Skocz do zawartości
Nerwica.com

gypsy

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia gypsy

  1. dziękuję za szybką odpowiedź:). Sama tak sobie myślałam, że jeśli zajdzie taka potrzeba to pójdę do psychoterapeuty... I chyba powinnam w końcu zebrać się na odwagę
  2. mam 22 lata, studiuję 2 kierunki i mam normalną rodzinę tzn. wiadomo każda rodzina ma swoje problemy, ale my jesteśmy kochającą rodziną. Żyję w świetnym związku, który trwa 4 lata i nie mamy większych problemów, bardzo się kochamy. Dobrze się uczę, nie martwię się o przyszłość, ale... ALE odkąd pamietam falami nachodziły mnie kilku-kilkunastomiesieczne fale lęku, głównie o stan zdrowia moich bliskich, ich życie - zdarzało mi się nie spać cale noce i nasłuchiwać czy oddychają podchodząc do drzwi ich sypialni. Kiedy miałam około 15 lat zmarła nagle moja babcia, która mnie wychowywała i wtedy się to bardzo pogorszyło, miałam ataki paniki - brak tchu, duszenie, łomotanie serca, drętwienie ciała. Potem się uspokoiło. Pod wpływem przykrych wydarzeń np. - moja mama w szpitalu przez odwodnienie zabrana karetką z domu - wszystko wraca z powrotem. Teraz jest tak, że nie potrafię, choćbym nie wiem jak chciała NIE MYŚLEĆ o tym, że stanie się coś złego im czuję się szczęśliwsza tym gorzej, bo czekam na katastrofę, która to zniszczy. Mam paranoje na punkcie grypy jelitowo-zoładkowej, która to przyczyniła się do zabrania mojej mamy do szpitala. Myję ręce jakieś... 10 razy na godzinę. W nocy nie mogę usnąć bez zagrania w sudoku, jak komórka mi padnie potrafię się rozpłakać, bo wiem, że nie zagram - to brzmi zupełnie bez sensu i głupio, wiem Jak się denerwuję ściskam ręce do białości i wyginam palce. Wszystko analizuje pod kątem tragedii, która w moim mniemaniu zaraz nadejdzie. Moje myślenie polega na przykład na tym, że nie mogę pokłócić się z nikim, bo ten ktoś na pewno umrze zaraz i nie zdążę go przeprosić i dlatego kumuluję w sobie każde zło jakie ktoś mi wyrządzi, bo boję się pokłócić. Boję sie mówić nawet w żartach o pewnych rzeczy, bo wydaje mi się, że się spełnią. Boję się myśleć o moich bliskich, bo przed oczami stają mi wizje ich śmierci to przekłada sie na całe moje pozornie dobre życie. nie potrafie się cieszyć, bo wydaje mi się, że nie mam prawa, że jak się będę cieszyć to w zamian dostanę coś złego. wiem, że to brzmi bez sensu i jest chaotyczne, ale takie jest też trochę moje życie. Byłam kilka razy w ciągu swojego życia u róznych lekarzy (psychologów), ale rezygnowałam po pierwszej wizycie. Nie do końca wiem czemu. Z reguły diagnozowali u mnie WSTEPNIE albo początek depresji na tle nerwicowym - zależy w jakim byłam stanie albo nerwicę.. albo nic. Więc... Czy to jest nerwica? Jeśli tak to jaka i do jakiego lekarza powinnam pójść? Psychiatry, psychologa, psychoterapeuty? Dziękuję z góry.
×