Moj problem nie jest chyba az tak powazny jak niektorych tutaj ale licze ze ktos to przeczyta i mi doradzi...
Byłam kiedyś osobą bardzo nieśmiałą, kontakty z ludzmi sprawialy mi trudnosc, uwazano mnie chyba za dziwną. Potrzebowalam ludzi, potrzebowalam spotkań z nimi, ale jakoś nie mialam sily przebicia. Chyba bałam się ludzi. Kolejne zmiany otoczenia (gimnazjum, liceum) przynosily nową nadzieje, a ja powoli walczylam z niesmialoscią. Spotykalam sie z ludzmi, choc i tak bylo mi tego malo, mialam wrazenie ze jestem troche z boku. Pozniej zakochalam sie z wzajemnoscią i wszystko bylo ok. Niestety po roku On ze mna zerwal i przezylam straszny wstrzas. Niby byli obok mnie jacys ludzie, ale czulam sie bardzo samotna, popadlam w depresje, z ktora ani ja ani nikt inny nie potrafil sobie radzic. To bylo cos wiecej niz tylko rozpacz po Nim, zrozumialam ze to rozstanie bylo tylko katalizatorem mojej depresji. Nie brakowalo mi az tak bardzo Go jak po prostu jakiegos chlopaka. Mialam mysli samobojcze, ciagle plakalam bez powodu, pilam, cielam sie... Częściowo mi sie udalo jednak powrocic do normalnego funkcjonowania. Potem sie zeszlismy (i jestesmy razem do dzisiaj)i wszystko bylo ok.
Dzis jestem swiezo upieczoną studentką na kierunku, na ktorym mi bardzo zalezalo. Po dawnej niesmialosci zostalo niewiele, jestem miedzy ludzmi rozmowna i towarzyska. I tu sie zaczyna problem. Kiedy nie jestem z ludzmi (a przeciez kazdy ma chwile kiedy potrzebuje lub musi pobyc sam) od razu łapię doła. Wyobrazam sobie, ze ludzie akurat teraz gdzies sie spotykaja a ja siedze sama. Albo zaraz nachodza mnie mysli ze na pewno mnie nie lubią albo coś, co z racjonalnego punktu widzenia jest bzdurą bo traktują mnie jak kazdego innego. Czasami z tego powodu wpadam w dola, placzę jak juz nie moge wytrzymac. Jestem sama w domu i zamiast wykorzystac ten czas na nauke czy cokolwiek innego, to ja tylko sie doluje i mysle ze jakis moj znajomy na pewno gdzies imprezuje i mnie nie zaprosil... i nie mam ochoty sie wtedy uczyc czy sprawic sobie jakąś przyjemnosc np. pachnacą kąpiel, film.. glupio to wyglada jak sie tak pisze ale to prawda... Co wiecej nawet z jedną czy z dwoma osobami jest mi zle bo sobie mysle ze mogloby byc ich wiecej, ze moglabym byc bardziej towarzyska:/ I nie chodzi o to czy ci ludzie są mądrzy, mili, glupi, niemili czy cos... po prostu są i wtedy czuje sie dobrze. Przestalam lubic nawet czas spedzany sam na sam z moim chlopakiem.Czy to fobia? Nie wiem, ale ja sie wlasciwie ludzi nie boje i zdaje sobie sprawe ze to "nikt mnie nie lubi" to tylko moj wymysl. A jednak mam ciagle dola... wystarczy chwila samotnosci. Wiec depresja?