Hej wszystkim:-), poczytuje to forum od dłuższego czasu, bo również mam nerwicę....Zaczęło się wszystko 4 miesiące po urodzeniu dziecka od ataków paniki,że umieram..Po prostu obudziłam się pewnego dnia nad ranem i poczułam,że mam ciało jak z waty( nie czułam go zupełnie), zaczęła się panika, łapanie powietrza, wietrzenie głowy w oknie na mrozie, potem dreszcze, skoki ciśnienia itd...Te ataki pojawiały się coraz częściej,najgorszy był w marcu(wieczorem bez powodu poczułam jakiś dziwny lęk w sobie, zaczęłam się trząść cała, nogi latały mi jak galareta, wydawało mi się że nie mogę złapać oddechu-po kilku godzinach doszłam do siebie-wzięłam nerwosol i validol,choć raczej ze zmęczenia tym stanem zasnęłam ..).Rano pojechałam na pogotowie , zrobili mi ekg i powiedzieli,że mam się uspokoić,ze to na tle nerwowym ( to stwierdzili po tym jak powiedziałam,że od kilku dni mam wrażenie jakbym nie żyła, jakby mi się wszystko śniło) i skierowali do psychiatry. Psychiatra stwierdził nerwicę i powiedział,że uczucie snu na jawie to ucieczka organizmu przed lękiem...Przepisał rexetin ( chyba to lek nie trafiony, bo czytam,że żadne z Was go nie brało na d/d). Udałam się jeszcze do zaufanej internistki , która zna mnie od lat, ona z kolei rzekła że to depresja, przepisała propranolol(bo w ataku serce chce mi wyskoczyć) i pramolan na płaczki i lęki , no i magnez. Ze wszystkich tych leków brałam jedynie magnez...potwornie boję się ostatnio wszelakich leków...boje się że mi się po nich pogorszy,że nie będę kontaktować,że mnie otępią do reszty i mnie zamkną w w wariatkowie.....Najgorsze w tym wszystkim jest to uczucie nierealności, jakbym do końca się nie obudziła, czynności wykonuje mechanicznie- jak robot, boje się wyjść z dzieckiem na spacer-bo przecież mogę nie zareagować odpowiednio w danej chwili i coś mu się stanie ,mam ciągle zaburzoną koncentracje, wydaje mi się ,że nie upilnuje dziecka w domu przez to...ech.. Dodam,że ten stan trwa już prawie 5 miesięcy , lęki jakby ustały ( a potrafiłam się wystraszyć oszpeconej twarzy w tv czy miny własnego dziecka...) , zostało to potworne uczucie derealizacji...Zapomniałam napisać najważniejszego, w dzieciństwie miałam podobne ataki(teraz wiem że to była nerwica a nie jak to lekarz ujął- dojrzewam i organizm wariuje albo ja symuluje..).Wtedy też bałam się zasnąć w obawie że się nie obudzę ,liczyłam oddechy przed snem i czułam się chwilami jak we śnie( pamiętam że chciałam wąchać amoniak, by się obudzić),wtedy derealizacja przeszła(trwała krótko), teraz uderzyło wszystko ze zdwojoną siłą i trzyma...Tak bardzo chciałabym poczuć ,że żyje ,że nie wariuję,że wstaję
nie jak automat ale jak w pełni sprawny człowiek, by wszystko było jak dawniej...Pocieszam się ciągle tym, że derealizacja w dzieciństwie minęła ,więc teraz też do cholery musi ., tylko czy jeśli trwa już tyle to może ja wariuję