek o alimenty na Ciebie i dziecko i poszukaj jakiegoś mieszkania zastępczego. Jeżeli zostaniesz nadal w toksycznym związku, to odbije się to na Was wszystkich. Trzymam kciuki za to, żeby udało się Wam dogadać. A jeżeli nie, to nic straconego, jest wielu mężczyzn, którzy na pewno z chęcią zaopiekują się Tobą i dzieckiem.
  6. cześć... nadal biorę fevarin... od ostatniego mojego postu niby trochę się poprawiło, ale... potrafiłam spać ciągle, właściwie nie wychodzić z łóżka... podejrzewam, że gdyby nie obecność mojego mężczyzny w domu, to w ogóle nie interesowałoby mnie nic oprócz łóżka...(z zamiarem spania oczywiście) byłam u pana doktora, no i poprosił, zebym zmniejszyła dawkę na jakiś czas... przed 2 tygodnie brałam 1.5 tabletki, potem wróciłam do 2. Jest trochę lepiej. inne skutki uboczne: absolutne nicmisięniechcenie. Strach przed ludźmi "podejrzanymi" przerodził się w niechęć do wszystkich, których spotykam, a których nie znam. Niestety mieszkam w Warszawie, więc nie mam możliwości unikać ludzi. Brak autoagresji, ale mam wewnętrzne, ogromne pokłady agresji wobec innych. W myślach robię im krzywdę na 100 różnych sposobów, reaguje tak na wszystko, co robią obcy, a co mnie denerwuje (wulgarne zachowanie, głośne zachowanie, wrzeszczące dzieci, śmiejące się nader głośno panienki, techno/dance/czy cokolwiek innego słyszalne z odległości kilku siedzeń dalej, ze słuchawek pani, bądź pana, uderzanie mnie swoją torebką/gazetą itd itp). Po fevarinie wpadam w wewnętrzny szał... niestety. do tego zdarza mi się ryczeć... ot tak. Leżę sobie i płaczę nad światem... poza tym najgorsze! Moje libido spadło do 0! wracam do pana doktora
  7. Honorata

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=GACgniiJMb8][/videoyoutube] zdecydowanie wolę Zauchę, ale dziś pasuje mi bardziej ta wersja...
  8. Cześć, biorę fevarin drugi tydzień. Jestem spokojniejsza. Jeżeli chodzi o skutki uboczne, to ciągle chce mi się spać. Najgorsze jest to, że w dzień jestem przymulona, a w nocy nie mogę usnąć (w standardzie zasypiałam niemalże z momentem położenia głowy na poduszce) a rano nie mogę wstać poczekamy, zobaczymy... a no i trochę mniej boję się ludzi w środkach transportu...
  9. Nosz bez histerii! jak będziesz tak myślał, to na pewno się nie skończy! idźże do psychologa na terapię, albo do psychiatry. Tacy lekarze przydają się w naszych przypadłościach. A pani konsultant, jak robiłam sobie testy pewnego pięknego dnia, bo podejrzewałam u siebie aids (oczywiście dzięki mojej hipochondrii) powiedziała, że hipochondrię wbrew pozorom jest stosunkowo łatwo wyleczyć!
  10. jak można mieć pretensje do Boga?? po pierwsze Bóg to tylko nasze wyobrażenie. Każdy z nas ma innego Boga. po drugie to świat, życie nas doświadcza a nie Bóg... gdybyś urodził sie 100, 200 lat temu, na pewno miałbyś mniej stresów, niż teraz. Żyć było prościej, ale trochę bardziej niebezpiecznie.
  11. Honorata

    czego aktualnie słuchasz?

    a ja sobie słucham the beatles... pomaga :)
  12. "organizacja" to brzmi, prawie jak sekta
  13. Honorata

    zadajesz pytanie

    Od paru miesięcy nie mam pamięci w ogóle, ale jak mi przejdzie i zjem tabletki, to mam całkiem niezłą :) gdybyś mógł/mogła wybrać, co robi zawodowo, to?
  14. a mi tam przytulanki radość sprawiają :)
  15. Dziewczęta po 18, a nawet 20 roku życia, też dodają miliony zdjęć swoich dzieci. A to maluszek śpi, a to z mamusią, a to z tatusiem, a tu kupkę robi, a tu ciamcia dywan, a tu z misiakami, a tu kocham, a tu śpioszek, ziewa, patrzy, otwiera buzię, wyciąga rękę, płacze.... miesięczne dziecko ma więcej zdjęć, niż ja miałam zrobionych przez całe swoje życie. Jednak aparaty analogowe (to dobre słowo?) na klisze, były idealne. Ograniczały fotografa najczęściej do 32 klatek. mój sposób - usuwam ze znajomych zafixowanego tatusia/mamusię/żonę/męża/misia/koteczka itd.
×