Skocz do zawartości
Nerwica.com

p777

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez p777

  1. Jestem ciekawy czy oprócz mnie jest jeszcze ktoś kto nie przeżył nawet momentu wartego życia. Chodzi także o wyobrażenie sobie takiej sytuacji w której chciałoby się znaleźć, dla mnie takiej nie ma i nigdy nie było. Żyje jedynie z lęku metafizycznego przed ewentulaną jeszcze gorszą rzeczywistością a nie ze strachu przed nicością. Za nicością tęsknię. Ciekawym czy ktoś tak ma. ps Zerowej anhedonii nie przeżywam, trudno zaprzeczyć że napicie sie piwa jest gorsze niż nie napicie i tym podobne jedzenie, spanie, wydalanie ale chodzi o to że nic prawie by sie nie stało gdybym tego nie przeżył, gdybym sie nie urodził, nie stracił bym prawie nic. Odczuwam jakąś słabość prądu w rdzeniu kręgowym , tak jakbym prawie nie żył. Nie zazdroszczę nikomu konkretnego szczęścia, jedynie tej podstawy , tego że czuje : to by było straszne gdybym sie nie urodził, życie jest bezcenne, na samą myśl że mogę nie życ dostaje bzika. A ja myślę , gdybym sie nie urodził byłoby to dla mnie żadną, żadną stratą.
  2. Może ta sprawa nieczucia emocji to konsekwencja braku napędu do walki o przeżycie. Są dwa prawa biologiczne 1. dążenie do własnego przeżycia i 2. budowanie więzi. Może jak nie ma pierwszego to drugie nie musi powstać. Chodzi o to że życie może nie wciągać jeśli nie ma się napędu do egoistycznej walki o siebie. W książce Kępińskiego psychopatie jest opisany typ nerwicowy - psychasteniczny który do mnie bardzo pasuje. Podobnie nie czuję biologicznego powiazania z życiem, opieram sie na fasadzie kulturowej która na szczęście się we mnie jakos w dzieciństwie ukształtowała w postaci pewnej stabilnej emocji. Wiszę wiec jedynie na narcystycznych odczuciach wynikających z akceptacji przez otoczenie. Ostatnio jednak czuje silne lęki że ta fasada pęka i popadne w jakieś urojenia z samotności. Moje zachowania wobec ludzi są coraz bardziej sztuczne, niepewne i czuje jakąś zmiane własnego ja. Zdarza mi się pamięć odczuwać jako jakby nie moją, stłumioną, głos wydaje mi sie obcy, czasem mam wrażenie że jak patrze na zdjecie w necie to postać sie zaczyna materializować, oczywiście regauje lękiem silnym, wcześniej tego nie było. Bezsenne noce kiedy wpadam w półsen i zaraz wybudzam się przestraszony bo moje myśli stanowią jakąś sałate słowną. Sam proces myślenia czasami wydaje mi sie oddalony i nie mój. Jakbym był nową osobą która pojawiła sie na miejscu starej. Do tego zwiększony napęd myślowy który dąży jakby do przesilenia obwodów, po czym myślenie sprawia mi trudność. Wszystko to oczywiście w lęku że wariuje. Mam nadzieję że to tylko przejściowa nerwica i zamiast tego buduje się we mnie coś silniejszego i dojrzalszego bo to nastąpiło po okresie poprawy samoświadomości , kiedy pewne śmieci wypłynęły mi z podświadomości, jednak na zbudowanie instynktów biologicznych nie mam już co liczyć. Kępiński okręslił to jako słabość duszy. Jednak co mnie smuci napisał też że ludzie ze skłonnościami do schizofrenii charakteryzują się podobieństwem do typów psychastenicznych.
  3. Jak w tytule. Nie potrafie kochać , więc jeśli znacie jakieś książki czy miejsca w necie gdzie można o tym przeczytać proszę o podanie. Nie tylko z psychologii ale z psychiatrii czy neurologii. Także książki o autyźmie czy schizofrenii gdzie jest coś poruszane na ten temat, najlepiej szerzej. O reaktywnym zaburzeniu przywiązania. Zawsze czułem się odiozlowany od reszty świata, miałem skrajnie sceptyczne nastawienie do wszytkiego co mi mówiono, nie powstała we mnie emocjonalna konstrukcja, czuje rozdział między wpojonymi zasadami a emocjami, jak bym był nie z tej planety.
  4. Witam, czy da się jakoś leczyć poczucie prawie całkowitego zobojęnienia na los innych ludzi trwający od dzieciństwa odkąd pamietam. Mam bolesną tęsknotę by choc ktoś jeden nie był mi obojętny ale nie potrafię przerzucić tego uczucia na kogoś konkretnego i tęsnic za nim czy życzyć mu dobrze, tak jakby to uczucie było same w sobie, zawieszone w pustce. Wokół mnie są ludzie którym ja nie jestem obojętny ale oni mi są. Może to psychopatia ? Da sie to leczyć ? Bo nic mi sie nie chce robic w tej emocjonalnej izolacji. Spędzam dni najchętniej sam, cokolwiek mam robić dla innych męczy mnie to a chciałbym by było odwrotnie. W rezultacie z trudem robię coś nawet dla samego siebie. Czuję taki ogień żalu za innymi że trudno mi sie na czymkolwiek skoncentrować. To może śmieszne że olewam tych samych ludzi których chcałbym kochać i ich nie olewać ale ja bez uczuć nie umiem działać.
×