Witajcie! Mam fobię społeczną, ale też chyba początki depresji. Ogólnie rzecz biorąc ciężki przypadek. Czasami wydaje mi się, że nigdy nie będę szczęśliwa, że nic i nikt nie jest w stanie wypełnić tej pustki jaką w sobie noszę. Pewnie nie napiszę nic nowego, ale życie nie ma dla mnie sensu, wszystkie te beznadziejne czynności, które trzeba codziennie wykonywać mnie przytłaczają. Nie mam na nic ochoty, ludzie mnie denerwują, są nudni i beznadziejni, zresztą samą siebie uważam też za strasznie beznadziejną osobę, czasami mam się dość. Codzienny marazm i monotonia mnie zabijają. Siedzę teraz w domu, mam urlop dziekański, bo już nie dawałam rady, nie wiem jak dalej sobie poradzę. Chodzę do psychiatry, biorę tabletki, ale jak na razie nie widzę poprawy, pewnie przydałaby mi się terapia u psychologa, ale nie jestem w stanie na razie na nią iść, zresztą sadzę, że już mi nic nigdy nie pomoże.