Skocz do zawartości
Nerwica.com

Werronika

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Werronika

  1. Witaj, Moja sytuacja jest bardzo podobna. łatwo się denerwuję chociaż okazuję to tylko w stosunku do bliskich, czyli wyładowuję się na ludziach co do których jestem pewna, że jakoś to przełkną. Nerwicę i fobie szkolną już przerabiałam mimo że zawsze stopnie miałam bardzo dobre, potem niby przeszło ale natłok zajęć, zmiana pracy i obawa co do tego co będzie jutro spowodowały że czuję się okropnie. Mnie do płaczu doprowadziło dziś gotowanie obiadu z moim chłopakiem, banalna sprawa jakiś tam szczegół a ja stanęłam ze świeczkami w oczach ze świadomością ze nawet tego nie mogę zrobic dobrze. Mój związek też jest udany a cierpliwość mojego chłopaka mnie przeraża czasem:) Też mu ciągle wmawiam że mnie pewnie nie kocha bo mam jakieś huśtawki nastrojów ale wtedy siadam i staramy się rozmawiać-rzeczowo. Pozwala mi to na jakąś w miarę poprawną ocenę mojej sytuacji. Pomaga przynajmniej na chwilę jak słyszę jak ktoś mówi do rzeczy. Jak on gdzieś wychodzi a ja zostaję w mieszkaniu to albo sprzątam albo prasuję przy włączonej muzyce i sobie śpiewam byle nie myśleć. Mnie nawet nie porażka wpędza w dół ale sama myśl o tym co może pójść źle....np pada snieg, jest chlapa ja idę do dentysty, będę mieć brudne i mokre buty usiądę na fotel i narobię bałaganu i co ta pani sobie o mnie pomyśli. Kolejne to starszliwy lęk że pracodawca coś wymyśli i mnie pozwie nie wiem do sądu czy gdzieś tam. Rozstaliśmy się w niezbyt miłej (w końcu zrezygnowałam z pracy tez ze względu na to że dwa błędy wpędziły mnie w mega rozpacz) ale poprawnej atmosferze. Ja powiedziałam że czuję że się do tego nie nadaję i że mnie to kończy psychicznie, teraz mam urlop i całe dnie spędzam na wymyślaniu co on mi może zrobić. Mnie wczoraj ogarnęła rozpacz to wypiłam 0,5l w drinkach sama, troszkę się rozluźniłam, ale po pierwsze to nie jest sposób po drugie obudziłam się po 3 nad ranem z kołataniem serca, szczękościskiem i nerwobólami. Już nie zasnęłam. Wiem jedynie że jak zmienię pracę bez problemu wszystko się ustabiluzje. Ale do tego potrzebuję jeszcze 2 tyg przez które jestem pewna będę się zamartwiać. Ponieważ nie jestem w stanie zmusić się choćby do przeczytania ksiażki no to poszłam na całość i umówiłam się do psychologa. I wiesz co, lepiej mi. Sama świadomość że idę do specjalisty, to coś jak z grypą, w domu umierasz jesteś w przychodni i nagle okazuje się że wśród tłumu kaszlących czujesz się o wiele lepiej niż w domu. Jedyny sposób jaki mi pomaga to jest określenie problemu. Np mam egzamin strasznie się boję, do tego mam milion problemów ale egz jest najważniejszy. I jak ta jedna rzecz mi się uda zaczynam doceniać swoje możliwości. Mówię sobie że jak to się udało to już wszystko się uda. I nawet jak jakaś pierdoła pójdzie źle robie sobie rachunek,,,o to jest ok to też a to nie, ale ostatecznie jestem na plusie. Tylko że to jest rozwiązanie na chwilę. Poza tym widzę doskonale że jak moja druga połówka jest smutna, automatycznie skupiam się na nim, pocieszam doradzam, odciągam się od siebie....wtedy też mi lepiej. No ale....kazdy jest inny. Może na początek spróbuj znaleźć o co ci tak naprawdę chodzi. Z czym masz problem. Co do psychologa...ja uważam że powinnaś spróbować, rozmowa z kimś obiektywnym to będzie ogromny zastrzyk pewności siebie i wiary że wszytsko bedzie ok. [Dodane po edycji:] Witaj, Moja sytuacja jest bardzo podobna. łatwo się denerwuję chociaż okazuję to tylko w stosunku do bliskich, czyli wyładowuję się na ludziach co do których jestem pewna, że jakoś to przełkną. Nerwicę i fobie szkolną już przerabiałam mimo że zawsze stopnie miałam bardzo dobre, potem niby przeszło ale natłok zajęć, zmiana pracy i obawa co do tego co będzie jutro spowodowały że czuję się okropnie. Mnie do płaczu doprowadziło dziś gotowanie obiadu z moim chłopakiem, banalna sprawa jakiś tam szczegół a ja stanęłam ze świeczkami w oczach ze świadomością ze nawet tego nie mogę zrobic dobrze. Mój związek też jest udany a cierpliwość mojego chłopaka mnie przeraża czasem:) Też mu ciągle wmawiam że mnie pewnie nie kocha bo mam jakieś huśtawki nastrojów ale wtedy siadam i staramy się rozmawiać-rzeczowo. Pozwala mi to na jakąś w miarę poprawną ocenę mojej sytuacji. Pomaga przynajmniej na chwilę jak słyszę jak ktoś mówi do rzeczy. Jak on gdzieś wychodzi a ja zostaję w mieszkaniu to albo sprzątam albo prasuję przy włączonej muzyce i sobie śpiewam byle nie myśleć. Mnie nawet nie porażka wpędza w dół ale sama myśl o tym co może pójść źle....np pada snieg, jest chlapa ja idę do dentysty, będę mieć brudne i mokre buty usiądę na fotel i narobię bałaganu i co ta pani sobie o mnie pomyśli. Kolejne to starszliwy lęk że pracodawca coś wymyśli i mnie pozwie nie wiem do sądu czy gdzieś tam. Rozstaliśmy się w niezbyt miłej (w końcu zrezygnowałam z pracy tez ze względu na to że dwa błędy wpędziły mnie w mega rozpacz) ale poprawnej atmosferze. Ja powiedziałam że czuję że się do tego nie nadaję i że mnie to kończy psychicznie, teraz mam urlop i całe dnie spędzam na wymyślaniu co on mi może zrobić. Mnie wczoraj ogarnęła rozpacz to wypiłam 0,5l w drinkach sama, troszkę się rozluźniłam, ale po pierwsze to nie jest sposób po drugie obudziłam się po 3 nad ranem z kołataniem serca, szczękościskiem i nerwobólami. Już nie zasnęłam. Wiem jedynie że jak zmienię pracę bez problemu wszystko się ustabiluzje. Ale do tego potrzebuję jeszcze 2 tyg przez które jestem pewna będę się zamartwiać. Ponieważ nie jestem w stanie zmusić się choćby do przeczytania ksiażki no to poszłam na całość i umówiłam się do psychologa. I wiesz co, lepiej mi. Sama świadomość że idę do specjalisty, to coś jak z grypą, w domu umierasz jesteś w przychodni i nagle okazuje się że wśród tłumu kaszlących czujesz się o wiele lepiej niż w domu. Jedyny sposób jaki mi pomaga to jest określenie problemu. Np mam egzamin strasznie się boję, do tego mam milion problemów ale egz jest najważniejszy. I jak ta jedna rzecz mi się uda zaczynam doceniać swoje możliwości. Mówię sobie że jak to się udało to już wszystko się uda. I nawet jak jakaś pierdoła pójdzie źle robie sobie rachunek,,,o to jest ok to też a to nie, ale ostatecznie jestem na plusie. Tylko że to jest rozwiązanie na chwilę. Poza tym widzę doskonale że jak moja druga połówka jest smutna, automatycznie skupiam się na nim, pocieszam doradzam, odciągam się od siebie....wtedy też mi lepiej. No ale....kazdy jest inny. Może na początek spróbuj znaleźć o co ci tak naprawdę chodzi. Z czym masz problem. Co do psychologa...ja uważam że powinnaś spróbować, rozmowa z kimś obiektywnym to będzie ogromny zastrzyk pewności siebie i wiary że wszytsko bedzie ok.
  2. Werronika

    Depresja? Pomocy!

    Witam, Chciałabym żebyście doradzili mi co mam ze sobą zrobić. Od jakiegoś czasu czuję się jak zero bezwględne. Wszystko zaczęło się dawno dawno temu, bo odkąd pamiętam zawsze podchodziłam zbyt ambicjonalnie do niektórych spraw...szkoły, sportu, studiów, ale postawiona przed faktem radzenia sobie samej w obcym mieście na studiach jakoś dałam radę. Szło mi całkiem nieźle i nabrałam pewności siebie. Ale każdy upadek ba nawet potknięcie to było kilka godzin ryczenia w poduszke. Teraz zaczęłam pracę, pech chciał że mój szef to emocjonalny manipulator. Czepia sie o wszystko. Po miesiącu ryczenia w poduszkę złożyłam wypowiedzenie. Teraz mam wrażenie że już sobie nie poradzę, ze się wszyscy na mnie zawiodą, że nikt mnie nie zatrudni, że jestem do niczego i tak mogłabym wymieniać. Wpadam w stany lękowe pt. on na pewno pójdzie do sadu i mnei o coś oskarży, potem myślę że wszyscy mu uwierzą, nikt nie będzie mnie szanował, będę miała kłopoty finansowe i nietylko i mam ochotę skończyć ze sobą. Pewnie uznałabym że mi przejdzie ale...nie śpię, albo jak zasnę śnią mi się koszmary, serce mi wali jak młot z byle powodu albo bez powodu, boli głowa,żołądek, gorzej widzę, nie mogę się skoncentrować nie mam już tej dokładności co wcześniej, wyjście po schodach na piętro to jest szczyt mojej możliwości, Jestem zmęczona, zrezygnowana.... No i sama mam siebie dość. Jak się czasem na coś nakręcę że coś będzie źle...no to tyle, to mam 3 dni wyrwane z życiorysu bo tak się zapętlam we własne lęki i obawy że w ogóle nie rejestruje że ktoś coś do mnie mówi. Albo zapominam od razu co powiedział. Od paru miesięcy funkcjonuje jak płaczące zombi. Proszę...pomóżcie
×