Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ymk

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ymk

  1. kurde, u mnie tez jest cos ostatnio nie tak... zauwazylam ze ciagle chce mi sie pić i tylko wtedy swiat wydaje mi sie znośny
  2. rzeczywiscie coraz czesciej slyszę na okolo "mam coś dzisiaj depresje" przez co, gdy ktos juz naprawde ma depresje to nie jest to traktowane powaznie
  3. A mi sie wydaje ze to co odczuwasz nie musi byc depresją. moze jest to spowodowane jakimis zaburzeniami hormonalnymi, niedoborami czy cos? nie znam sie na tym, ale najpierw powinienes sie chyba wybrac do lekarza ogolnego..
  4. Ymk

    depresja a wiara

    Dla mnie sprawa wiary zawsze byla chyba dodatkowym czynnikiem depresjogennym... chcialabym wierzyc, wiem ze to daje ludziom sens i sile ale jakos nie potrafię, we wszystkim co wiaze sie z wiarą doszukuję się klamstw i manipulacji, na wszystko mam naukowe wyjasnienie, bo liczby i fakty przemawiają do mnie lepiej niz religia w ktorej trzeba wierzyc nie widząc. A to sprowadza sie do poczucia bezsensu życia i poczucia osamotnienia...
  5. musisz zmobilizować wszystkie resztki sił ktore ci zostaly i sprobowac cos zmienic... znalezc cokolwiek co będzie cie cieszylo, chociaz jedną czy kilka osob z zewnatrz dla ktorych bedziesz sie liczyć... puste slowa ech..., ale nic innego nie przychodzi mi do glowy.
  6. Ja ludziom tłumaczylam ze to jest troche tak jak z kazdym innym nalogiem... osobie ktora nie pali i dusi ją dym ciezko jest zrozumiec co takiego podoba sie w tym palącym.. tyle ze w przypadku samookaleczen dochodzi jeszcze pewna fascynacja krwią i bolem. No i genralnie tez uwazam ze czlowiek ktory tego nie robił do konca tego nie zrozumie.
  7. Mi tez pomaga glownie metal. Zamuła... zamula, a pozytywne punkowe piosenki przy wielkim dole wkurzają mnie tylko i dołują jeszcze bardziej
  8. heh, ja tak wlasnie zaczelam... co prawwda nie chodzilam pozniej i sie tym nie chwalilam ale chcialysmy chyba zobaczyc jak to jest... a potem dopiero zaczelo się krojenie problemów...
  9. tak przykro to pisac, ale zamiast lepiej to jeszcze wszystko bardziej w swoim zyciu popieprzylam. Zaczynam wierzyc w 13 piątek, bo wtedy wszystko sie zaczeło. Zamiast naprawic moj zwiazek z facetem, zrozumialam ze jestem zauroczona kims innym, studia zamiast cieszyc, tylko mnie przytlaczaja, no i znow poczulam sie odcieta od ludzi... [ Dodano: Sro Paź 18, 2006 6:34 pm ] widzicie tego posta u gory? bo chyba sie cos pochrzanilo, ja nie widze
  10. Miło widzieć że nie tylko ja tam mam.. a to już dużo. Marha ma racje ze najwazniejsze jest zadbanie o zwiazek i o to chcę się teraz najbardzije postarać i oby się udało. Co się zaś tyczy niesmialosci to chyba nie ma jakiejs genialnej metody. trzeba wyjsc do ludzi. Mi się jakos udało. Spora zasługę mial w tym stety bądź niestety alkohol, na poczatku tylko po nim potrafilam byc wyluzowana i wygadana... potem jakoś przyzwyczailam sie do tego na trzezwo. No ale nie uwazam by byl to najlepszy ze sposobow wiec nie polecam. Rada jaka przychodzi mi do glowy to to, by probowac na poczatku lapac kontakt raczej z osobami przecietnymi pod wzgledem smialosci (lub nawet niesmialymi). Mnie osoby bardzo smiale i przebojowe po prostu przytlaczaly. Wolę chwile milczenia od niemoznosci przebicia się przy rozgadanej osobie. Niesmialosci naprawde mozna sie pozbyc!:)
  11. Moj problem nie jest chyba az tak powazny jak niektorych tutaj ale licze ze ktos to przeczyta i mi doradzi... Byłam kiedyś osobą bardzo nieśmiałą, kontakty z ludzmi sprawialy mi trudnosc, uwazano mnie chyba za dziwną. Potrzebowalam ludzi, potrzebowalam spotkań z nimi, ale jakoś nie mialam sily przebicia. Chyba bałam się ludzi. Kolejne zmiany otoczenia (gimnazjum, liceum) przynosily nową nadzieje, a ja powoli walczylam z niesmialoscią. Spotykalam sie z ludzmi, choc i tak bylo mi tego malo, mialam wrazenie ze jestem troche z boku. Pozniej zakochalam sie z wzajemnoscią i wszystko bylo ok. Niestety po roku On ze mna zerwal i przezylam straszny wstrzas. Niby byli obok mnie jacys ludzie, ale czulam sie bardzo samotna, popadlam w depresje, z ktora ani ja ani nikt inny nie potrafil sobie radzic. To bylo cos wiecej niz tylko rozpacz po Nim, zrozumialam ze to rozstanie bylo tylko katalizatorem mojej depresji. Nie brakowalo mi az tak bardzo Go jak po prostu jakiegos chlopaka. Mialam mysli samobojcze, ciagle plakalam bez powodu, pilam, cielam sie... Częściowo mi sie udalo jednak powrocic do normalnego funkcjonowania. Potem sie zeszlismy (i jestesmy razem do dzisiaj)i wszystko bylo ok. Dzis jestem swiezo upieczoną studentką na kierunku, na ktorym mi bardzo zalezalo. Po dawnej niesmialosci zostalo niewiele, jestem miedzy ludzmi rozmowna i towarzyska. I tu sie zaczyna problem. Kiedy nie jestem z ludzmi (a przeciez kazdy ma chwile kiedy potrzebuje lub musi pobyc sam) od razu łapię doła. Wyobrazam sobie, ze ludzie akurat teraz gdzies sie spotykaja a ja siedze sama. Albo zaraz nachodza mnie mysli ze na pewno mnie nie lubią albo coś, co z racjonalnego punktu widzenia jest bzdurą bo traktują mnie jak kazdego innego. Czasami z tego powodu wpadam w dola, placzę jak juz nie moge wytrzymac. Jestem sama w domu i zamiast wykorzystac ten czas na nauke czy cokolwiek innego, to ja tylko sie doluje i mysle ze jakis moj znajomy na pewno gdzies imprezuje i mnie nie zaprosil... i nie mam ochoty sie wtedy uczyc czy sprawic sobie jakąś przyjemnosc np. pachnacą kąpiel, film.. glupio to wyglada jak sie tak pisze ale to prawda... Co wiecej nawet z jedną czy z dwoma osobami jest mi zle bo sobie mysle ze mogloby byc ich wiecej, ze moglabym byc bardziej towarzyska:/ I nie chodzi o to czy ci ludzie są mądrzy, mili, glupi, niemili czy cos... po prostu są i wtedy czuje sie dobrze. Przestalam lubic nawet czas spedzany sam na sam z moim chlopakiem.Czy to fobia? Nie wiem, ale ja sie wlasciwie ludzi nie boje i zdaje sobie sprawe ze to "nikt mnie nie lubi" to tylko moj wymysl. A jednak mam ciagle dola... wystarczy chwila samotnosci. Wiec depresja?
×