Hej, także mam NL.
U mnie to już drugi raz o ile można je rozgraniczać. Pierwszy raz dostałem objawów nerwicy na 1 roku studiów. Zrezygnowałem przez nią ze studiów, nie pracowałem, rodzice mnie utrzymywali. Chodziłem na terapię, brałem leki, i wyszedłem z tego. Zajęło to blisko 3 lata ale udało mi się. Przez kilka lat żyłem najnormalniej na świecie, nawet zapomniałem kompletnie o istnieniu tego zaburzenia, aż pewnego dnia wracając z pracy zasłabłem w tramwaju, nie całkowicie, tylko dostałem jakiegoś kołatania serca którego nie mogłem uspokoić i musiała po mnie dziewczyna przyjechać. Wtedy niestety wrócił strach i całe życiowe plany pękły jak bańka mydlana. Teraz mam 30 lat, byłem na 2 terapiach, ciągle biorę leki, które mi karzą i jestem w tym już 3 lata, ale jakoś nie widać końca tej męki. Obecnie nie chodzę na żadną terapią tylko sam staram się próbować coś osiągnąć. Najbardziej brakuje mi jednak kogoś z kim można pogadać, kto zrozumie, kto wie co przechodzę. Przez tą chorobę straciłem wszystkich znajomych i siedzę teraz w Warszawie do której przyjechałem 5 lat temu i jestem tu strasznie samotny.
Tak więc pomyślałem że może tutaj to napiszę i może coś to da, może ktoś zechce poznać tego świra, pogadać, spotkać się, ponarzekać, pośmiać się, cokolwiek.
Krzychu