Skocz do zawartości
Nerwica.com

szarotka

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez szarotka

  1. To nie jest kwestia zasługiwania. Bycie z kimś to nie kara, ani nie nagroda. To fakt, to coś co nie jest ani dobre ani złe. Dobre lub złe może być to co z tym robimy, ale nie sam fakt bycia z kimś. Nie napiszę Ci "nie analizuj" bo wiem, że dla osób z nn jest to przymus, nieodzowność. Ostatnio myślałam raz jeszcze o tytule filmu "Lepiej być nie może"- i zupełnie zmieniła mi się jego interpretacja. Kiedyś myślałam, że znaczy on tyle co "Gorzej niż by mogło być". Ale olśniło mnie i zrozumiałam cudowność tego tytułu- dla mnie znaczy on tyle co "Nie ma innego, lepszego życia, nie ma innego lepszego dobra, nie ma innej, lepszej miłości- to życie, dobro, miłość jakie ci się przytrafiają są twoje i są dla ciebie idealne, przyjmuj je, to wystarczy, nie próbuj przy nich majstrować". Kiedy myślisz sobie, że boisz się że on nie zasługuje na twoje dziwactwa- pomyśl, że przecież on też ma słabości i rozmaite dziwactwa, które Ty przecież znosisz, tolerujesz- co więcej- kochasz je. [/code]
  2. Byłam kiedyś z kimś kto miał nn. Zostawił mnie. Bycie z nim nie było proste, ale bywało cudowne. Często bronił do siebie dostępu, zachowywał się jakby niczego nie chciał i nie potrzebował (myślę że nie pozwalał sobie chcieć), nie tylko uczuć, ale także rzeczy. Ale gdy bez proszenia dostawał prezent, czy ciepło, bliskość- rozpływał się jak mały chłopiec. Odszedł w okresie kiedy miał bardzo nasilone natręctwa. Bagatelizował to, ale przy nn takie „bagatelizowanie” to chyba tylko maska dla innych, pod którą się cierpi. Nie wiem czy nie „przegrałam” z chorobą, która nie pozwala nikomu się do niego zbliżyć... Będąc z nim wtedy zaczęłam się czuć brzydka, nudna, nieatrakcyjna... Kobieta odbija się w oczach mężczyzny, którego kocha. Jednego dnia odbijałam się w nich piękna i nadzwyczajna a następnego- nudna i nijaka, następnego znowu fantastyczna, a kolejnego- beznadziejna... Piszę o tym żebyś nie zapomniała, mimo swojego cierpienia i męki, że związek to dwoje ludzi, a nie tylko twoje lęki i fobie. Druga osoba też czuje, odbiera twoje sygnały. Pamiętaj, że twój mężczyzna może cierpieć. Tylko szczerość i rozmowy są rozwiązaniem- ale nie przesadź, nie zamęcz tego „kotka” jakim jest wasza miłość na śmierć. Ja nie wiem czy mój ex zostawił mnie bo się odkochał, czy w wyniku rozważań takich jak Twoje. Wyjechałam i może już się o tym nie dowiem. Wiem że nigdy nie był żadnej decyzji pewien, a tej o odejściu - na 100 %. Tak mi powiedział. Jeśli któregoś dnia zyskasz taką pewność- podejmij decyzję. Ale jeżeli już dziś wiesz że to choroba, jeżeli raz jest 0 % a raz 150%- nie rób tego, bo unieszczęśliwisz dwie osoby. Pozwól mu się kochać. Powiem od siebie: bycie z wami, chorymi na nn bywa trudne i upierdliwe, ale bywa też fantastyczne, i jeżeli ktoś zdecydował się z tobą być- naprawdę tego chce i widzi w tobie pięknego niezastąpionego cudownego człowieka. Uwierz mi.
  3. Antistatic, gdy przeczytałam Twój wpis- popłakałam się. Mogłabym podpisać się pod każdym Twoim słowem, pytaniem i wątpliwością. Także byłam w związku z osobą ze zdiagnozowanym nn. Był, a raczej ciągle jest, dla mnie bardzo waży. Ale rozstaliśmy się. Bo powiedział mi, że mnie nie kocha. Bałam się tego od momentu gdy po raz pierwszy powiedział mi o swoich wątpliwościach- że nie wie co do mnie czuje. Nie piszę tego po to żeby Cię zniechęcić czy przestraszyć. Przeciwnie- uważam że jeżeli zależy Ci na tej osobie- walcz o nią i z jej chorobą. Szczerze mówiąc- ja nie wiem, czy „przegrałam” z jego rzeczywistym brakiem uczuć do mnie, czy z jego nn. Nie wiem, może nigdy się nie dowiem. Wiem, że cierpię i potwornie mi go brakuje, był w moim życiu wspaniałym człowiekiem. Ciągle mam wątpliwości czy się poddać, czy jeszcze walczyć. To jest bardzo trudne i bolesne. Nie wiem co jest prawdą i co powinnam zrobić. Starałam się wierzyć jego czynom, nie słowom, ale po tym co powiedział- pozwoliłam mu odejść... Jeżeli przy chorobie przy której nie jest pewny żadnej decyzji jest pewny że mnie nie kocha to chyba muszę to uszanować... Weszłam na to forum, bo też chciałam rady, chciałabym usłyszeć: „walcz o niego”, „warto”, ale boję się, że mogłaby to być rozpaczliwa, beznadziejna desperacja, która unieszczęśliwi nas oboje. Przyznaję się- nie wiedziałam co zrobić. I dlatego nie zrobiłam nic. Czy dobrze? Nie wiem. A co Ty robisz? Jak wyglądają Wasze rozmowy? Jak formułuje swoje wątpliwości? Pytam, bo jestem bardzo ciekawa. Trzymam za ciebie bardzo mocno kciuki, bardzo. Chciałabym żeby u Ciebie było dobrze. U mnie to chyba koniec. Nienawidzę tego „chyba”- towarzyszyło mi od początku tego związku- wszystko było chyba, nic na pewno, przejęłam je od niego. To czasami naprawdę było wyniszczające. A z drugiej strony- mówią że miłość jest ponad wszystko. Ale on powiedział, że u niego nie ma miłości. Widzisz- zasypałam Cię stosem własnych wątpliwości...
  4. Antistatic, gdy przeczytałam Twój wpis- popłakałam się. Mogłabym podpisać się pod każdym Twoim słowem, pytaniem i wątpliwością. Także byłam w związku z osobą ze zdiagnozowanym nn. Był, a raczej ciągle jest, dla mnie bardzo waży. Ale rozstaliśmy się. Bo powiedział mi, że mnie nie kocha. Bałam się tego od momentu gdy po raz pierwszy powiedział mi o swoich wątpliwościach- że nie wie co do mnie czuje. Nie piszę tego po to żeby Cię zniechęcić czy przestraszyć. Przeciwnie- uważam że jeżeli zależy Ci na tej osobie- walcz o nią i z jej chorobą. Szczerze mówiąc- ja nie wiem, czy „przegrałam” z jego rzeczywistym brakiem uczuć do mnie, czy z jego nn. Nie wiem, może nigdy się nie dowiem. Wiem, że cierpię i potwornie mi go brakuje, był w moim życiu wspaniałym człowiekiem. Ciągle mam wątpliwości czy się poddać, czy jeszcze walczyć. To jest bardzo trudne i bolesne. Nie wiem co jest prawdą i co powinnam zrobić. Starałam się wierzyć jego czynom, nie słowom, ale po tym co powiedział- pozwoliłam mu odejść... Jeżeli przy chorobie przy której nie jest pewny żadnej decyzji jest pewny że mnie nie kocha to chyba muszę to uszanować... Weszłam na to forum, bo też chciałam rady, chciałabym usłyszeć: „walcz o niego”, „warto”, ale boję się, że mogłaby to być rozpaczliwa, beznadziejna desperacja, która unieszczęśliwi nas oboje. Przyznaję się- nie wiedziałam co zrobić. I dlatego nie zrobiłam nic. Czy dobrze? Nie wiem. A co Ty robisz? Jak wyglądają Wasze rozmowy? Jak formułuje swoje wątpliwości? Pytam, bo jestem bardzo ciekawa. Trzymam za ciebie bardzo mocno kciuki, bardzo. Chciałabym żeby u Ciebie było dobrze. U mnie to chyba koniec. Nienawidzę tego „chyba”- towarzyszyło mi od początku tego związku- wszystko było chyba, nic na pewno, przejęłam je od niego. To czasami naprawdę było wyniszczające. A z drugiej strony- mówią że miłość jest ponad wszystko. Ale on powiedział, że u niego nie ma miłości. Widzisz- zasypałam Cię stosem własnych wątpliwości...
×