Witam
Mam pewien poważny problem i zupełnie nie wiem jak mam się w nim odnaleźć. Od 3 lat jestem w związku z mężczyzną który według mnie ucieka od trudności. Chcę od razu także powiedzieć że ja też oczywiście mam swoje wady i jedną z nich która bardzo przeszkadza mojemu partnerowi jest to że czasami gdy czuję się przez niego zraniona albo gdy on powie mi coś przykrego - to ja wtedy wybucham jak jakaś jędza i się wydzieram. to jest coś czego on nie może znieść i zwykle po takim moim wybuchu on mnie zostawia...jednak w tytule umieściłam mojego narzeczonego więc może głównie skupię się na nim. tak więc odnoszę wrażenie że coś się między nami psuje zawsze gdy w moim życiu pojawiają się jakieś zmiany, kłopoty lub gdy potrzebuję jego pomocy
. jakiś czas temu miałam w domu gościa z innego kontynentu w postaci mojego wujka. byłam jego przyjazdem bardzo zaaferowana bo nie widziałam go 15 lat no i oczywiście chciałam przyjąć go jak najlepiej. przed jego wyjazdem chciałam się przygotować i wiązało się to z małą
przeprowadzką a także z koniecznością pomocy mojego narzeczonego. no i wtedy wybuchła kłótnia, już nawet nie pamiętam o co, gdzie na dzień przed przyjazdem wujka mój narzeczony oznajmił mi że pomoże mi z organizacją wszystkiego a potem odchodzi...potem jednak wrócił, ja udałam że nic się nie stało i wszystko zaczęło się znowu układać. od niedawna jednak szykujemy się do wyjazdu zagranicznego i znowu wiąże się to z całą masą przygotowań. jest to także duża zmiana której obawia mój narzeczony bardzo się obawia...no i im bliżej wyjazdu tym on zachowuje się coraz dziwniej...w przeciągu ostatniego miesiąca 3 razy mnie zostawiał, po czym znowu do mnie wracał...oczywiście nie muszę nikomu mówić że za każdym razem walił mi się mój cały świat, przelewałam hektolitry łez, po czym jakoś się podnosiłam i cieszyłam że znowu jesteśmy razem. jednak ostatni weekend to było apogeum...najpierw wybuchła mała sprzeczka o jakąś pierdołę po której on oczywiście mnie zostawił...to znaczy uznał że nie ma dla nas przyszłości i w związku z tym on odchodzi...po paru godzinach przeprosiny...a następnego dnia dokładnie to samo...sprzeczka, jego odejście, rozmowa a potem on znowu przeprasza i chce wrócić...jednak po tym weekendzie coś we mnie pękło...jeszcze w sobotę gdy przepraszał i mówił że mnie nie zostawi byłam szczęśliwa...ale gdy zrobił dokładnie to samo dnia następnego ja poczułam jakby coś się we mnie wypaliło...przestało mi zależeć...czułam pustkę i wcale się nie cieszyłam gdy on po paru godzinach znowu chciał do mnie wracać...przestraszyłam się bardzo że gdy wyjedziemy poza granice naszego kraju on będzie się zachowywał jeszcze gorzej...być może napotkamy jakieś trudności, mnie puszczą nerwy a on znowu stwierdzi że nie ma dla nas przyszłości i po raz kolejny mnie zostawi...nie jestem już z nim niczego pewna a nawet ostatnio zaczęłam podejrzewać że to jego emocjonalne rozchwianie i zmienność jest niepokojące i nienormalne...uznałam bowiem że najlepiej będzie jak na jakiś czas przestaniemy się kontaktować...on to przyjął i nie odzywa się do mnie...jednak ja siedzę na walizkach popakowałam pudła i jestem gotowa na przeprowadzkę...i jestem w tym wszystkim sama...nie wiem zupełnie co mam robić...czy dać sobie już spokój i przestać walczyć o ten związek czy ryzykować i znowu wracać do mężczyzny który przy jakiś najmniejszych trudnościach i kłótniach znowu mnie zostawi...zawsze sądziłam że jeżeli dwoje ludzi chce być ze sobą to są ze sobą na dobre i na złe...i że mężczyzna z którym jestem będzie mnie wspierał i stwarzał poczucie bezpieczeństwa...jednak w tym związku czuję się coraz mniej pewnie, szczególnie ostatnio...nie wiem czy to jest chwilowy kryzys który przejdzie czy po prostu schemat postępowania mojego narzeczonego który zawsze gdy życie będzie wymagało od nas czegoś więcej i będzie się wiązało z trudami i koniecznością rozwiązania jakichś problemów - będzie mnie zostawiał samej sobie...czy ktoś zechciałby mi coś poradzić?
będę wdzięczna za każdą radę.
pozdrawiam gorąco
LOST3377