Mam 47 lat,,,3 dzieci,,,męża....
Od maja cierpię...
Cierpi też moja rodzina... nie daję już dzieciom takiego poczucia bezpieczeństwa jak wcześniej, one to czują.
Żyłam całymi latami ,,,odkąd pamiętam w lęku, mniejszym , większym ale zawsze w lęku.
Od 18 roku z przerwami nieraz kilkuletnimi jestem w poradni psychiatrycznej. W młodosci brałam psychotropy, które lęk "wyciszyły" ale nie zlikwidowały.
Teraz , już nie wytrzymuję...nie wytrzymuję natężenia lęku...
Częsty brak snu, najorsze są noce tzw. przespane po których powinnam była być super,,,ale otwieram oczy,,,jeszcze w fazie snu-wybudzania i już czuję szybkie tętno, omdlenie, poty, narastajacą panikę, czasem wzywam pogotowie, ale to nic nie daje...
Potem cały dzień mam do kitu,,,
Już wole częste budzenie i bycie niewyspaną niż to co od rana powoduje fatalne samopoczucie.
Zagladam na to forum kiedy ze mna źle i czerpię siły z pozytywnych wypowiedzi,,nie na długo to starcza ale czasem lepiej kiedy wiem iż nie jestem odosobniona w dolegliwościach.
Do lęków dochodzą problemy z oddychaniem, efekt ostatniego oddechu, czasem płytki szybki oddech, czasem jest tak jakby ktoś strzykawą wpompowywał mi powietrze do płuc, takie telepanie od srodka,,,
Panikę staram się "zapracować" robiąc cokolwiek fizycznie,,,mycie, prasowanie i tp.
Złoszczę się na samą siebie za brak nie umiejetności zapanowania nad lękiem.
NIe pomaga świadomość ,że ktoś cierpi podobnie, bo kiedy jestem w "dole" ważna jestem tylko ja moje lęki ,moje "świrkowania",,,,Pozatym świadomość iż jestem w takim wieku w jakim jestem zupełnie mnie dołuje...boję się bycia samej w domu zwłaszcza kiedy mam zostać sama z dziećmi, napawa mnie przerażeniem, Od tygodni jeżdżę z mężem rano do mojej mamy, on do pracy, dzieci do szkół a ja u mamusi, która ma mnie już dość...
Lecz stan w jakim jestem nie pozwala mi na normalne funkcjonowanie.
Boję się sytuacji kiedy pożegnam sie z rodzicami na zawsze...
Boję się ,,,tego,że się boję i że to narasta...
Czekam na terapię ,,,,może mi pomoże...
pozdrawiam czytajacych,,,