Skocz do zawartości
Nerwica.com

anonim93

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anonim93

  1. I znowu to samo :/ poszedłem spać jak napóźniej, żeby jak najpóźniej wstać. Zero pozytywu. Oby do wieczora... może jutro będzie lepiej.
  2. Witam! Z tego co piszesz wnioskuje że sytuacja jest dość poważna. Nie jestem lekarzem więc nie za bardzo mogę Ci radzić w tym temacie, ponieważ mogę to zrobić źle. Ale jedno jest pewne - na pewno sama sobie z tym nie poradzisz. Wydaje mi się, że musisz porozmawiać z kimś zaufanym na ten temat w cztery oczy, wyrzucić to z siebie. To bardzo dużo daje. Pozdrawiam! PS. Na tym forum przekonałem się, że naszych rówieśników z deprechą niestety nie brakuje jeśli chciałabyś pogadać lub wyżalić się pw to pisz GG 6046683 3maj się!
  3. Dziękuje za słowa otuchy... ale nie wydaje mi się aby w tej sytuacji rozmowa z rodzicami dużo dała. Byłem dzisiaj na spotkaniu z kilkoma znajomymi i próbowałem starać się mówić z największym spokojem, kilka razy się udawało ale wymagało to wielkiego skupienia. Czytam z ich wzroku, że oni już od dłuższego czasu widzą że nie potrafię już tego oponować, ale nikt chyba nie chce nawet tego tematu poruszać. Pewnie i tak nie potrafiłbym spokojnie o tym pogadać
  4. Witam! Piszę, ponieważ nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie co stało się moją psychiką. Jestem na forum nowy. Moja historia jest bardzo długa ale postaram się ją po krotce streścić. Z góry przepraszam za wszystkie błędy stylistyczne itp ale to chyba nie o to w tym chodzi. Tak więc wszystko zaczęło się we wrześniu 2009 r. Był to okres przejścia z gimnazjum do szkoły średniej. W gimnazjum byłem człowiekiem bardzo otwartym, wszędzie mnie było pełno, z każdym miałem dobre kontakty, czułem się jak pozytywna dusza całego towarzystwa. Miałem wielu przyjaciół, z nikim nie miałem "na pieńku". Miałem dziewczynę która była motorem całego tego pozytywu. Chociaż inni wyrażali się o Niej negatywnie dla mnie była zawsze najważniejszą postacią. Spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu (czasami nawet całe dnie). Każdy dzień witałem z uśmiechem i chęcią do życia. Codziennie dziękowałem Bogu za to jak co dla mnie tutaj przygotował, lecz przyznam się, że przez te wszystkie lata nie zwracałem większej uwagi na ludzi którzy chodzili przygnębieni. Miałem kilku takich znajomych, lecz moja opinia była taka, że są tacy ponieważ tacy być chcą. Okres gimnazjum się skończył - wydawało mi sie że to tylko przejście do kolejnego etapu w moim życiu. Lecz osądziłem błędnie. Wakacje były wspaniałe do czasu kiedy wyjechałem wraz z moją dziewczyną i grupką przyjaciół na trzydniowe wakacje. Niby po powrocie wszystko było okej ale dowiedziałem się od najlepszego przyjaciela, który miał z moją dziewczyną przez ostatni bardzo dobre kontakty (spędziliśmy razem całe wakacje - dzień w dzień), że ona mówiła, że zaczyna się wahać. Dużo o tym myślałem. Potem przyszedł wrzesień i nowy rok szkolny, nowa szkoła. Przeraziłem się, ogarnęła mnie ogromna nostalgia. Ciągle myślałem o Niej, brakowało mi na przerwach jej i tych wszystkich znajomych, tego klimatu. Ogólnie LO do którego chodziłem szczególnie mi się nie podobało więc postanowiłem przepisać się do innej szkoły. Było to ok 10 września. Po przepisaniu się sytuacja się powtarzała. DO tego nasilał się strach przed ewentualnym rozstaniem. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu chodziłem z ewidentnym brakiem humoru. Ok 15 września rozmawiałem z kilkoma przyjaciółmi z gimnazjum którzy chodzili do jednej klasy technikum. Między innymi był to ten z którym to właśnie spędziliśmy cały okres wakacji. Ale jakoś nie mogłem się przekonać z tego względu że obiecałem rodzicom że będę chodził do liceum. Ale cóż - uległem. Na pierwszy rzut oka - klasa bardzo ale to bardzo lajtowa. Ale jeszcze w tym okresie były tzn. "stare grupki" czyli klasa nie była zintegrowana. Tutaj historia się rozwija ale nie chcę zanudzać. Skończyło się tak, że zerwała wszelkie kontakty a domniemany przyjaciel okazał się tylko i wyłącznie jej przyjacielem. Przez jakiś czas przestałem chodzić do szkoły, z nikim nie rozmawiałem, chodziłem załamany. Po powrocie do szkoły siadłem sam u boku klasy i można powiedzieć, że tak już zostało. Straciłem wszystkich przyjaciół, odłączyłem się od grupki (szczególnie tej której trzymałem się na początku), stałem się osobą zamkniętą w sobie. Bardzo często myślałem o samobójstwie. CO prawda przez ostatni okres zaczęło się poprawiać. Zacząłem spotykać się z ludźmi, jakoś tak wszystko wracało do normy. Ostatnio wszystko wróciło, znów zamknąłem się w sobie. Teraz już jestem przyzwyczajony do tej samotności i jakoś udaje mi się z nią radzić. Wiem, że ta historia jest opowiedziana bardzo chaotycznie ale to nie ona jest sednem. Mianowicie od kilku miesięcy zacząłem mieć problem z wyrażaniem swoich myśli. Na początku było to dość sporadyczne i tylko w stresujących sytuacjach, potem zaczęło się pogłębiać. Teraz doszło do tego, że nie potrafię nawet praktycznie w ogóle wysłowić. Do takich sytuacji ostatnio dochodzi nawet w domu, gdzie wydaje się że powinienem być totalnie zrelaksowany. Kiedy już próbuje się rozluźnić i powiedzieć coś zaraz coś w mojej głowie się blokuje i wychodzi tylko z tego taki bezsensowny bełkot. Doprowadza to do codziennych kompromitacji, np. w sklepie, w przypadkowym spotkaniu z sąsiadem, w spotkaniu rodzinnym. Bardzo męczy mnie wzrok innych którzy patrzą na mnie jak na chorego psychicznie, choć momentami ani trochę im się nie dziwie. W dyskusję lub w rozmowy nie wdaje się w ogóle ponieważ w takich sytuacjach nie jestem w stanie wymyślić żadnego argumentu na poczekaniu. Czym to może być spowodowane? Czy to może być nerwica? Z góry dziękuje za każdą odp Pozdrawiam :)
×