Witam, jestem na forum nowy. Nigdy wcześniej tu nie zaglądałem ale jestem ciekaw porad / opinii osób którzy coś wiedzą o problemach związane z chorobą. Otóż mamy przyjaciela z którym się znamy dość długo razem chodziliśmy wszędzie itp. mieszka niedaleko nas, zawsze było wiadomo że ma dziwną sytuacje w domu że zawsze brak kasy , matka chorą na jakąś padaczkę i coś "z głową". Zaczęło się od tego że zrezygnował ze szkoły praktycznie tuż przed maturą, a głupi nie był, dobrze się uczył. No i nie spotykaliśmy go dość długo, zero odzewu. próbowaliśmy się z nim spotkać pogadac ale nic. Kiedyś kolega się dodzwonił do niego i odebrał ( chyba nie miał numeru zapisanego bo nie wiedział kto) i mówi "Sory że się nie odzywałem ale miałem zepsuty komputer, muszę kończyć narazie.) potem został spotkany przez kolege innego w sklepie rano i mówił ze zrezygnował ze szkoły bo musi się opiekować matką, że sprzedał telefon, kasy niema bo ojciec mu nie daje bo wypisał się ze szkoły, a jakby chodził to nie miał by kto przy matce zostać. Kolega mówi ze mu pomożemy itp. ale poszedł. to było jakoś niedawno jak jeszcze sytuacja nie była niepokojąca. mineło pare miesięcy, drzemy się pod jego oknem, czasami się firanka poruszyła ale nie widać było wyraźnie że to on.
z miesiąc temu kolega go widział z daleka i jak on go zobaczył to zaczoł uciekać, niestety kolega sie speszył an mature i go nie gonił.
Dziś w końcu poszliśmy do jego klatki i pukamy do drzwi, po chwili otworzyła jego matka i powiedziała ze jej syn wyszedł że ma dużo kolegów i że nie wie gdzie poszedł, i zaczęła mówić o psie , bo był z nami piesek mały i widać że kobieta chciała rozmawiać trochę pogadaliśmy , wspominała o czymś co było z 10lat temu że to bylo niedawno. Powiedzieliśmy jej że martwimy sie o jej syna, to powiedziała że ona też sie martwi, że nigdzie nie wychodzi. Widzieliśmy jego buty w przedpokoju wydaję się nam że był. Chciała jeszcze rozmawiać tak o dupie marynie ale poszliśmy, mówiła że mu przekaże zebyśmy byli jutro o 20 potem ze za tydzien. wkoncu poszlismy. Ja osobiście nie widziałem go około pół roku i tyle gdzieś trwa ta sytuacja. Nie wiemy co robić, zwłaszcza że on nie może raczej liczyć na swoją rodzinę.
Może ktoś się podzieli opinią, co dalej robić ?