Witam jestem na forum poraz pierwszy lecze sie na nerwice lękową już od marca 2010 roku... Biore tabletki i narazie efekty są widzoczne od jakiegoś miesiąca wczesniej było strasznie lęki w autobusie te wszystkie głosy na raz czułam sie taka przytłoczona ym wszystkim bałam sie ze zwariowałam ... chcieli dać mnie do szpitala ale sie nie dałam bałam sie lekarzy szpitali wszystkiego ..... A propo hipohondrii od marca chorowałam juz na guza mózgu, boreliozę, na serce , krążenie i miałam zapalenie opon mózgowych wszystko to oczywiscie było wkrętem najczęścij kączyło sie lekarzem i brakiem jakichkolwiek objawów .... cudowne uzdrowienia w mojej przychdni juz mnie znali i nie traktowali poważnie .... Przy tych "urojeniach" ( tak to nazwe) miałam ataki straszliwego płaczu nie do opanowania .... bałam sie strasznie ze własnie umieram.... Że nikt mi nie moze pomóc.... Później moje leki które doprowadziły mnie do "normalności" zabijały mnie .... to mi sie tak wydawało poprostu za każdym razem po zażyciu czekałam aż mi sie cos zacznie dziać i zaczynało.... ale moja rodzina i moj chłopak który caly czas był ze mna prawie zmuszali mnie do zażywania tabletek i teraz moge powiedzieć ze jest ok.... chociaż ostatnio popłakałam sie "z niczego" ale juz jestem w stanie zatrzmać ten płacz.... Nie przeobraża sie w histerie... Jestem z siebe dumna ...
Teaz znalazłam nowa prace jestem w szoku jak szybko sie zaaklimatyzowałam ... Kontatkty z ludzmi mnie nie przerażają ... oja pani psychiatra kazała mi mieć mocniejsze leki zawsze przy sobie bo podobno nerwica nie lubi zmian... ale juz minęły 2 tyg i jak narazie tylko raz mi były potrzebne....
Proponowano mi wizyte u psychologa na rozmowe ale nie jestem na to gotowa, chyba boje się uświadomić sobie co tak naprawde jest przyczyną mojej choroby....
Pozdrawiam wszystkim którzy borykają sie z tą straszną chorobą będzie dobrze