Skocz do zawartości
Nerwica.com

wika

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wika

  1. Cześć, ja też już zwiększam dawkę, ale mam to robić stopniowo, po kilka dni, tzn. najpierw 1x100 + 1/3 50 itd....aż do 150 w całości. Felix,ja też miałam podobnie, jeśli chodzi o dzieciństwo, studia, pracę....i jak już zaczęłam przepłacać zdrowiem za fochy mojej zimnokrwistej szefowej, powiedziałam- dość! żadne pieniądze nie są tego warte.... Pozdrawiam
  2. Ninon... zatkało mnie. Nie wiem dlaczego ale po Twoim pierwszym wpisie osądziłam Cię jako super pewną siebie osobę, którą napewno nic takiego nie spotkało....wiem, że jedno nie wyklucza drugiego, ale wiesz o co chodzi... Gratuluję Ci sukcesu!!! Nie no, od dziś jesteś moim Guru:)
  3. Tolerancja, witam, jestem bardzo ciekawa co te panie powiedziały Ci takiego, że dałaś radę swoim lękom...możesz napisać?Podziwiam i szczerze zazdroszcze! P.S U mnie też wszystko zaczęło się po śmierci kochanej babci...
  4. Ninon, mam pytanie, czy Ty miałaś nerwicę lękową? Jestem spragniona opowieści o tym, jak ktoś wyzdrowiał!:) Narazie nic takiego nie przeczytałam (usłyszałam)...
  5. ninon, wow, dzięki za miłe słowa. Sama siebie czasami zaskakuję tą "siłą". Niestety wtedy, kiedy najbardziej potrzebuję to jej nie mam. Nie no, może przesadziłam, ale owa siła nie jest na wyciągnięcie ręki...w sytuacjach kryzysowych muszę się bardzo starać, by ją w sobie odnaleźć... Trochę teraz górnolotnie pojechałam:) Masz rację, że mąż i dziecko nie wyleczą mnie z lęków, ale ich obecność w moim życiu dużo mi daje, właściwie to najwięcej. Prawdą jest też fakt, że mąż nigdy nie zrozumie co tak naprawdę mnie męczy, bo sam tego nie czuł (i wcale nie życzę). Nawet nie chciałabym go obarczać tym całym "dobrobytem" doznań związanych z nerwicą, bo wiem, że tak naprawdę nie jest to potrzebne. Kiedyś sądziłam, że właśnie współczucie i takie "żałowanie chorego" coś mi da... Dzisiaj wiem, że nerwica uwielbia zajmowanie się nią i poklepywanie po ramieniu... Jeśli chodzi o łykanie tabletek, to rozumiem co próbujesz mi przekazać:)Nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę, jednak narazie muszę się wspomóc... Ninon, ja wiem skąd mam nerwicę, tzn znam przyczynę, ale jeszcze nie jestem w stanie tego zrozumieć i zaakceptować. Mam nadzieję, że terapia mi w tym pomoże. Pozdrawiam
  6. ninon, trochę ostre słowa...chyba mnie źle zrozumiałaś,wcale nie czuje, że psychoterapeuta mnie nie lubi...wręcz przeciwnie jest...to osoba bardzo miła, co nie znaczy, że musi mi mówić miłę rzeczy.Nie użyłam też słowa "psychiczni" mój psycholog zresztą też nie. No i zaczynam rozumieć już sens terapii, ona nie ma na celu obwinianie kogoś, czy znalezienie winnych...chodzi o zmianę która dokona się we mnie, której dokonam JA. Nie uważam mojego życia za monotonne i pozbawione sensu...Wręcz przeciwnie...mam cudowną córcię i kochającego męża...Nie będę robić niepotrzebnych badań krwi i zastanawiać się którego pierwiastka mi brakuje i jaką mam chorobę...nerwica karmi się takimi rzeczami....a ja jestem pod opieką lekarza, któremu ufam. Zaburzone poczucie bezpieczeństwa...być może mam. Leki natomiast pomagają mi zwalczyć objawy nerwicy. pozdrawiam
  7. Felix, cześć, zwiększyłeś już dawkę?Ciekawa jestem rezultatów... Wypróbuję najpierw na Tobie;) Ja narazie nie czuję wielkiej poprawy na 100-ce, ostatnio nawet stwierdziłam, że Afobam, czy jakiś inny benzodiazepin wogóle na mnie nie działa.... Heh, zastanawiam się, dlaczego to spotkało właśnie mnie, to całe zachowanie związane z agorafobią jest całkowicie sprzeczne z moją osobowością... Dotąd uwielbiałam spotykać się z ludźmi, byłam towarzyska i lubiana. Teraz lubię tylko 4 ściany... [Dodane po edycji:] Tęsknię za dawnym życiem!
  8. Cześć Felix, ja miałam podobnie jak Ty, jeśli chodzi o supermarkety i chodziłam i właściwie chodzę do nich wyłącznie z mężem. On jest moim "wybawicielo-bohaterem" z lęków, z nim mniej się boję:)Chociaż mam świadomość, że tak naprawdę nigdy nie zrozumie mojej choroby. Jejku,wydaje mi się, że moja agorafobia ma jakiś ciężki przebieg:) Wiem, że osoby z nerwicą lubią sobie "dodawać", ale poważnie u mnie nawet zwykłe wyjście do sklepu po bułki wiąże się z ciężkim stresem i paniką. W torebce muszę mieć benzo (lexotan lub afobam) inaczej nawet nie ma mowy o wyjściu. Robię małe postępy, staram się przełamywać strach, ale jest baaardzo ciężko. Czasami wydaje mi się, że mam "to" od zawsze i nie mam już dalej siły. Moja sytuacja nie jest sprzyjająca ćwiczeniom z wychodzeniem, ponieważ narazie jestem w domu z dzieckiem, a przy brzydkiej, deszczowej pogodzie (a takiej jest 70%) nie da się spacerować. Dziwne, że samochodem jestem w stanie gdzieś dojechać, natomiast kiedy myślę, że miałabym tą samą odległość przemierzyć pieszo... Jeszcze jestem na zolofcie 100, za tydzień zwiększam dawkę na 150 i oby dało rezultaty. Chce być wreszcie wolna od tej wrednej @- agorafobii. [Dodane po edycji:] Felix, a co do hormonów...i tu sytuacja się komplikuje. Robię regularnie badania różnych hormonów m.in tarczycy bo mam PCO:) Żyć nie umierać:) Mam pytanie odnośnie Zoloftu. Bierszesz na noc, czy na dzień? Ja wcześniej nie miałam kłopotów ze snem. Teraz nie mogę zasnąć mino tego, że jestem zmęczona i wstaję w nocy do dziecka. Myślę, że to przez Zoloft, możliwe? Życzę zdrowia.
  9. Toshiba, spróbuje tak właśnie zrobić... Do tej pory myśli kłębiły mi się w głowie jak oszalałe, a jak już znalazłam się przed psychoterapeutą to nie wiedziałam od czego zacząć. Tyyyyle tego było wszystkiego, że po sesjach czułam się jakby przejechał mnie jakiś emocjonalny ciągnik:)Dzięki.
  10. Niestety tak właśnie jest. Trzeba stawić czoła konfliktom, emocjom, lękom - ciągłe omijanie, uciekanie tylko kumuluje złą energię, a ona rośnie do takich rozmiarów, że człowiek nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Wiem coś o tym:) [Dodane po edycji:] Toshiba, już powiedziałam o wszystkim terapeutce. Narazie podjęłam decyzję, że będę kontynuować, ale ostrożnie:) Dzisiaj wiem, że to wyszło mi na dobre. Tzn. nie należy do przyjemności wymiotowanie z nerwów, ale teraz czuję ulgę. Ciągle jednak zastanawia mnie czy ten nurt pozwoli mi pokonać agorafobię, bo to najbardziej utrudnia mi życie...Chcę być aktywną i szczęśliwą mamą, a nie kłębkiem nerwów co się boi wyjść z domu:(Jednak mam jeszcze iskierkę nadziei:) [Dodane po edycji:] Toshiba, mam nadzieję, że Twój dzisiejszy napad paniki był tylko chwilowy. Wiem jakie to jest okropne i jak to później przygnębia. Niestety w pracy to już tak jest, że czasem coś człowieka dopadnie. Ale nie daj się, powodzenia!
  11. Witaj Felix,a więc jest i dla mnie jakaś nadzieja:) A na poważnie to po tygodniu załamania postanowiłam nie odpuszczać jeszcze i chyba dobrze, bo trochę mi się poprawia. Może to jest tak, że nagromadziłam w sobie zbyt dużo różnych emocji i musiały one gdzieś znaleźć ujście. Wcześniej miałam tylko somatyczne objawy a teraz lęk pojawia się w postaci agorafobii, która strasznie utrudnia mi życie, a nie chcę ciągle chodzić "naćpana" benzodiazepinami. Tak więc stwierdziłam że nie obejdzie się bez psychoterapii. Byłam też u psychiatry i mam zwiększyć dawkę leku zoloft po miesiącu na 150(!). Także narazie chodzę i czekam z utęsknieniem na efekty. Pozdrawiam.
  12. Tzn., że Tobie się udało? Jakimi środkami?Biorę zoloft 100 x 1 dziennie, spamilan 5 mg 3 x 1 no i psychoterapia 1 x na tydzień. Myślisz, że pomoże?:)
  13. Cześć, mam pytanie czy komuś z Was udało się pokonać agorafobię? Czy ta "koleżanka" będzie mi towarzyszyć do końca życia......?
  14. Alexandra,w takim razie doskonale rozumiesz mój problem. Napisz, czy lęki w jakimś stopniu się zmiejszyły po sesjach? U mnie to tak, jak pisałam wcześniej,po sesjach jestem rozbita i przygnębiona, płaczę i ogólnie źle się czuję, również zero poprawy jeśli chodzi o agorafobię. Może lęki troszkę się wyciszyły po lekach, ale to zależy od dnia... Czy ta cała analiza na coś się przydaje? [Dodane po edycji:] Monika 1974, na terapię chodzę dwa miesiące, to chyba nie za długo...?Ale wiesz co, dodałaś mi otuchy. W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo, a podobno lepsza najgorsza prawda niż ładne kłamstwo...
  15. Monika1974, nie chciałam przekoloryzować pisząc "oczernia", ale kilka razy usłyszałam,że np. mama jest chisteryczna i wpoiła mi rozpaczanie i zmartwienia, że tata jest oschły i nie zna drugiego takiego człowieka. Ja bardzo kocham moją rodzinę. Co o tym sądzisz? Dramatyzuje? [Dodane po edycji:] Sama już nie wiem, może boję się spojrzeć realnie...Męczy mnie to strasznie.
  16. Cześć, szukam dobrego psychoterapety z Kielc, który prowadzi terapię w nurcie behawioralno-poznawczym. Baaaardzo proszę o pomoc.
  17. Polakita, dzięki, Twoja wypowiedź też zmienia trochę mój punkt widzenia. Nie mogę jednak przestać się zadręczać z powodu cotygodniowych "rodzinnych" osądów... A mam pytanie dotyczące pogody.... Czy Wy też macie taki kołowrotek w głowie,kiedy jest wiatr??Moje lęki nasilają się o 50 %wtaką wietrzna pogodę jak dzisiaj:( Jak widać nie pałam optymizmem, sorry.
  18. thbthb,Monika 1974- dzięki za odpowiedź. Faktycznie jakoś nawet nie wpadło mi do głowy, żeby porozmawiać o tym z psychoterapeutą. Ehhh....szczerze mówiąc oczekiwałam, że ktoś powie mi,żeby dać sobie spokój;) Na samą myśl o tym, że muszę pójść na sesję mam doła. Ale może faktycznie zbyt wcześnie chciałam się poddać. Wiadomo, że to co się słyszy od psychoterapeuty daleko odbiega od wymarzonej rzeczywistości... Niestety nie prowadzi on psychoterapii w nurcie behawioralno-poznawczym, a taka byłaby (zdaniem psychiatry u którego byłam) najlepsza dla mnie. Prawda jest taka, że całe to "oczernianie" na siłę moich bliskich trochę mnie boli:(A nie chcę być ciągle smutna...mam malutkie dziecko, szkoda mi życia na tą deprechę.... W każdym razie, dzięki za rady.
  19. Witam wszystkich, piszę do Was o poradę. Mam nerwice lękową z całym jej dobrodziejstwem od około 3 lat. W skrócie wygląda to tak: 1,5 roku miałam "ostrą" nerwicę z silnymi napadami paniki i objawami somatycznymi, z którą poszłam do psychiatry. Dostałam zoloft(początkowo 50, później 100), spamilan 5 mg 2x dziennie oraz lexotan 3 mg doraźnie (który oczywiście był moim ulubionym;)). Po 1,5 roku wszystko się nieco uspokoiło. Odstawiłam leki, zaszłam w ciążę, urodziłam i nerwica powróciła (po ok roku przerwy). Tym razem z agorafobią. Kolejny raz dostałam te same leki i za namową lekarza psychiatry rozpoczęłam psychoterapię indywidualną. Początkowo byłam przekonana,że robię dla siebie coś dobrego, więc nie przejmowałam się "dołem" po każdej sesji. Jednak w miarę upływu czasu dół nie mija, a ja czuję się coraz bardziej przybita, rozdrażniona i caaaały czas płaczę. Zamiast zmieniać moje relacje z bliskimi na lepsze - oddalam się od wszystkich i czuję się coraz bardziej samotna, smutna i zmęczona. Po ostatniej sesji nie mogłam dojść do siebie płakałam, wymiotowałam itp. To całe uzewnętrznianie emocji i analiza osobowości, relacji z bliskimi sprawiła, że chyba nabawiłam się depresji...(?) Z nadzieją, że ma ktoś takie doświadczenia zwracam się do Was z prośbą o radę. Czy kontynuować tą psychoterapię, czy to taka "typowa faza" , czy może uciekać w cholerę od tego psychologa?:) Sorry, że się tak rozpisałam.
×