Skocz do zawartości
Nerwica.com

xanderr

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia xanderr

  1. Cześć! Sorry, że odświeżam temat, ale muszę się wygadać... Na agorafobię choruję od ponad roku, leczę się od stycznia 2011. Zaczęło się niewinnie - rzucił mnie facet + zasłabłem w tramwaju. Od tamtej pory nie chciałem mieć kontaktu z ludźmi większego niż muszę (w pracy i na studiach), bo wmawiałem sobie, że nikt mnie wtedy nie zrani. Zacząłem unikać zatłoczonych miejsc, tramwajów, autobusów, kin itp. bojąc się, że znowu mogę zasłabnąć. Zacząłem chodzić do pracy na pieszo. Wstawałem trzy godziny wcześniej i przemierzałem wzdłuż Wrocław, żeby dostać się do pracy. Agorafobie ujawniała się tylko w dużym mieście, w małym miasteczku, gdzie mieszkają moi rodzice nie. Z czasem rzuciłem pracę, studia i wróciłem do małej mieściny, bo nie miałem już siły wychodzić codziennie z domu ze strachem. Na moje nieszczęście lęki przeniosły się ze mną. Teraz boję się wychodzić nawet u mnie w małej mieścinie. Siedzę całymi dniami w domu, moje wyjścia uzależniam od moich znajomych - jeśli pójdą ze mną do sklepu to idę, jeśli nie to zostaję w domu, bo mogę obejść się bez tego, co chciałem kupić. Chore. Jak wspomniałem leczę się od stycznia 2011. Psychiatra zdiagnozował u mnie agorafobię, ale o bardzo lekkim nasileniu i powiedział, że szybko się wyleczę. 0,5 tabletki Asertinu 50. Po miesiącu - nic. Jedna tabletka - nic. Półtorej - nic. Dwie - niby poprawa ale nadal nie wychodzę z domu bez lęku. Jest czerwiec, biorę po dwie dziennie i nie widzę dużej poprawy. Od października chcę wznowić studia we Wrocławiu, ale jeśli się nie wyleczę to będzie to bez sensu, bo i tak wrócę do mojego miasteczka. Jest ktoś jeszcze, kto ma podobne problemy? Jak Wy się leczycie? Kiedyś byłem szalonym, uśmiechniętym, towarzyskim chłopakiem, pomagałem ludziom, udzielałem się w wolontariacie. Nadal chcę to robić, chcę pomagać innym ale nie mogę, bo boję się wyjść z domu, a co dopiero przebywać z obcymi osobami. I moje życie... uzależnione od rodziny i znajomych. Mam dość. Mam nawet myśli samobójcze, bo... co to za życie, kiedy nie można żyć jego pełnią? Pomóżcie... błagam.
  2. xanderr

    Witam serdecznie

    wyslij mi na PW namiary :) bylbym wdzieczny :) zaczynam italianistyke z anglistyka w WSF :)
  3. xanderr

    Witam serdecznie

    hej Mizer, chętnie wezmę namiary, tym bardziej, że nie znam żadnego psychoterapeuty we Wrocku... a jak długo się leczysz u niego? ja boję się, że się nie wyleczę a moje życie jest na wysokich obrotach, pracuję, od października zaczynam jeszcze studia i choroba strasznie mi kręci w moim życiu i przeszkadza
  4. xanderr

    Witam serdecznie

    Witam, mam na imię Maciek, 20 lat i... niestety wychodzi na to, że mam nerwicę "Wychodzi na to", ponieważ nie byłem jeszcze u specjalisty, żeby zdiagnozować to, co mam, ale czytając to forum upewniam się w tym przekonaniu, że i mnie dopadła ta beznadziejna choroba... ;/ zaczęło się od omdlenia w tramwaju gdzieś w połowie kwietnia tego roku, potem zacząłem się nakręcać strasznie. Przestałem jeździć tramwajami, autobusami, chodzę do pracy pieszo ponad godzinę. Wolę wstać dwie godziny wcześniej i iść pieszo niż jechać tramwajem Od krótkiego czasu zacząłem się wszystkiego bać, wychodzić z domu, do kina ;( kiedy wychodzę sam, wydaje mi się, że zaraz zemdleję, kręci mi się w głowie, przeraża mnie tłum ludzi ;/ w supermarkecie jest już podobnie, wszystko się pogłębia ;/ najgorsze jest to, że przez cały czas praktycznie mam w gardle jakąś nieokreśloną "gulę", czuję straszny dyskomfort, gardło mam ściśnięte, problemy z przełykaniem śliny... najbardziej się boję właśnie tego, że jeśli tak dłużej będzie, gardło zaciśnie mi się tak bardzo, że nie będę mógł oddychać i odlecę... to straszne, praktycznie cały dzień muszę walczyć z lękami...czasem brakuje sił gdy pomyślę, że niedawno byłem jeszcze bez takich problemów, jeszcze bardziej robi mi się źle ;/ Przyjaciele namówili mnie, żebym poszukał w internecie jakiegoś forum dot. mojej choroby i tak oto znalazłem to, z czego jestem super zadowolony, czytając część tematów tutaj i Waszych wypowiedzi zrozumiałem, że nie jestem sam z tą chorobą, że jest wielu ludzi, którzy mają podobne życie do mnie, co mnie podnosi na duchu... oraz niektóre wątki, gdzie piszecie, że się wyleczyliście, że nie można się poddawać... strasznie mi to pomaga, dzięki! :) Mam nadzieję, że zostanę przyjęty do tego małego społeczeństwa forumowego, ponieważ również, tak jak wszyscy, chcę się z tego wyleczyć i potrzebuję innych osób, którzy mogą się ze mną podzielić swoimi doświadczeniami... to narazie tyle :) Pozdrawiam, do usłyszenia. P.S. Zna ktoś dobrego psychoterapeutę we Wrocławiu? Nie chcę isć do psychiatry, ale nie z powodu "co powiedzą inni" - nie chcę po prostu szprycować się lekami
×