Pół roku temu nie wydarzyło się nic w moim życiu, mimo to zobojętniałam na wszystko, nie z dnia na dzień, tylko stopniowo. Jakiś czas potem była poprawa, zakochałam się, ale zostałam odrzucona, od tamtej pory jest, jak jest. Kiedy coś dobrego dzieje się w moim życiu czuje, że powinnam się cieszyć i udaję przed wszystkimi, że się cieszę. Na co dzień mam takie jakby dwa nastroje, albo jestem zła, wręcz wściekła, nie potrafie pohamować swojej złości, co mi się wcześniej nie zdażało (zawsze byłam opanowana, praktycznie kontrolowałam się we wszystkim) albo jestem pogodzona ze swoim stanem co odrobinę graniczy z takim jakby zadowoleniem ( czyli po prostu nic mi nie przeszkadza). Nie mam objawów depresji (nie jestem przygnębiona, płaczliwa, nie mam mysli samobójczych, nie czuję się gorsza od innych itp). Mam opory przed pójściem do specjalisty, gdyż wcześniej radziłam się znajomej po psychologii i ona stwierdziła że wg niej to ja chcę zwrócić na siebię uwagę. Nie chcę być obiektem kpin.