Skocz do zawartości
Nerwica.com

maciekm73

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez maciekm73

  1. Fajnie, że taka stronka jest Poczytałem sobie Wasze wpisy i aż mnie zmroziło! Wychodzi na to, że jestem niezłym świrem... Z dzieciństwa pamiętam zamykanie kranów po kilka razy i pstrykanie wyłącznikiem od światła po 15 razy pod rząd. Płyt chodnikowych nie przerabiałem, bo w miejscu zamieszkania ich nie było - alejki tylko asfaltowe. Natomiast jakaś siła kazała mi się cofać co jakiś czas o krok i stawać tak, aby buty stały równo. Dziś mam 37 lat i teoretycznie jestem normalny (tak mi się wydawało do niedawna)... Macanie się z wyłącznikiem od światła (takie przygładzanie go) to norma. Zamykanie drzwi - najpierw zamek dolny, potem górny - koniecznie - inaczej się nie da, bo trzeba otworzyć i zamknąć jeszcze raz. Szarpanie się z klamką kilka razy, tak dla pewności, wracanie z półpiętra do drzwi (tak jak w filmie "Dzień Swira") . Kiedy kładę się spać muszę ręką przelecieć 3 razy wszystkie pokrętła od kuchenki gazowej, poduszkę koniecznie guzikami do góry, żeby nie gniotła, a prześcieradło w odpowiednią stronę. Czasem żona prześcieradło położy inaczej i muszę to poprawić. Sypiam na golasa, bo w piżamie czuję się osaczony. Przeszkadzają mi też nierówno zawiązane buty. Buty muszę nosić luźne w palcach - tak, żeby palcami szło ruszać, inaczej się duszę (tzn odczuwam konieczność uwolnienia stóp). W okresie wiosenno - letnim chodzę tylko w sandałach i klapkach. Mam też natręctwo nierównego wyglądu - muszę być cały równo opalony, bo biały pasek pod gaciami doprowadza mnie do rozpaczy. Latem uciekam na godzinkę z pracy, chodzę opalać się na golasa, a popołudniami z rodzinką jedziemy nad jezioro - wtedy mam pewność, że słońce nie spowoduje zbyt dużych nierówności w opaleniźnie. Czasem też się łapię na ustawianiu przedmiotów do krawędzi, np stołu mebli itp. Odczuwam nieraz nieodpartą chęć przestawienia jakiegoś przedmiotu, bo wydaje mi się, że powinien on być inaczej ustawiony - czuję tak jakby pole magnetyczne, które chciałoby obrócić jakiś przedmiot w odpowiednim kierunku. Otwieranie i zamykanie nogą klapy od kibla, to też u mnie standard. Rąknie myję co chwilę, ale staram się nimi jak najmniej dotykać, żeby zachowały świeżość. Zima jest dla mnie zbawienna, bo można używać pieniędzy przez rękawiczki. Zdarza mi się czasem (aż wstyd się przyznać) nie kąpać się przez tydzień, gdyż miałbym poczucie utraty czegoś... (myję tylko miejsca pachnące a resztę ciała pozostawiam w spokoju). Kiedy miałem problem z kamieniami nerkowymi, urolog kazał mi patrzeć na ilość moczu, żeby nie doszło do zastoju w nerce. Wziąłem sobie do serca, kupiłem zbiorniczek z miarką i notowałem ilość wypitych płynów i ilość moczu. Tak mi się to spodobało, że miałem problem z przerwaniem tego procederu. Jak zacząłem szperać w necie o ilości moczu, to znalazłem informacje o urynoterapii i znowu następna obsesja - musiałem rano i wieczorem wypić nawet maleńką ilość moczu... W ogóle mam jakiś nieodparty pociąg do robienia rzeczy dziwnych, jedynych w swoim rodzaju i ekstremalnych, nawet bardzo ekstremalnych, ale to chyba nie miejsce żeby o tym mówić... Ostatnio też pojawiła się nieodparta chęć spożywania alkoholu przed snem - kieliszek likieru co wieczór. Normalnie jestem prawie że niepijący, ale mam takie okresy, że przez 2-3 tygodnie spożywam alkohol. Albo chcica na lentilki (takie czekoladowe pastylki w kolorowej politurze) - potrafię przez kilka miesięcy ich nie ruszać, a potem przez 2 tygodnie zjem 3 kilo - oczywiście w ukyciu, bo żona by mi nie pozwoliła tyle zjeść. Albo ser żółty z lodówki - kroję parzystą ilość plastrów i zjadam, potem następne, bo mam taki przymus. Hamuje mnie w pewnym momencie groźba pozostawienia nieprzyzwoitej ilości produktu, co mogłoby wyprowadzić małżonkę z równowagi. Lubię też bardzo pudełka - mam pełno kartoników, w których trzymam różne drobiazgi. Nie wkładam nic do szuflady luzem, tylko w pudła i pudełka. Od trzech lat mam też obsesję posiadania długopisu z pływającym statkiem (miałem kiedyś taki w dzieciństwie). Jak znajdę gdzieś na aukcjach długopis z czymś pływającym, to natychmiast go kupuję. Od kilku lat prześladuje mnie też myśl o zbliżającej się wojnie lub jakimś katakliźmie, dlatego w piwnicy na wierzchu mam przyszykowane wyposażenie na taką okoliczność - ciepłe ubrania, buty dla całej rodziny, kuchenki turystyczne, niezbędniki, plecaki, ponton, namiot, latarki, lampę naftową, butle na wodę itp. Kiedy się drapię, np w lewe ramię, muszę się też podrapać w drugie, żeby było po równo. Do obłędu doprowadzają mnie zbyt długie paznokcie. Jak mam świadomość, że takie są, a nie obetnę ich, to nie zasnę. Przypomniało mi się też, jak miałem 10-12 lat - odczuwałem też wtedy konieczność przejścia po ciemku, samotnie np. przez las, albo kilkaset metrów przez okoliczne bunkry bez latarki. Gdybym tego nie zrobił nie mógłbym wrócić do domu (coś jakby mnie ciągnęło w drugą stronę)... Wkurzam się też strasznie jak sobie coś zaplanuję a sytuacja uniemożliwia mi zrealizowanie tej rzeczy.
×