Skocz do zawartości
Nerwica.com

dedzior

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia dedzior

  1. przede wszystkim, dzieki dziewczyny za reakcje. jestem perfekcjonista, idealista. wszystkiego, czego sie podejmuje, musi byc zrobione w 100%, na granicy moich mozliwosci. z pewnoscia wiekszosc rzeczy robie w ten sposob podswiadomie. nikt nie jest perfekcyjny, wiadomo, tez sobie z tego zdaje sprawe. jak patrze na swoje zycie, to jestem piekielnie mocny fizycznie, ale psychicznie chyba gdzies zrobilem blad, pomiedzy kolejna rozpamietywana sytuacja (porazki, nawet takie, o ktorych przecietny czlowiek nie pamieta, czesto dlugo rozpamietuje, natomiast sukcesy prawie zawsze przyjmuje bez emocji), a perfekcyjnym dazeniem do bycia najlepszym. chyba wyidealizowalem w sobie zbyt nierealny swiat, w ktorym, zeby istniec, musze byc dobrym w (prawie) wszystkim. jestem facetem, ale ta sytuacja, zwlaszcza teraz kiedy moje zycie wydawalo mi sie, ze zaczyna rozkwitac, zawalilo sie. jutro psychiatra, i jutro dzwonie do tego dr'a z olsztyna, zeby sie umowic. musze byc w 100% pewny, ze nie jest to spowodowane urazem (jak 7! lat myslalem), tylko niesamowitym zbiegiem okolicznosci, ze akurat wtedy to wyszlo? moze uderzenie w glowe to wyzwolilo? wodka? jesli jednak nie jest to spowodowane nerwica, tylko zmiana po upadku, ktorej zaden aparat nie wykaze, to wtedy nie wiem co zrobie... facet pojmuje rzeczywistosc na logike, kobieta kieruje sie raczej emocjami, dlatego strasznie ciezko mi uwierzyc, ze jedno sekundowy impuls (ten pstryk lampki),trzeba leczyc tak dlugo? na psychoterapii ten "pstryk" przyjdzie miedzy 13 a 14 sesja? no wlasnie, nie wyobrazam sobie tego jak ma to minac w sposob terapii...
  2. nie wierze w to, co sie stalo 1,5 msc temu. 4 lata ŻYŁEM, wszystko bylo super, po 3 latach meczarni, a teraz znowu jestem trupem. doslownie..... ponad 7 lat temu, majac lat niecale 16, zrobilem najwiekszy blad w swoim zyciu, przeklinam ten dzien do teraz. po raz pierwszy pilem wodke, nie wiedziac jak to pic, to wypilem 2 szklanki, razem jakies 350 ml 40% alkoholu w okolo 10 minut. przy wadze ok. 50 kg byl to skonczony idiotyzm (nie wiedzialem jak sie pije). bylo to na poddaszu, w domu u kolegi. polozyli mnie na kanapie nawalonego, i poszli sie bawic, a ja wstalem po jakims czasie i chcialem schodzic, ale spadalem ze schodow (trzymali mnie, ale chyba za mocno sie wyrywalem). bedac juz na samym dole spadlem z 5 schodow i uderzylem glowa z zelazny kociol/piec (nieistotne, nie pamietam). po drodze na dol (przez te 2 pietra, z poddasza) tez chyba nie raz przypier.. w glowe. nie pamietam czy stracilem przytomnosc na samym dole, mozliwe, ze na chwile. od tego momentu zaczal sie koszmar - po paru godz od wytrzezwienia, czulem, ze cos jest nie tak. glowa mnie NIE bolala, zadnych urazow po uderzeniu (nie wiem nawet ktora czescia glowy uderzylem na samym dole), ale glowa byla NIE MOJA, (strasznie ciezko jest mi to opisac, bo nie jest to problem z noga, reka, etc, tylko z glowa, gdzie kazdy bardzo subiektywnie ocenia odczucia, ale sproboje) tzn. przez caly czas (24 godz./dobe) jest tak samo zle. zaostrza sie jeszcze bardziej jak np. jestem na dworze, i slonce przyswieca. wtedy bardziej marszcze oczy, bo mnie to bardziej razi, niz zwykle, i pojawia sie zwiekszone uczucie nie swojej glowy. cos mnie trzyma, glowa nie jest WOLNA (lekka), tylko jakby przez cos zajeta. np. wychodzac na swieze powietrze, po prostu NIE MOGE nim odetchnac, moja glowa jakby omijala to. bedac np. posrod ludzi, slysze chaos, kazdy chodzi, a jakby we snie jestem (podobne uczucie), i to pie** uczucie tej nie swojej glowy. moje cialo fizyczne nic nie pokazuje swiatu, ale mozg placze z "bólu". jestem na sloncu to czuje m.in. subrtelne krecenie w glowie, ktore nie przeklada sie na cialo fizyczne, i nie mam zaburzen rownowagi. CZUJE SIE ZLE FIZYCZNIE, psychicznie sie poprostu strasznie martwie, a przede wszysstkim wkurw*** CO SIE DZIEJE. strasznie ciezko to opisac, i moze sie to wydawac irracjonalne dla was, ale jest mi koszmarnie z tym zle. czuje sie nierzeczywistnie, nie mam zaburzen rownowagi, podst. badanie neurologiczne w normie, tylko lekki oczoplas (jesli ma to jakiekolwiek znaczenie) strasznie ciezko mi jest to opisac, i bardzo tego zaluje..... bardzo przepraszam za wulgaryzmy, ale jestem zmiazdzony tym, co sie dzieje, i ze tak ciezko mi to opisac. zaczelo sie wtedy po upadku 21.03.03, a skonczylo 04.07.06 trwajac NON STOP. nie mowilem o tym mamie (ojca nie ma), bo sie balem, jej reakcji, ze bylem napity. dopiero 10 dnia powiedzialem, i poszlismy prywatnie zrobic KT glowy. nic nie wyszlo. neurolog tez nic nie wykryl. mama mowila, ze mi przejdzie, jak nie za tydzien, to za miesiac... minelo 39 miesiecy zanim przeszlo. pod koniec czerwca '06 bylem u neurologa (pare dni przed koncem koszmaru). zdazyl zrobic EEG (zadnych odchylen). mialem do niego pozniej zajrzec, ale z racji tego, ze po ponad 3 latach problem sie skonczyl, to juz nie chcialem miec z ta sprawa nic do czynienia. czulem sie jakbym sie narodzil na nowo, wszystko mnie cieszylo, tak strasznie chcialo mi sie zyc. Boże, jaki to byl dla mnie straszny okres, tyle razy chcialem ze soba skonczyc, idac z liceum do domu, bardzo czesto chcialem wskoczyc pod auto, i sie zabic. po prostu umarlem na 3 lata i 3 miesiace. nie wiem jakims sposobem przetrzymalem ten okres, byc moze na poczatku to, ze mama mi mowila, ze mi przejdzie po jakims czasie. nie dalo sie tego wyeliminowac, to nie jest reka ktora boli, i o ktorej bolu mozna zapomniec. po maturze, pod koniec czerwca, po 39 miesiacach, budzac sie rano, zjadlem sniadanie, i nagle poczulem w glowie, na pograniczu plata czolowego i ciemieniowego (w glebi mozgu) cos na pograniczu mrowienia/efektu wirowania w glowie (jak np. po wyjeciu korka ze zlewu). trwalo to moze 2 sekundy. poczulem sie po raz pierwszy wtedy troche lepiej. wieczorem to samo, i przez 2 kolejne dni jeszcze pare razy. z kazdym dniem bylo coraz lepiej, glowa byla coraz bardziej uwolniona od tego koszmarnego uczucia. przeszlo zupelnie po ostatnim razie. Boże, odżyłem wtedy. glowa znow byla "moja", lekka, trzeźwa, taka jaka powinna byc. dziekowalem Panu Bogu za to, moje zycie zmienilo sie o 180 stopni, z kazdego dnia sie cieszylem jak moglem, nie potrzebowalem NIC do szczescia, bylem zdrowy. poszedlem na studia, teraz skonczylem 4 rok. w przeciagu tych 4 lat mialem 2 epizody NAWROTU "choroby"? jeden trwal 3, a drugi 5 dni. pierwszy na 1 roku, drugi na drugim. objawialy sie tak samo. poczatek to bylo to charakterystyczne mrowienie/wirowanie i glowa momentalnie znow byla taka sama jak przez te 3 lata. minelo po 3 dniach, w ten sam sposob jak sie zaczelo (czyli mrowienie/wirowanie i jak reka odjal, przez okres 3 dni non stop jak przez 3 lata, czyli bez regresu, ani progresu, ciagle takie samo uczucie). na drugim roku tak samo. mozna to porownac to wlaczania np. lampki. PSTRYK to jest ten 'impuls'/mrowienie (trwa to ulamek sekundy), pozniej lampka sie baaaardzo dlugo swieci (uczucie jakie jest teraz), i nastepnie ten sam pstryk (ulamek sekundy), i wszystko wraca do stanu przed wlaczeniem. poza tym przez te 4 lata odczuwalem to mrowienie/wirowanie co pare miesiecy, ale poza tymi 2 epizodami nie bylo zadnego efektu (tzn. glowa nie powracala do tego koszmarnego stanu, tylko samo mrowienie). przez 4 lata, tylko 2 razy mrowienie spowodowalo powrot na te 3 i 5 dni. 25 maja tego roku, siedzac przy biurku i sie uczac, poczulem to samo charakterystyczne uczucie, i... niestety zostało tak do teraz (53 dzien), glowa jest w tym pier*** stanie, do ktorego nigdy w zyciu nie chcialem powrocic. ludzie ze studiow, zaczynali sie dziwic co mi jest. nie mowilem nic swojej dziewczynie przez 2 tygodnie, bo nie chcialem przed nia tego ujawniac. niestety nie moglem tego dlugo utrzymywac w tajemnicy, bo martwila sie bardzo i musialem jej powiedziec. mialem rezonans na aparacie 1,5 Tesli robiony, nic nie wykazal, podobnie jak KT sprzed 7 lat. bylem u bioenergoterapeutki (byla mozliwosc), tez nic. lekarz przepisal mi PRAMOLAN (opipramol), lek z grupy tlpd, ale z przewazajacym dzialaniem przeciwlekowym. spalem po 13 jak nie wiecej godzin na dobe, ciezko mi bylo do sesji sie uczyc. problem byl przez caly czas. nie wyobrazam sobie pojscia na 5ty rok, nie dam juz rady. codziennie modle sie, blagam Boga, zeby dal mi szanse, bede lepszym czlowiekiem (cholera, przeciez nie bylem draniem!). tak strasznie szybko ze mnie sila uleciala, nie mam sily z tym walczyc. zapisalem sie o dra K. Kaniosa z warminsko-mazurskiego (500 km ode mnie) (ktos byl u Niego kiedys? znalazlm go w rankingu najlepszych neurologow. sam jestem z rzeszowa. mam najczarniejsza wizje tego wszystkiego. budzac sie rano, tak strasznie chce, zeby juz bylo normalnie. od ponad tygodnia juz zupelnie sie zalamalem. chce sie zabic. nie wytrzymuje juz z tym, jest mi tak strasznie zle. przez te 4 lata tak bardzo sie zmienilem, bylem wsparciem dla mojej kobiety przez caly czas, z KAZDYM problemem jakos sobie radzilem, nie bylo dla mnie barier nie do przeskoczenia. teraz sie zalamalem. jest mi tak strasznie wstyd przed wszystkimi, a zwlaszcza przed moja dziewczyna, bo nie moge byc juz soba, nie czuje sie soba. oddalbym WSZYSTKO, zeby znow CZUC ZYCIE (chodzi tylko o ten cholerny "pstryk" w glowie, ten jeden, jedyny impuls, zadnej farmakologii, ani terapii mi nie potrzeba przeciez!). powoli popadam w depresje, i boje sie, ze lekarze beda mnie chcieli leczyc z tego powodu, a przeciez sprawca wszystkiego jest cos innego. 4 dni lezalem w szpitalu teraz (wt-pt): -badanie plynu m-r prawidlowe, -eeg praw -potencjaly wzrokowe praw -ct szyi (czekam na wyniki juz po wypisaniu, ale pewnie tez prawidlowe) -borelioza ujemna. konsultacja z psychologiem i psychiatra --> nerwica. juz na samym wstepie im powiedzialem, ze jestem swiadomy tego, ze pewnie mam nerwice. przypisal mi fluoksetyne (prozac), i zalecil kontakty z psychoterapeuta przez ok. 100 spotkan (2 lata!). przeciez kazdy czlowiek ma nerwice, jak mozna po 20 minutach badania przypisac taki silny lek, i zalecac konsultacje z psychiatra. MAM CHEC DO ZYCIA OD 23 LAT, nie budze sie rano z mysla, ze musze znowu jakos przezyc dzien, jestem dusza towarzystwa, CHCE ZYC! przeciez jesli teraz by mnie przeszedl ten impuls/mrowienie, to jak reka odjal czulbym sie prawidlowo, i wszystko byloby ok, a depresja/nerwica to przeciez proces przebiegajacy stopniowo, i dlatego strasznie mi to nie pasuje. skoro juz 3 razy pojawilo sie to mrowienie, impuls mnie przeszedl i za kazdym razem bylo jak reka odjal, to jak mam to tlumaczyc? psycholog i psychiatra oczywiscie szukaja traumatycznych przezyc, ktore pewnie to wywolaly (kto z nas nie przezyl w zyciu tragedii? przeciez kazdego z nas co jakis czas dotyka tragedia, np. smierc bliskiej osoby). BŁAGAM o pomoc, bede wdzieczny do konca zycia [Dodane po edycji:] czy nikt nie jest w stanie mi pomoc? strasznie jest mi zle z tym, w zyciu od kiedy zyje nie bylem w takiej agonii.
×