Skocz do zawartości
Nerwica.com

ToYa

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ToYa

  1. ToYa

    ja

    W takim stanie lepiej iść na terapię indywidualną. Ja trafiłam na takiego, który przez pierwsze 3 spotkania tylko notował to co mówiłam i nie ogarniał tego co się dzieje w mojej głowie. Później przez większą część czasu słuchał, czasami zadawał pytania. W sumie wyglądało to tak, jakbym rozmawiała sama ze sobą, ale doszłam do kilku ciekawych wniosków, czułam się lepiej. No i bez poczucia jakiejś manipulacji. Nie mam przyjaciół, nie wierzę w przyjaźń, ludzie działają mi na nerwy. A większość kolegów i tak chce mnie po prostu przelecieć.
  2. ToYa

    ja

    Masz o tyle dobrze, że masz motywację do tworzenia. Ja patrzę na bas, ciągnie mnie do niego, a nie potrafię wziąć go do ręki. To samo z farbami czy ołówkiem i szkicownikiem. Do niedawna uwielbiałam rozmawiać z "wirtualnymi" ludźmi, teraz nawet tego unikam. Odcinam się od wszystkich, bo na nikim mi nie zależy. Leczenie nie pomaga, właśnie dlatego, że jesteś inteligentny -w dużej mierze sam musisz sobie pomóc, a nie potrafisz/nie chcesz. Pewnie doskonale się rozumiesz, ale nie potrafisz zmienić swojego podejścia.. Przynajmniej tak jest u mnie. Myślę, że powinieneś trafić na terapeutę/psychologa, który również będzie inteligentny, który nie będzie ci robił prania mózgu i na siłę zmieniał twoich poglądów, ale z którym dobrze będzie ci się rozmawiało i który pomoże ci znaleźć rozwiązanie.
  3. ToYa

    syn

    Moje relacje z mamą podczas depresji wyglądają w ten sposób, że mnie denerwuje każdy przejaw interesowania się mną. Nie chcę od niej słyszeć żadnych pytań, nie chcę aby czegokolwiek ode mnie wymagała. Tylko aby dała mi spokój... Też reaguję agresją, ledwo się powstrzymuję. Przykre jest to, że tak się zachowuję w stosunku do osoby, której na mnie najbardziej zależy.
  4. Ja mam problem nawet z zadzwonieniem i umówieniem się gdziekolwiek.. Nawet jak ktoś do mnie dzwoni, to zazwyczaj nie odbieram. Boję się. Chyba tego, że ktoś coś ode mnie chce, ktoś czegoś ode mnie oczekuje. Chodziłam co tydzień na terapię, ale przestałam po szpitalu jak wylądowałam tam po próbie samobójczej. Nie miałam przy sobie telefonu, nie mogłam poinformować, że nie przyjdę, bo jestem w szpitalu. Po wyjściu już się nie odezwałam i od tego czasu nie chodzę... [Dodane po edycji:] Zapomniałam dodać: tydzień po rozstaniu pojawiła się u mnie wysypka, która na początku towarzyszyła mi codziennie, teraz pojawia się głównie po stresie. Czasami pomaga Atarax.. niestety tylko czasami. Trwa to prawie 3 miesiące.
  5. Rok 2009 był dla mnie bardzo trudny. Zaczęło się od pobytu mamy w szpitalu z podejrzeniem białaczki, wykryciu u taty guzów w płucach, samobójstwo brata mojej mamy, problemy w pracy... Poszłam do psychiatry jak tylko poczułam, że dopada mnie depresja. Niestety trafiłam na niewłaściwą osobę, leczenie pomogło tylko o tyle, że przestały mnie w nocy "nawiedzać" pająki i zelżały napady paniki. W związku zaczęło się psuć... Trwało to rok. Na początku tego roku byłam już w takim stanie, że nie czułam nic. Totalne wyjałowienie duszy. Żadnej radości, smutku, strachu, żalu. Nic. Poszłam do lekarza, tylko ze względu na NIEGO, bo widziałam, że cierpi. Nie okazywałam mu żadnych uczuć, najlepiej się czułam jak byłam sama w domu. Lekarz wysłał mnie na zwolnienie. Stopniowe zwiększenie dawki Efektinu zaczęło przynosić drobne zmiany. ON też mi pomagał, tylko dzięki NIEMU wstawałam z łóżka, wyciągał mnie na spacery do parku i "do ludzi". Niestety się poddał, zostawił mnie dla kogoś innego. Całkowicie zerwał kontakt. Wszystko wróciło. Nie radzę sobie, staram się już nie płakać, ale potrafię spać całymi dniami. Często nie mogę się zmusić aby pójść pod prysznic, zrobić sobie coś do jedzenia, nie mówiąc już o wyjściu z domu. Zostałam sama w pustym mieszkaniu i coraz bardziej sięgam dna. Wychodzę w sumie tylko na imprezy, zaczęły się eksperymenty z używkami, drugi weekend z kolei spędziłam całkowicie bez snu. Nie potrafię załatwić najprostszych spraw: zapłacenie rachunków, pójście do lekarza po kolejne zwolnienie... Od 2 tygodni zmuszam się aby zgłosić się na oddział dzienny. Wszystko co robię wydaje mi się bez sensu, jeszcze jak ON był, miałam jakąś motywację, chciałam walczyć. Teraz wszystko pozbawione jest smaku, zapachu, kolorów. Wszystko jest mdłe i nijakie. Żyję tylko dlatego, że inni tak chcą. Pod koniec maja miałam próbę samobójczą. Żałuję, że kolega postanowił wtedy do mnie zajrzeć :/ Kompletnie sobie nie radzę.. Potrzebuję kogoś, kto mnie będzie jak dziecko prowadził za rączkę i się mną zajmie A najchętniej zamknęłabym się w szpitalu na pewien czas. Co mam robić..?
×