wiec ja mam cos takiego ze pesze sie przy rozmowie z KIMKOLWIEK. juz nawet z matka i bracmi nie potrafie rozmawiac. jak tylko ktos cos do mnie mowi to ja(nie mysle o tym co ta osoba mowi) odbieram tak jakby ta osoba mnie zaczepiala w sensie takim jak Was by ktos obcy w nocy zaczepial na ulicy(wiadomo co mam na mysli=lęk, niepewność) choc wiem ze te osoby nic zlego nie chca mi zrobic i jestem ich pewny. ale nie tylko, sa tez rzeczy ktore nigdy wczesniej nie robily na mnie wrazenia a teraz... chociazby to ze cos upadnie ze stolu i walnie o podloge to ja odrazu podskakuje z nerwow, maly piesek podbiegnie(wiem ze zacznie szczekac) to i tak na jego pierwsze szczekniecie reaguje tak nerwowo ze tez odskakuje. nie wiem strasznie nerwowy jestem. niesmialy to ja zawsze bylem ale nigdy nie mialem czegos takiego ze boje sie pojechac na browara do znajomych ktorych znam prawie cale zycie(a im wiecej ludzi tym bardziej ja nic nie wykrztusze z siebie wiec porażka). o powodzie tych lęków nie chce mi sie pisac wazne ze go znam i jestem go pewny ze to przez to, lecz moj lekarz przypisal mi ketrel i tak : po pierwszej nocy czulem sie jakbym kompletnie byl wyleczony, wszystko przeszlo i cacy, ale to tylko ten pierwszy dzien był. teraz jest piaty dzien i czuje ze znow jest to samo nic mi nie pomaga. to trzeba czekac tygodniami az taki lek zacznie dzialac czy jak to jest? bo juz nie wiem. boje sie ze to mi nie pomaga i nie wiem juz jak sie z tego leczyc bo to nie pozwala zyc...