Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alter-Super-Ego

Użytkownik
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Alter-Super-Ego

  1. Z jednej strony człowiek chciałby zastosować (wiara, idealizm) "... w zdrowiu i w chorobie..." i dać szansę partnerowi. Z drugiej strony (pragmatyzm, doświadczenie) najlepsze dla Was dwojga jest rozstanie. Najgorsze co można zrobić to zostawić sytuację tak jak jest. Wtedy i tak spełnią się wszelkie czarne scenariusze.

     

    Lub, jeśli ktoś nie lubi radykalnych cięć:

    Pozostaje szczera rozmowa i ultimatum: albo wizyta u specjalisty i terapia, albo rozstanie.
  2. Przez długi czas byłem związany z kobietą z nerwicą natręctw (właśnie z objawem mycia rąk i przesadną higieną). Oczywiście, że tak się da żyć, jak najbardziej normalnie, niczym się nie ograniczaliśmy (autostop, namiot), musiałem tylko troszkę w tym uczestniczyć (nie dotykać niczego "brudnego").

    Kłopot polega na tym, że "natrętne mycie rąk" to tylko wierzchołek góry lodowej, pod powierzchnią kłębią się niezałatwione problemy.

    Paradoksalnie super-pomysły tylko podsycają tą nerwicę. Czy nie lepiej stawić temu czoła i załatwić to raz a dobrze?

  3. Jeśli to ma konkretną przyczynę (odejście żony) to znaczy, że "katalizator" jest poza nim i powinien się pozbierać.

    Rozmawiaj, wspieraj, pomagaj, bądź. To wszystko co możesz zrobić, nie jesteś odpowiedzialny za tą osobę.

    Uważaj tylko, stawiaj granice, bo temat jest "emocjonalnie wciągający".

    Pomóc mogą tylko osoby, które "same sobie potrafiły pomóc".

    I wobec tego muszę się już zamknąć.

    Powodzenia.

  4. po awansie tak mi zalezalo na tej pracy ze dawalem z siebie doslownie 120% co dzien w pracy sie tak stresowalem az mi sie gotowalo w klacie ze tak powiem do tego dochodzil taki lęk ze sobie kiedys nie dam rady i ze mnie zwolnia chociaz dawalem sobie rade znakomicie mialem tak caly czas no i tak wytrzymalem 6 miesiecy , co sie potem stalo??

     

    Organizm broni się jak może przed destrukcją. W tym przypadku zastosował "strzelmy jakieś objawy somatyczne, to nie trzeba będzie iść do szkoły". Nauka z dzieciństwa nie poszła w las. Jeśli ta praca wywołała taki stres to masz dwa wyjścia: naucz się panować nad stresem (lękiem) lub zmień pracę na mniej emocjonującą. To wcale nie musi być nic trwałego, żadna choroba, ale na forum pewne możesz dostać najwyżej numery totka. Goń do psychiatry/psychologa.

  5. Bo to nie jest tak, że jest się niezdecydowanym, może serce boli, że druga osoba cierpi, ale przecież sprawia nam to taką przyjemność. ;) Jest seksik, kolacyjki i obiadki, wygłupy na kanapie, wspólny popkorn i film ściągnięty z netu, są lody przytulanki, mizianki, ale ... wtsyd przed znajomymi i rodzinką, nie o takiej partnerce/partnerze marzymy, to tylko substytut zastępczy, tylko miałby/miałaby np. więcej powabu, albo inną figurę, szkoda... ogólnie jest spoko i zadowalamy się na pewnych płaszczyznach...ale nie myśl, że ja chcę dla Ciebie się uwięzić, znajdę później lepszy kąsek, z którym będę robić to samo co z Tobą, ale będzie ten prestiż wybrania najlepszych genów, a o Tobie zapomnę... bo już taki ze mnie zimny drań... ;)

     

    Idealne! Szkoda, że nie ma przycisku "Like it" :)

  6. Alienated: Słuszny post, chleba mu! Jednocześnie otworzyłeś i zamknąłeś dyskusję w jednym wpisie. Ja w tej chwili znalazłem się właśnie w takiej sytuacji (finansowej) w której musiałem przerwać terapię, choć zdaję sobie (boleśnie) sprawę, że mi to nie służy. Niestety: nieważne jak bardzo roszczeniową postawę przyjmę nikt mi tego nie sfinansuje. Czekam na lepsze wiatry, staram się być "zaradny i przedsiębiorczy", i kiedy tylko będzie to możliwe (mam nadzieję, że już niedługo) wracam na terapię. Tymczasem staram się nie tracić kontaktu z emocjami i z tematem terapii, stąd między innymi moja obecność tutaj. Ale moim celem, którego nie tracę z oczu, jest załatwienie Czarnego Boga raz na amen, pożegnanie się kiedyś z forum(mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi;)), zamknięcie bloga i start w życie "tu i teraz". Bez tej kuli u nogi.

  7. Moje "prostolinijne" podejście wynika z tego, że pół roku temu byłem w sytuacji Tomisi. Bardzo nie chciałem dostrzegać pewnych oczywistości. Aż dostałem buziaka na pożegnanie, 24h na spakowanie i przeprowadzkę... i nagle oczy mi się otworzyły. To dopiero była jazda emocjonalna... Nie chcę umniejszać miłości, bo gdzieś w tym wszystkim jakieś ziarno miłości jest, ale dookoła rosną jakieś dzikie, toksyczne bluszcze.

     

    Tomisia: zadałaś mi wcześniej pytanie czy dostrzegłem coś w kobiecie, z którą byłem wcześniej, czy spanikowałem? Spanikowałem. Uciekłem. Do innej. Ona ułożyła sobie życie, całkiem udanie. Myślę nawet czasem, że ten związek i moje niezamierzone acz bezmyślne okrucieństwo stały się dla niej ostatecznie przebudzeniem.

    Każdy z nas jest inny, twój może mieć troszkę więcej odwagi.

     

    The Question is: Czy ryzykując, że twój ukochany może dać "dyla" - zawalczysz o siebie, czy nie?

  8. Góral: powoli dochodze do takiego o to wniosku że lepiej życ tak jak sie żyje z wszystkimi problemami jakie sie ma niz chodzic do takich ludzi,dla których jest sie obcym,nie są z nami zwiazani emocjonalnie wiec te nasze problemy niemaja dla nich wiekszej wagi
    LucidMan -> Stary Góral, co Cię tak bardzo boli, że straciłeś 5 miesięcy życia bo chodziłeś na terapię? Mówisz o tym jakbyś został zesłany do kamieniołomów na kilka lat pracy.Oceniasz psychoterapię po 5 miesiącach? To tak jakby oceniać książkę po kilku przeczytanych stronach. Ba, nawet nie stronach tylko po samej okładce.

     

    Jeszcze raz się wtrącę: sporo osób myli psychoterapię z masażem. Na psychoterapii nikt nas nie uleczy, to nie ten gabinet. Na psychoterapii leczymy się sami. Czas ma tu chyba mniejsze znaczenie niż zaangażowanie i zaufanie terapeucie.

  9. Monika1974: Każda zmiana budzi obawy i lęki. To chyba najnormalniejsze na świecie uczucie. Człowiek, który nie nosi w sobie strachu musiałby być chyba jakoś upośledzony. Inna sprawa, że nasz wysoki poziom lęku paraliżuje nas przed wykonaniem kroku. A czasem nawet przed samym zadaniem sobie pytania: "No dobrze a co się stanie jeśli... zabraknie mi pieniędzy? Co będzie jeśli nie poradzę sobie? Co będzie jeśli przestraszę się samotności? Czy umrę od tego? Czy nie będę mogła wrócić?".

     

    Gdzieś na którymś wątku (pewnie niejednym) była poruszana kwestia właśnie samotności. Według mnie, to bardzo dobry temat do "ćwiczenia", bo nie pobudza lęku - jedyna zmiana jaka zachodzi to zmiana w nas. A jeden klocek mniej ;)

     

    ... powiedział Wujek Dobra Rada ;)

  10. Ona: Nasze problemy są najważniejsze i to, że ktoś ma gorzej nie sprawia, że my mamy lepiej. Masz święte prawo do odczuwania tego co czujesz.To normalne, że się boisz.

     

    ALE

     

    Do tego uczucia przerażenia będziesz jeszcze miała okazję wrócić na jakiejś terapii w przyszłości (jeśli ta sytuacja dała ci do myślenia). A kiedyś będziesz się śmiała z tego jak te strachy cię sparaliżowały.

    Teraz jednak chyba nie czas na pierdoły: stary potrzebuje pomocy! Na miłość boską, jeśli wiesz na 100%, że nie potrafisz zadbać o siebie i pomóc mężowi, zwróć się po pomoc do kogoś bliskiego, rodziny w Polsce, przyjaciela ze starych czasów. Nikt ci nie odmówi, jeśli nie będzie mógł pomóc osobiście, to może coś doradzi albo da jakiś kontakt, może zaproponuje powrót, żeby ogarniać sytuację "stąd". Nie musisz od razu wyciągnąć go z więzienia, ale daj mu sygnał, że go kochasz.

    Jeśli ty się boisz, to co czuje twój mąż w więzieniu? Może to nie koniec świata ale to nic miłego.

     

    Chyba trzeba wziąć głęboki oddech, pohamować straszki, schować dumę jeśli nie pozwala nam pomóc i ... ruszać na odsiecz staremu!

     

    ---

    ja to jakiś reumantyczny się robię na starość...

  11. To bardzo dobre stwierdzenie:

    ... istnieje niezerowe prawdopodobieństwo wyjścia z tego gówna ....
    .

    Wiemy, że jesteśmy w Czarnej Dupie. Ale jeśli wiesz, że za ścianą jest normalne, satysfakcjonujące życie, to szlak cię trafia, że cię to omija. Jeśli jednak komuś, gdzieś udało się z tego wyjść, to znaczy, że się da. Prawdopodobieństwo jest niezerowe, istnieje jakaś droga wyjścia, niestety dla każdego inna, dlatego tak trudno dać komuś jaką sensowną, jednoznaczną poradę. Jeśli dziś nie wiesz jak to zrobić - zwiększaj swoje szanse na "motywującego kopa". Czytaj i szukaj, aż znajdziesz swoją drogę. Nie poddawaj się. Były leki i terapia? Co z tego? Spróbuj jeszcze raz. Inne leki, inny terapeuta, inna terapia.

     

    Pomyśl sobie, że gdzieś tam ludzie jeżdżą na nartach w pełnym słońcu i piją "bombardini". Ty siedzisz 26 rok z rodzicami pozwalając aby toksyczne schematy przywiązały cię do krzesła. Nie wkurza cię to? Bo mnie wkurwia to na maksa. Na fali tej złości udało mi się wystawić głowę z "tego gówna". Czego i tobie życzę ;)

  12. No to może jeszcze grosik "z męskiego punktu widzenia". W toksycznych związkach (jeśli już ktoś określi tak swój związek) najtrudniejsze do zaakceptowania jest to, że pomimo tego, że czasem czujemy, że z naszym partnerem jest "niehalo" (tak to wygląda u was) to nie możemy pracować nad partnerem a jedynie nad sobą. Rozmawiam o tym często z moimi kumplami w związkach i to dość powszechny opór. Nie zmienisz jej, nieważne jak jest nieznośna. Ale możesz zmienić siebie. Jakkolwiek piszesz, że nie czujesz się winny (i słusznie)... przeczytaj jeszcze raz cały wątek: twoja partnerka manipuluje tobą, a twoja postawa tylko umacnia ją w przekonaniu, że może tobą "sterować emocjonalnie". Wywoływanie poczucia winy to podstawowy chwyt "wampirów emocjonalnych". Jeśli myślisz poważnie o tym związku i nie chcesz się poddawać to spróbuj nauczyć się odpierać manipulacje. Jak dwa razy dwa, twoja partnerka osiągnie szczyty złości, ale jeśli zrobisz to z głową, będziesz z nią rozmawiał, to być może, twoja konsekwencja stanie się z czasem dla niej bezpieczną podporą, której tak bardzo jej brakuje.

  13. Rycz mała, rycz. Mam wrażenie, że gdyby nie ten wewnętrzny policjant, który mówi co nam wolno a co nie, wszyscy chętnie chlipalibyśmy częściej. Kto wie, może właśnie tak jest normalnie i zdrowo?

     

    [Dodane po edycji:]

     

    Rycz mała, rycz. Mam wrażenie, że gdyby nie ten wewnętrzny policjant, który mówi co nam wolno a co nie, wszyscy chętnie chlipalibyśmy częściej. Kto wie, może właśnie tak jest normalnie i zdrowo?

×