Skocz do zawartości
Nerwica.com

nightwish

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nightwish

  1. ale dlaczego mam uciekac przez to ze On lubi poznawac nowych ludzi... On nie byl na imprezie z rok... Może potrzebował tego do czegoś (?) Chciał sie poczuc lepiej (?) On bardzo lgnął kiedyś do ludzi, a oni do Niego... Może Mu tego brak.. Może chce się czuć dowartościowany... W końcu wywalił mnie z domu więc jest "tym złym" (tak ma zapewne w głowie) i czuje sie winny... Tzn tak kiedyś wspominał... No ale teraz było Mu przeciez obojętne(?!) Qwa... Zwariuję..
  2. linka, i co ja mam powiedzieć... wiesz, ja uwazam ze to nie jest moje mieszkanie. dostalam w prawdzie klucze , mam swoje rzeczy, żylam tam 1,5 roku... jednak nie placilam połowy za wynajem a jedynie w polowie za zużyte media Często mówił że to Nasze mieszkanie, zebym czula sie jak w domu... Jednakże stwierdził, że jak będzie płacił za wynajem to będzie się czuł bardziej komfortowo ( że to Jego mieszkanie, bo On je utrzymuje) taka "akcja" jest dla Niego "normalna"... tak jak pisałam już przed chorobą to robił... a tej nocy..chyba chcial znow poczuć że jestem PANEM swego wlasnego domu i moze robic wszystko ze nikt go nie ogranicza - czyli notabene ja.. po tym dniu dostawalam od niego minimum jednego sms, ze np . beze mnie nie ma co ze sobą zrobić, ze w beznadziei trwa, ze teskni etc... moze jestem SUPER NAIWNĄ IDIOTKĄ ale czuję że to było tak jak piszę, że chciał odreagować i znów poczuć się wolny.. stąd ta to wyjście i zaproszenie ludzi do SWOJEGO WŁASNEGO DOMU GDZIE MOŻE ROBIĆ CO CHCE dzięki za wypowiedź linka,
  3. Co do wyrzucania z domu... Pisałam Wam, że tego wieczora, kiedy kazał mi opuścić dom, wyczekiwał tej chwili jak szalony. Było Mu wszystko obojętne byle bym wyszła. Wczoraj zobaczyłam na portalu internetowym zdjęcia z Naszego domu na profilu Jego NOWEGO znajomego... z tamtej właśnie nocy kiedy to mnie wyrzucił Po prostu wyszedł tej nocy na imprezę, poznał nowych ludzi i zaprosił ich do mieszkania... Na jednym zdjęciu leży pijana dziewczyna na kanapie.. (wiem ze pijana bo inne zdjecia pokazuja ją z wódką no i minę ma "zabawową"). Z tego co zliczyłam to wziął do domu 2-3 dziewczyny i ze 4 facetów. Nic mi nawet nie wspomniał o tym "epizodzie" Nie chodzi o to by się tłumaczył i pytał mnie o pozwolenie... Tylko skoro to nic złego co zrobił to czemu to "ukrył" (?) Czemu piszę, że ukrył? Bo następnego dnia kolo poludnia dostalam sms ze kiepsko spal w nocy ( ze smutną minką) i idzie jeszcze spać. A później odezwał się ..za dobę... Wiecie.. ja myślałam, że kiepsko spał przez Naszą sytuację, to, co się zadziało... A On po prostu był na imprezie i sprosił ludzi do domu... Nie wiem czy tylko weszli i wyszli za 15 minut, ale znając Go to pewnie siedzieli do rana... Musze dodac ze On przed nasileniem sie choroby( to jeszcze bylo jak sie nie znalismy) to zapraszam tak nowo poznanych ludzi - twierdzi ze ma nosa do czlowieka i wie komu moze ufać ( ). Później jak sie wprowadziłam już tego nie robił, no bo ja mieszkałam z Nim i chyba czuł się ograniczony, a ja nie jestem typem imprezowiczki... Choć zaznaczałam , że nie mam nic przeciwko, nawet chciałam z Nim chodzić na imprezy ale On nie wyrażał chęci... Jest mi strasznie przykro... Że "Zamienia mnie" na jakies pijane towarzystwo Bo to wychodzi, że wszyscy, byle nie ja... Poza tym ja nadal mam tam swoje rzeczy, niektore cenne i zapraszając OBCYCH ludzi On chyba nie zdaje sobie sprawy że mogą coś wynieść z domu... Jak dla mnei to to jest zero odpowiedzialności... Nie powiedzialam Mu że wiem, On nic o tym nie wspomina... i nie wiem co robić... mnie osobiscie to dręczy... ale z drugiej strony jak Mu powiem co o tym mysle to On sie znów podłamie i uzna ze zrobil cos strasznego... a tu nie o to chodzi... niech ma jak najwiecej znajomomych, niech sie dobrze bawi, ale niech mnie przy tym nie eliminuje... Nie wiem czy napisac Mu ze wiem, czy poczekac jak MOŻE przyjedzie na święta i wtedy...w4oczy.... A może w ogóle nie mówić... Co myślicie?
  4. Monika1974, Dziękuję za Twoje przemyślenia. :) Rzeczywiście On mówi podobnie, że nie można być Go pewnym ( Jego postanowień) bo nazajutrz może Mu się odwidzieć. A ten stan nie jest komfortowy dla obojga. Co gorsza On się zadręcza, że nie może mi "dać" tego co bym chciała...Chyba nawet czuje się gorszy (?) Padły kiedyś słowa, że chciałby mi dać siebie takiego już zdrowego (podleczonego chociaż),bo teraz to jest z Nim bardzo źle. sunset, Masz chyba do siebie dystans skoro piszesz że macie "zryte głowy". Ja pomimo wszystko tak nie uważam, bo to bardzo mocne określenie. soulfly89, Widzę, że ogarnąłeś/ogarnęłaś o co mi chodziło. Dokładnie jest tak jak napisałeś/łaś. Tornado, Właśnie o to chodzi, by zrozumieć partnera, dać Mu pewną swobodę, a jednocześnie nie zatracić siebie... Poza tym chyba uzależniłam swoje Szczęście od Niego. Tak jakbym nie mogła być szczęśliwa jeśli On tego nie czuje... I to jest najgorsze.. czuję że znikam... Właśnie... CZUJĘ.. czuję tak wiele, że mnie to zmiażdża... Dzięki za swoje wnioski z życia, wsparcie i chęć pomocy. Bardzo doceniam. :)
  5. Dzisiaj byłam u lekarza, póki co internisty i dostałam Spamilan. Kazał mi iść do psychiatry. Byłam się zapisać, ale nie dało rady bo limit jest w tym roku wyczerpany i mam przyjść w styczniu... Moje "rozumienie" choroby partnera zmienia się z dnia na dzień. Chyba już doszło do mnie, że jest naprawdę chory. Teraz próbuję przegryźć Jego zachowania... Ale te, nie wiem czy zrozumiem, bo jestem zbyt uwrażliwiona, by np. tolerować/akceptować odrzucanie mojej osoby i wyrzucanie mnie z domu....Pomimo tego, że wiem dlaczego On tego chce.
  6. sunset, Chodzi mi o to, że masz rację, że krzywdzimy się wzajemnie przez nierozumienie się... Może niektórzy po prostu nie nadają się do takich związków... montechristo, Zadając powyższe pytanie nie sugerowałam , że tak powinno być by chorzy byli z chorymi a zdrowi ze zdrowymi. Pytałam o Wasze zdanie... ja osobiście go nie mam... Poza tym nawet nie przeszło mi przez myśl SORTOWANIE LUDZI.. :/ A skąd wiesz, że ja jestem zdrowa...
  7. ja dzis dostalam Spamilan, 2x5mg zaplacilam 11 zl jesli komus przyda sie ta informacja
  8. Sorrow, nie rozumiem Twojej wypowiedzi... sunset, czuję że pozamiatałaś... ;( a może chorzy powinni byc z chorymi a zdrowi ze zdrowymi?
  9. Ja zaczekam po prostu... Zobaczę czy leki zadziałają... I jak to będzie wyglądać w najbliższym czasie... Narazie dam Mu czas... Tylko nadal nie wiem co ze świętami... Bo pisal mi 2 dni temu ze sie stesknil i chętnie mnie odwiedzi... A dzis jak zapytalam czy Go odwiedzic, czy spotkamy sie gdziekolwiek to powiedzial ze jest w takim stanie ze nie da rady bo ma bardzo zle samopoczucie, ma ciężkie lęki, leki nie działają, jest zmęczony i ciągle senny ze praktycznie od razu po terapii idzie spac...czyli kolo 15tej... Chyba zostawie to Jemu.. będzie chciał to przyjedzie...
  10. nie widziałam żadnego leku na "A" w Jego posiadaniu. tyle ze On niektore leki dostaje na oddziale i są juz bez opakowania... teraz leci chyba 4 tydzien jak bierze leki regularnie.. ma jakies na "Z" chyba.. m. in. no i prozac tez w tym tygodniu znow nie bedzie mojego spotkania z jego lekarzem.... dopiero po świętach.. a juz nawet na kartce sobie wypisałam wszystko co chcę zapytać i wątpliwości moje... nie, chyba nie wiem w co sie pakuję... silna.. heh kiedys bylam... ale przez ten rok stracilam wszystkie nerwy... powiedzcie, jesli mieliscie kontakt dluzszy z chorymi na S, czy rzeczywiscie na poczatku brania lekow tak jest strasznie a pozniej sie poprawia?
  11. On nie zamierza zaprzestać leczenia. Mówił tylko że na początku brania leków wszystko się intensyfikuje i stąd jego, tak cięzki, stan i jazdy. Nie mogę Mu teraz powiedziec ze wracam do Niego bo On zwariuje(!) Jak ja jestem w Jego mieszkaniu to On praktycznie nie funkcjonuje. Dziś nazwał to bojaźnią. Nie że tylko się mnie lęka bezpodstawnie, ale że konkretnie chodzi Mu o moje reakcje i jak ja sie zachowuje w pewnych sytuacjach. Przyznaję że jestem bardzo...hmm... emocjonalna, często impulsywna... i jak cos mówię to całą sobą... Tylko póki co to jak juz dochodził do rozmów to niestety nie przyjemnych ... no i On ma teraz takie mniemanie o mnie, że boi sie moich reakcji.,,, moich emocji...moich odczuć... Tak, czuję się gardzona... poniżana... ale póki co tłumaczę sobie, że to przez Jego chorobę... Że jest to tak straszne uczucie lęku że On posuwa sie do aż takich działań.... Boże... Dla mnie najlepsze to by było gdyby On był taki jak na początku... Żeby było chociaż w połowie jak kiedyś...
  12. nie potrafię zająć się sama sobą... nie wiem co mam ze sobą zrobić... w głębi serca nadal Go kocham... tylko mi uczucia zamarzły... teraz to jestem zła...po prostu zła, że On taki jest... dzisiaj stwierdzil ze nastawia swoje myśli na pozytywne tory myśląc o mnie. Wierzy , ze choroba minie i będziemy razem znowu szczęśliwi... Marzy o naszej wspólnej przyszłości... a teraz czeka jak skończy mu się ta ostra faza choroby i podobno w przeciagu tygodnia ma sie to zadziac, bo takie sa przypuszczalne wyliczenia lekarza... ze pozniej juz bedzie tylko lepiej, a teraz po prostu wszystko jest tak mocno zintensyfikowane bo to poczatek brania leków... co o tym myslicie..?
  13. niestety nie mam gdzie się podziać aby odseparowac sie od wszystkich... z partnerem nie zamierzam konczyc związku - mam nadzieje na poprawe jego zdrowia bo dopiero zaczal leczenie nadal nie wiem co robic ze świetami...
  14. Dotychczas spędzalam swieta z ojcem,matka,bratem,babcia i ciocia + partnerem, jesli takowego miałam. W tym roku zmarla babcia dzieki ktorej rodzina byla RODZINĄ, a swieta ŚWIĘTAMI. Mój ojciec naduzywa alkoholu i chyba srodkow odurzajacych -> nocne awantury w domu. Matka jest na srodkach nasennych, a po ich zażyciu wyżywa się na mnei i bracie Ciocia ma żal do Ojca za to co nam robi i powiedziala ze nei spędzi z Nami świąt Moj facet ma depresje, schizofrenie, stany lekowe- bierze silne leki ktore poki co nei dzialaja. Ostatnio oznajmil mi ze ja jestem powodem jego wielkiego leku bo przy mnie czuje sie zagrozony/niepewny/zobowiazany i wyprosil mnie ze swojego ( NASZEGO ) mieszkania nie pytajac nawet gdzie bede spala. Na pozegnanie nawet mnei nie przytulil, czekal tylko zebym jak najszybciej wyszla... na nic byl moj placz, ze bardzo mnie rani.. powiedzial ze bedziemy kontaktowac sie przez sms i gg. Dodam ze jesli spotykalabym sie z nim na miescie lub w moim domu to nei bylo by takiego problemu, bo tu chodzi o dyskomfort ktory wystepuje TYLKO w jego mieszkaniu. Teraz - po kilku dniach od wyrzucenia mnie( bo tak sie wlasnie czuje) - zaczal sie odzywac ze teskni i chetnie przyjedzie do mnie na swieta jesli jest nadal zaproszony. Ja nie chce w ogole tych swiat... Nawet z moja rodziną...Udawania ze wszystko jest dobrze i tlumaczenia sie czemu mam skwaszona mine... Najchetniej, gdybym mialawlasne mieszkanie, zaszylabym sie w nim samotnie... ;( W dodatku nei wiem czy chce spedzic te swieta z Partnerem, bo czuje do Niego wielki żal jak mnie wtedy potraktował... i to nei pierwszy raz... Z drugiej strony wiem ze to przez chorobę, wiem że chce być ze mną w związku, i że dodatkowo On nie ma rodziny i jesli nie ze mną to spędził by święta sam... nie wiem sama co robic...
  15. Gdy sie z Nim wiązałam , On nie palił... Nie wiem czy jest na co czekać... Skoro teraz jest Mu obojętne... Boje sie tez, ze po takiej izolacji, On stwierdzi, że już nic do mnie nie czuje i nie chce ze mną być...
  16. Bo to jest prawda - nie rozumiem do końca Jego choroby. Jednak teraz jest już lepiej z moją wiedzą na te tematy etc i zachowuję się inaczej niż kiedyś. Bardzo się staram... Nie jestem radosna. Jestem "normalna". Nawet uśmiecham się nieczęsto... Hm...Bardzo możliwe, że czuje presję z mojej strony... Że nie może byc taki jaki chce być... Np mieć swoje nałogi i czuć się z nimi PRZY MNIE swobodnie... Jednak to że jestem np przeciwko paleniu raczej jest pozytywne, bo ten nałóg nie działa na Niego pozytywnie..Wręcz przeciwnie, On jest jeszcze bardziej "zamulony"... Po prostu chcę dla Niego dobrze...
  17. Doszło do tego, że On stwierdził, że czuje się w moim towarzystwie bardzo niepewnie, mało "bezpiecznie", twierdzi, że ja dużo wymagam, że jak z Nim mieszkam ( jestem w mieszkaniu) to On się czuje jakby musiał mnie zabawiać/coś ze mną robić - a ponieważ tak czuje , to separuje sie ode mnie i wracając z terapii po prostu mówi że jest padniety/zmęczony etc i idzie do łóżka, gdzie albo po prostu drzemie albo zasypia. Nie spędza ze mną czasu właściwie w ogóle.... Ale gdy wyjadę to zaczyna za mną tesknić już po 2-3 dniach... Gdy mnie nie ma, to czas po terapii spędza w miarę normalnie w domu, np ogląda film, grzebie w necie etc. Oczywiscie nie jest to nie wiadomo jaka aktywizacja, ale sęk w tym, że On jest po prostu "na nogach", a nie w łóżku..., tak jak ma to miejsce, gdy ja już jestem. Poza tym nie może się przełamać by ze mną rozmawiać w 4 oczy, wlasciwie na jakikolwiek temat... Zaś gdy juz jestesmy osobno to Jego uczucia jakby odżywają i zdarza Mu sie kontaktowac ze mną przez np GG,. Twierdzi,że jest Mu tak łatwiej i wtedy nawiązuje ze mną czasem rozmowę, choć i tak woli rozmawiać z kimkolwiek innym... byle nie ze mną... To tak bardzo boli... Bo przed kim innym miałby sie otworzyc jak nie przede mną? Nikt nie był i nie jest przy Nim tak jak ja... A czuję że On zaczął po prostu "gardzić" moją osobą... Ostatnio powiedział, że chce być sam-żebym opuściła jego(nasze) mieszkanie, bo On zaraz zwariuje. Zdarzyło się tu już kilka razy... A jak nic nie robiłam.. nie wymagałam, nie prosiłam by cos zrobil, po prostu byłam... Jego lekarz powiedział że On powinien zakończyć tę znajomość... Chyba dlatego bo ja mam na Niego negatywny wpływ... Mówił że opowiadał lekarzowi jak się przy mnie czuje etc... Odpowiedzial lekarzowi ze On jednak ma nadzieje ze sie poprawią Nasze relacje... A mnie ze moze jednak ta separacja na czas leczenia byla by wskazana.. tzn ze nie spotykalibysmy sie prawie w ogole, ale kontaktowali tylko przez internet/kom... Ostatnio nawet stwierdził, że nic nie czuje po tych lekach co bierze... A nawet ze Mu wszystko juz obojetne.. ;( Jak opuszczałam dom nawet nie mógł mnie przytulic na pożegnanie, nie czuł, że chce, nie czuł,że tak powinno być skoro się kogoś darzy uczuciem.. Mówił tylko, że czuje że tak właśnie powinno być, że ja zaraz wyjdę a On nie moze sie tego momentu doczekac, i wtedy Jemu się poprawi samopoczucie... Do mojego spotkania z Jego lekarzem jeszcze nie doszło bo albo lekarza nie bylo, albo byl zajety, albo mnie nie bylo w mieście... Dopiero na początku przyszłego tygodnia mam się spotkać... Nie wiem jak sie w tym odnaleźć... Jak mam "przeżyć" bez Niego kilka miesięcy... Potrzebuję wsparcia w codziennym życiu, albo choćby zwykłego przytulenia... a kto ma mi to dać jak nie mój partner... Czuję się sponiewierana...odrzucona... Bo chcę być przy Nim by Go wspierać, ale On mnie nie chce przy sobie... Chce mnie tylko czasem...na pare godzin... albo tylko wirtualnie...
  18. Dziękuję Wszystkim za wielki odzew i zainteresowanie tematem. Z góry przepraszam, że odpiszę Wam ogólnie, nie zwracając się do każdego z osobna. Moje niedowierzanie i niezrozumienie wynika chyba z faktu,że nigdy nie miałam do czynienia z tymi chorobami czy to u siebie, u bliskich czy mniej bliższych znajomych. To jest pierwszy przypadek, z którym sie spotykam i chyba stąd mam te trudności... Jesteśmy ze sobą 1,5 roku ( i tak, planujemy wspólną przyszłość) i właściwie tyle samo mieszkamy razem. Byłam z Nim od same początku kiedy to się zaczęło nasilać (Piszę "nasilać" gdyż myślę, że te choroby nie biorą się nagle, ale jakby z całego życia. Akurat trafiło tak, że gorszy okres przyszedł/uaktywnił się w trakcie trwania Naszego związku) i o wszystkich Jego stanach wiedziałam i w nich "uczestniczyłam". Pierwszy raz poszedl do lekarzy rok temu. Otrzymał różne leki, różnie łączone, zamieniane, ale skutku nie przynosiły. Właściwie po nich było jeszcze gorzej... Po pół roku zaprzestał brania leków. Obecnie od 2 tygodni znow jest pod opieką lekarzy. Piszecie o zrozumieniu, cierpliwości i wsparciu... Przyznaję, że zrozumienie okazywałam rzadko... bo w końcu jak miałabym je okazywać skoro nie rozumiem tych chorób... Raczej była to wyrozumiałość..może nawet odpuszczanie Mu...w sensie "skoro nie mozesz, to ok, nie rób". Ale niestety towarzyszyła mi przy tym złość... że znów muszę coś zrobić sama... a niestety "samotności" nie znoszę(!) Co do cierpliwości... Miałam jej dużo przez pierwsze miesiące... ale później zaczęłam ją tracić gdy nic się nie poprawiło mimo leczenia... Niecierpliwość łączyła sie wtedy z niezrozumieniem,a wtedy potrafił byc sajgon... To samo ze wsparciem... Choć to chyba wychodzi mi najlepiej. Nawet chyba za dobrze, bo czuje sie czasem jak matka głaszcząca syna po głowie że wszystko będzie dobrze... A ja po prostu potrzebuje związku PARTNERSKIEGO, gdzie wspieramy się oboje. Niestety przy Jego stanach trudno było liczyć na zaangażowanie/wsparcie emocjonalne/zainteresowanie moimi sprawami... Jakby wszystko kręcił się wokół Niego... Chcę być wsparciem, miec cierpliwosc i rozumieć. Czy macie jakieś wskazówki jak zachowywac się/co mówić w konkretnych sytuacjach? Gdy przychodzi do zrobienia czegos wspolnie w domu/ zorganizowania czegos etc. Przede wszystkim po to by malymi krokami zwalczac Jego choroby, by slowa ktorych uzyje bardziej do Niego trafialy, by czul sie bezpieczniej, czuł mniejszy lęk.. etc. Jaki wydźwięk powinny mieć te słowa? Jaki ton powinien byc użyty? Wydaje mi się że uzyłam już wszystkiego co przyszło mi na myśl, ale to nie działało. Proszę o wskazówki jeśli takowe można wyodrębnić. Pozdrawiam!
  19. dziękuję za odpowiedź A czy można sobie wkręcić różne rzeczy tak dobrze i tak bardzo by móc przekonać do tego nawet lekarzy? Zastanawiam się nad pójściem do psychologa i porozmawiania o tym.. tylko nie wiem czy to cos da....
  20. Stwierdzono u Niego schizofrenię, psychozę lękową, zespół paranoidalny i depresję. Nie potrafię uwierzyć, że człowiek nie jest w stanie zrobić danej czynności pomimo tego, że bardzo chce. Dla mnie to oczywiste, że jak chcę iść zrobić sobie herbatę to po prostu idę. Jak chcę okazywać swe uczucie to, to robię na różne sposoby, a nie siedzę na internecie całymi godzinami nie spędzając czasu z partnerem. Uważam, że mojemu chłopakowi jest tak po prostu wygodnie, że się nad Nim tak rozczulam i że jest w centrum zainteresowania, że to wymówka przed zrobieniem różnych rzeczy, że sam sobie to wkręcił, bo przez dłuższy czas Mu na to "pozwalałam", a wręcz matkowałam. Czy możecie mi powiedzieć czy to ja nie rozumiem tej choroby czy jednak jest mozliwe że ktos sobie wszystko bo mu tak wygodnie żyć...
×