Witam, od kilku lat jestem smutny [6?] nic mnie zupełnie nie cieszy i nie sprawia mi przyjemności [nawet rożne używki teoretycznie powodujące euforie nie działają... ]. Ogólnie, coraz bardziej się alienuje i niszczę resztki moich relacji z ludźmi... Sprawiam, że już nigdy więcej się do mnie nie odezwą. Żeby zasnąć musze wypić przynajmniej butelke wina, inaczje nici ze spania, co i tak nie zapewnia mi komfortu poniewaz albo budze sie nie wyspany, albo w srodku nocy i juz do rana moge tylko drzemac. Moje zycie sprowadza sie do egzystenji, porzucilem wszystkie pasje, nie nawiazuje nowych kontaktow. Z naturalnie marudzacej i narzekajacej osoby stalem sie smutnym szarym czlowiekiem, ktory juz nawet nie marudzi tylko znika po malu i nikt na to nie zwraca uwagi. W wymuszonych relacjach z ludzmi, coraz czesciej wylazi ze mnie chamstwo.
do sedna, czy to depresja? czy po prostu jestem wyjatkowo beznadziejna, szara osoba, ktora powinna sie jakos ogarnac i przestac uzalac nad soba? [do tej pory nie wiem jak to zrobic bo nic z dostepnych srodkow(leganych lub nie) nie pomoglo ]
pozdrawiam