Byłam kiedyś z kimś kto miał nn. Zostawił mnie. Bycie z nim nie było proste, ale bywało cudowne. Często bronił do siebie dostępu, zachowywał się jakby niczego nie chciał i nie potrzebował (myślę że nie pozwalał sobie chcieć), nie tylko uczuć, ale także rzeczy. Ale gdy bez proszenia dostawał prezent, czy ciepło, bliskość- rozpływał się jak mały chłopiec. Odszedł w okresie kiedy miał bardzo nasilone natręctwa. Bagatelizował to, ale przy nn takie „bagatelizowanie” to chyba tylko maska dla innych, pod którą się cierpi. Nie wiem czy nie „przegrałam” z chorobą, która nie pozwala nikomu się do niego zbliżyć... Będąc z nim wtedy zaczęłam się czuć brzydka, nudna, nieatrakcyjna... Kobieta odbija się w oczach mężczyzny, którego kocha. Jednego dnia odbijałam się w nich piękna i nadzwyczajna a następnego- nudna i nijaka, następnego znowu fantastyczna, a kolejnego- beznadziejna... Piszę o tym żebyś nie zapomniała, mimo swojego cierpienia i męki, że związek to dwoje ludzi, a nie tylko twoje lęki i fobie. Druga osoba też czuje, odbiera twoje sygnały. Pamiętaj, że twój mężczyzna może cierpieć. Tylko szczerość i rozmowy są rozwiązaniem- ale nie przesadź, nie zamęcz tego „kotka” jakim jest wasza miłość na śmierć. Ja nie wiem czy mój ex zostawił mnie bo się odkochał, czy w wyniku rozważań takich jak Twoje. Wyjechałam i może już się o tym nie dowiem. Wiem że nigdy nie był żadnej decyzji pewien, a tej o odejściu - na 100 %. Tak mi powiedział. Jeśli któregoś dnia zyskasz taką pewność- podejmij decyzję. Ale jeżeli już dziś wiesz że to choroba, jeżeli raz jest 0 % a raz 150%- nie rób tego, bo unieszczęśliwisz dwie osoby. Pozwól mu się kochać. Powiem od siebie: bycie z wami, chorymi na nn bywa trudne i upierdliwe, ale bywa też fantastyczne, i jeżeli ktoś zdecydował się z tobą być- naprawdę tego chce i widzi w tobie pięknego niezastąpionego cudownego człowieka. Uwierz mi.