witam, pisze to bo musze chyba sie komus wygadac. nienawidze mojej psychiki. przez nia chyba nigdy nie bede szczesliwa. nie potrafie sie niczym cieszyc. a mam wlasciwie wszystko - cudowna rodzine, kochajacego chlopaka, pieniadze, realizuje swoje pasje, zainteresowania, studiuje na wymarzonym kierunku, mam wielu znajomych, jestem bardzo ladna... ale nie umiem sie z tego cieszyc. bo np pewnego dnia wstaje i pojawia sie mysl 'jestem gruba'. i choc mam to wszystko co wyzej napisalam, mysle tylko o jednym 'ktos tak paskudny jak ja nie ma prawa byc szczesliwym, jak schudne, wtedy dopiero moge zaczac byc szczesliwa... chociaz wtedy wlasciwie tez nie, bo nie bede sie mogla wyluzowac, caly czas nad glowa bedzie mi wisiala dieta i cwiczenia, bo inaczej znowu przytyje i wszystko od poczatku'...
podswiadomie tez musze dazyc do idealu. np mam swira ma punkcie sprzatania mieszkania. poprzez to ze studiuje, pracuje, poswiecam sie swoim zainteresowaniom to czesto mnie nie ma w domu i nie mam kiedy sprzatac. i znow to samo 'czlowiek ktory ma taki balagan nie ma prawa sie z niczego cieszyc'. i sprzatam. ale nigdy nie jest posprzatane tak idealnie jak chce. a poza tym za kilka dni znow robi sie balagan. i znowu to samo. albo jak spotka mnie jakas mila sytuacja, cos co powinno mi sprawic wielka radosc, ja mowie sobie ' dobra, na razie nie moge sie z tego cieszyc ale jak tylko schudne to bede mogla zaczac'. zawsze sobie mowie, ze moge byc szczesliwa dopiero wtedy gdy WSZYSTKO bedzie IDEALNIE.
to jest jakas paranoja! uswiadamiam to sobie dopiero jak to napisze i przeczytam, dopiero wtedy brzmi to naprawde idiotycznie, bo dopoki to siedzi w mojej glowie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy...