Skocz do zawartości
Nerwica.com

antistatic

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez antistatic

  1. Kurcze, w tym co piszesz jest bardzo dużo racji. Udam się do psychologa jak radzisz, bo rzeczywiście od jakiegoś czasu zaczynam czuć się jakbym miał nerwicę(( Do tej pory próbowałem się przeciwstawić się i rozerwać to zamknięte koło (bo wydaje mi się oboje je stworzyliśmy), ale kosztuje to wiele nerwów... zresztą co sami wiecie. Dzięki za radę
  2. Hej Bad Girl, my wszyscy tak mamy. Dziś mam okropnego doła - chyba po prostu skupiłem się na sobie i moich emocjach, na uczuciach trochę nadwyrężonych. Staram sie Maleństwu nic nie okazać ale to naprawdę trudne, czasami wręcz nie wykonalne;) Zwątpiłem dziś i jest mi z tym źle, jeżeli nie użyć mocniejszego słowa. Rozmawiałem z nią dziś o tym. Obiecała, że zacznie coś robić, coś więcej niż do tej pory. Wzbraniała się przed psychoterapeutą, ale udało się. Co do leków, nie bierze. Mam jej tylko o tym nie wspominać przez tydzień. Rozmawialiśmy o tym także, że od jakiegoś czasu zamiast nas zbliżać do siebie, NN rozdziela, oddalamy się od siebie. Fajnie, bo ma w tym względzie ma być tak jak kiedyś:) Martwiłem sie tylko że jak przyjdzie co do czego będzie gorzej. Ale... teraz już nie mam zamiaru o tym myśleć. Kiedyś, na samym początku - bo to już trwa jakieś 8/9 lat dostała coś psychotropowego - powiedziała, że w życiu nic więcej nie weźmie. Opowiadała mi, że spała, właściwie nie ruszała sie z domu. Przekonywanie, że wiele w tym zakresie działania i skutków ubocznych się zmieniło <<(przynajmniej mi sie tak zdaje), nie przekonało jej, że gdyby zaszła taka potrzeba... Nie mam się komu z tego zwierzyć, porozmawiać o tym, bez Miśka. Nie zgadza się na to, a nie chcę robić tego wbrew jej woli. Tu jest trochę inaczej, dlatego dzięki BG :) Dobrej nocy
  3. [/b]Bad Girl też nie wiem. Niestety. Mi wystarczyłoby gdybym widział, że Moja Pani się stara, rozmawia o tym ze mną spokojnie i cierpliwie. Nie zawsze, nie często, ale nie nigdy. Że wierzy w zwycięstwo nad tym chorubskiem. To marzenia bo wiem jak taka rozmowa emocje wywołuje w NNkach Bardzo bym się ucieszył gdyby to moja dziewczyna pokazała mi to forum, a nie ja jej. Gdyby się tak udało w połowie... Ostatnimi dniami trochę myślałem nad tym wszystkim. Powoli odzyskuję spokój - towar deficytowy obecnie;) I staję się mniej obojętny - bo do tego niestety doszło:( /mam dość tego, że nie walczy; że tylko raz spróbowała,że oszukuje mnie mówiąc ze się stara/, Zamknąlem się w swojej jaskini;) Przygotowuję strategię. Chcę jej pokazać, że jednak warto spróbować pójść na terapię - pomęczyć się, wypocić to wszystko z siebie. Tym razem zamierzam z nią pójść i osobiście się spytać czy mogę przyjść. Co moge zrobić. Nie wiem czy do niej trafi argumentacja w formie np. sierżanta szkolącego żołnierzy, albo trenera szykującego swojego Balboe do walki(żartuję sobie oczywiście) Heheh dobry znak Najgorsze jest to, że z tymi moimi nerwami jest jak na równi pochylej(patrząc z perspektywy tych latek). Jak ktoś napisał - znajdę sobie działkę do której Moja Miła nie bedzie miała wstępu;), gdzie będę mógł od czasu do czasu odpocząć. Zobaczymy co będzie później.
  4. powiedziałabym, żebyś znalazł koniecznie jakiś swój, tylko swój "teren", odskocznię. Jakieś hobby, w które nie będzie zaangażowana żona. Czekałem na coś właśnie takiego. Dzięki! :)
  5. antistatic

    [Rzeszów]

    Hej! Mógłbyś mi podać do niego adres. Uważasz, że jest dobry? Czy daje to skutek? Pozdrawiam.
  6. Oj długo nie zaglądałem na ten wątek... Masa rzeczy przede mną i za mną również. Problemów też. Przepraszam. Szarotko, również doskonale Cię rozumiem... Co u Ciebie? Dalej walczysz czy poddałaś się? Zastanawiam się coraz bardziej nad wszystkim i nad sensem związku z moim dziewczem. Wcześniej nie potrafiłem tego ująć - część z Was zinterpretowała to, że chce słyszeć, że mnie kocha zamiast patrzeć na to jak jest. Teraz potrafię to ująć w słowa. Chodzi o to, że kiedy wchodzi w etap zastanawiania się - myśli tylko o tym. Nie potrafi się cieszyć z tego że jesteśmy razem, normalnie rozmawiać ze mną (denerwuje ją), dać się przytulić, pocałować, cieszyć się chwilą. Traktuje mnie wtedy obojętnie jeżeli nie obcesowo i wiem że moja obecność ją tylko dołuje. Wie, że sama nie daje i że nie czuję, że jej na mnie zależy. Owszem powtarza że jest ok, że chcę być ze mną (bo jej jest dobrze), tyle tylko że tego na zewnątrz nie widać. A czuć coś wprost przeciwnego. Wszystko to ma swój cykl - 5 dni jest naprawdę ekstra, potem 2-3 dni kiedy mówi mi, że się zastanawia, jak to określa troszeczkę, a potem ze 2 tygodnie bardzo poważnie. Nie wiem czy najgorsze, czy najlepsze jest to, że nadal ją kocham, nieba bym jej przychylił zawsze i wszędzie. Gdybym nie kochał nie było by mnie przy niej już ponad 4 lat - czy źle czy dobrze - zawsze przy niej. Jestem już w tym wieku i na tej ścieżce która się kończy i rozgałęzia. Chcę prosić ją o rękę, ale bardzo sie boje czy to nie sprawi, że poczuje się ona jeszcze gorzej, że wtedy zaczną się kolejne stresy. Nie mówiąc już o odrzuceniu. Bo jak to powiedzieć - prócz tego że chcę kochać, chcę być kochany, a nie być z kimś komu jest ze mna dobrze. Prawdę mówiąc nerwowo już wysiadam (nie mogę spać, ciągle opróżniam lodówkę, coraz częściej boli żołądek, potocznie mówiąc telepie mnie;) bo... chciałbym mieć coś stałego w zwiazku (prócz tego cyklu). Chciałbym normalnie pracować, wracać do domu, cieszyć się życiem, mierzyć się z problemami zewnętrznymi - wiecie wszystko gna tak szybko do przodu, wszystko się zmienia, nastręcza problemów - chciałbym by mój dom był ucieczka od tego, oazą spokoju. Wiem, że jest to nierealne - bo to tylko idea. Zdaję sobie sprawę że nawet ta "oaza spokoju" w zwykłych związkach nastręcza trudności a co dopiero w takim. Jestem gotowy na wyrzeczenia... Kolejną złą wiadomością jest to że Moje Kochanie nie chce za żadne Skarby się wziąć za siebie. Dołuje mnie to, że nie chce o tym ze mną rozmawiać (nie tłuc bez przerwy, od czasu do czasu jedynie), że nie zajmuje sie tą jakby nie było nasza chorobą, że nie szuka rozwiazania problemu tylko użala sie nad sobą. Rozumiem to. I wszystko spada na moje barki. Chcę ją przekonać, kolejny raz, do tego by spróbowała czegoś nowego. jeżeli jeden lekarz jej nie pomógł to może pomóc inny. Może będzie miał wiecej cierpliwości i chęci pomocy. Nic z tego. Mówi że nie ma sensu. Proszę ją, by chociaż zainteresowała sie tym jak inni sobie z tym radzą, by weszła chociazby na to forum, dowiedziała się czegoś nowego o sobie. Nic. Dojrzewam do postawienia Jej w delikatny sposób ultimatum. Będziemy razem pod warunkiem, że w końcu zaczniesz coś robić i nie będzie mi chodziło o skutki, ale o to że będzie walczyć o siebie, a tym samym i o nas. Przepraszam za chaotyzm tego postu. Naprawdę jest to dla mnie bardzo duże przeżycie pisać o tym wszystkim.
  7. Dzięki wielkie Peace-B. Nie mam za bardzo możliwości z kim porozmawiać - prócz tej mojej osóbki. Boję się, że ktoś tego może nie zrozumieć, a poza tym boję się by ta osoba nie czuła się źle, w jakiś sposób napiętnowana. Nie potrafię przemówić do rozsądku. Za to coraz częściej dostrzegam brak wsparcia z zewnątrz, choćby rozmową, upewnienia się, że dobrze będzie z NAMI, że jesteśmy na dobrej drodze. Ważne jest dla mnie tym bardziej co napisałeś. Czasami po prostu tracę nadzieję, że moze być wszystko dobrze. Brakuje mi jakiejś chwili wytchnienia. Myślę coraz częściej by mniej lub bardziej zaciagnąć tą moja drogą osóbkę na psychoterapię. Mam przeczucie, że kiedy zacznie sobie radzić z malymi rzeczami - gaszenie światła, gazu - sama będzie potrafiła dojść do wazniejszych rzeczy. Chcę nawet tam z nią pójść.. Byłaby to kolejna wizyta. Poprzednim razem pani psycholog-terapeuta, wydaje mi się olała sprawę, skończyło się na kilku spotkaniach.
  8. Cześć. Dzięki za post. Tytułem wyjaśnienia tylko. >>Jeżeli osoba ta jest chłodna w okazywaniu uczuć to z pewnością się to nie zmieni a jakiekolwiek próby wymuszenia mogą skończyć się krytycznie. Jeżeli chcesz słyszeć w kółko puste KOCHAM CIĘ to (jak to mówią) nagraj sobie to na dyktafon lub znajdź kogoś kto będzie Ci to powtarzał co 5 minut (co wcale nie będzie oznaczało że naprawdę Cię kocha). Miłość to nie słowa ale czyny. To że ktoś nie okazuje nam uczuć tak jak tego byśmy sobie życzyli nie oznacza że nie kocha nas szczerze i ponad życie. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie chcę tej osoby zmienić. Może troszeczkę. Zresztą chyba jak każda/y swoją drugą połowę Nie zależy mi na tym by osoba ta mówiła mi kocham cię (puste). Bo rozumiem że na tym jak nie polega miłość. Nie potrafię tego przekuć w słowa (wyrażam się dosyć ogólnie) - twoje wyrażają to naprawdę świetnie. >>NN to osoba jak każda inna i nie widzę tu rzadnego związku z tym czy można być pewnym jej miłości czy nie. Jeżeli nie jesteś pewna czy ta osoba Cię kocha lub nie czujesz tego że jesteś kochana lub ten ktos nie kocha Cię tak jak byś tego chciał(a) to zastanów się czy ten związek wogóle ma sens skoro wątpisz w uczucia tej osoby. Problem w tym, że to moja połówka wątpi. Ja tylko od czasu do czasu w to powątpiewam słysząc, że mnie "nie wie czy kocha". Mówi, że jest ze mną bardzo dobrze, ale nie wie czy coś do mnie czuje. I to jest jej głównym problemem. Nie wiem na ile jest to wpływ nn (natrętnych myśli, rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze, przepełniających życie wątpliwości) czy jest to zwykła reakcja osoby, która po prostu nie wie czy kocha.
  9. a do tego psychoterapeuta [ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:07 am ] up
  10. Moze wszyscy razem zrobilibyśmy giełdę, przewodnik po dobrych psychoterapeutach specjalizujacych się w nerwicach natręctw, których moglibyście z czystym sumieniem polecić każdemu. Mi osobiście chodzi o województwo podkarpackie.
  11. Witam Wszystkich i prosze o radę. Kocham osobę, która ma zdiagnozowaną nnkę. Jest kimś wokół kogo kręci się moje życie. Co najważniejsze chce żeby się kręciło:) Coraz częściej planuję z tą osobą przyszłość. Jednak coraz częściej - również - zastanawiam się, czy osoba ta prawdziwie mnie kocha. Nie wiem co robić, jak reagować - coraz częściej tracę nerwy, cierpliwość - gdyż co jakis czas ona zastanawia się czy prawdziwie mnie kocha. Nadmienię, że prócz tego w okazywaniu uczuć jest chłodną osobą. Bardzo mnie to dołuje. Czasami mam ochotę po prostu dać sobie spokój, bo brakuje mi sił. Może Wy macie podobne doświadczenia? To trochę infantylne pytanie (część z Was pewnie mnie zjedzie;)), ale czy można być pewnym czyjeś MIŁOŚCI, gdy osoba ta cierpi na nn? Dziękuję za wszelkie odpowiedzi
×