Cześć.
Jeśli to zły dział to przepraszam.
Mam dość. Dosłownie wszystkiego. Mojej rodziny, ludzi z mojego otoczenia.
Nie wiem już co mam zrobić, czy jest jakiekolwiek wyjście..
Wszędzie jestem kozłem ofiarnym. W domu, w szkole, gdzie się pojawię.
W szkole prawie nikt nie chce ze mną gadać, każdy mnie olewa, nabija ze mnie.
Jak kogoś poznaję to zawsze jestem miła ( i później też).
Jestem pomocnym człowiekiem, i niestety
"te" dwie osoby, jedyne osoby które się ze mną odzywają - wykorzystują to.
Rozmawiają ze mną tylko wtedy kiedy mają do mnie jakąś prośbę, nie umieją na sprawdzian lub nie mają
komu się wyżalić. Jeśli już się wyżalają, to ja staram się te osoby pocieszyć i
doradzić - i zwykle nie doradzam im źle.
Ale potem znowu jest to co zwykle. Nie zauważają mnie. A kiedy ja chcę z nimi pogadać
(po prostu pogadać) to nie mają czasu lub wszystko wskazuje na to że nie chcą ze mną rozmawiać.
Zaś w domu moi rodzice nie liczą się z moim zdaniem. Rodzeństwo również. Wiem, że jestem nie chcianym dzieckiem bo moi rodzice nie planowali czwartego dziecka - sami się do tego przyznali.
Rodzeństwo nawet wymyśliło mi "ksywkę" (nie będę już pisać jaką). Nie zdziwię się jeśli moi rodzice też zaczną tak do mnie mówić. Właściwie to nikt nie ma do mnie szacunku. Nie pytajcie mnie, czy ja mam do kogoś szacunek, bo wydaje mi się że mam tyle szacunku do drugiego człowieka, aby go nie wyzywać i nie wykorzystywać itd.
Właściwie to wychodzi na to, że nie mam prawa się odzywać.
W domu najlepiej dogaduję się z siostrą (jeśli to tak można nazwać .......). Ale kiedy już pomogę jej przy dziecku, we wszystkim czym chce, to mówi: "no to możesz już iść do swojego pokoju".
Właściwie to nie wiem czemu tu to napisałam.. Może dlatego, że nie mam z kim porozmawiać.
I może też dlatego, że mam tego wszystkiego dość
I raczej nie ma żadnego wyjścia
Sorry, że ten post jest trochę chaotyczny.