Skocz do zawartości
Nerwica.com

tracąca nadzieję

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tracąca nadzieję

  1. Weroniko, cieszę się, że zainteresowałaś się moim problemem i starasz pomóc, to dla mnie bardzo budujące :) Moja mama często powtarza, że boi się kogoś, bądź siebie samą, skrzywdzić. Mówi, że jej myśli często są na tym właśnie skoncentrowane i nie potrafi ich od siebie odegnać. Psychiatra uspokoił ją, że to jedynie obawy i nic złego nie jest w stanie zrobić. Ostatnio zauważam, że ma także duże problemy z zachowaniem równowagi, kilka razy się przewróciła, ale z tego co zdążyłam przeczytać to też typowe dla tej choroby... Pisałaś o terapeucie z Wrocławia, który bardzo Ci pomógł... To moje rodzinne miasto, mieszkamy tu z mamą, czy mogłabyś zatem powiedzieć mi co to za specjalista, dać na niego jakieś namiary? Będę bardzo wdzięczna. Trudno znaleźć od razu dobrego lekarza, natomiast ten, skoro z jego pomocą całkowicie powróciłaś do zdrowia, z pewnością do takich należy.
  2. Jaką terapię? Przebywałaś w szpitalu bądź jakimś innym ośrodku czy masz na myśli systematyczne (kilka razy w tygodniu) wizyty u psychiatry? Bo psycholog na tym etapie chyba już niewiele pomoże... Moja mama widuje się z psychiatrą raz w tygodniu, ale są to krótkie wizyty ograniczające się zwykle tylko do wypisania nowej recepty. A te wszystkie lęki to... tylko lęki, prawda? Nie muszę się bać, że mama pod moją nieobecność zrobi sobie bądź komuś krzywdę?
  3. 19_latek: Tylko że to nie jest kwestia miesiąca czy 2, ona choruje już od ok. roku i wciąż jej stan jest fatalny. Czyli sugerujesz żeby skupić się na jednym konkretnym leku i się go trzymać nawet jeśli będzie źle, bo to "naturalne" i po prostu trzeba ten stan przeczekać? Mama miała zmieniane leki już parokrotnie... Co jeszcze mogę zrobić? Pocieszanie jest mało efektywne, próbowałam już na wszystkie możliwe sposoby, ale nic do niej nie dociera. Nie przemawiają żadne rozsądne argumenty. I zauważam, że coraz słabiej kontaktuje z otoczeniem, jakby żyła trochę we własnym świecie, "za kloszem" jak już parę osób to określiło...
  4. Witam wszystkich na tym forum. Nie bardzo wiem od czego zacząć, jako że nigdy nie dzieliłam się z innymi tak trudnym tematem na ogólnodostępnym forum, jednakże czuję się kompletnie bezsilna i zrezygnowana, tak więc liczę, że być może tutaj ktoś mi choć trochę pomoże. Problem dotyczy mojej mamy, u której stwierdzono derealizację z elementami depersonalizacji na tle depresyjno - nerwicowym. Leczy się ona na te przypadłości już od ponad roku (aktualnie od tego tygodnia przyjmuje Clonazepamum i Pernazinum, jako że po zażywaniu innych, wcześniejszych tabletek jej stan był fatalny) i niestety bez większych efektów - a wręcz przeciwnie - jest coraz gorzej. Mieszkamy tylko we dwie i powoli nie wytrzymuje już tej presji. Mama codziennie rano płacze, mówi, że nic już jej w życiu nie pozostało, jedynie choroba i śmierć. Wszystko straciło dla niej znaczenie, nie jest w stanie skupić się na żadnej czynności. Nic jej nie cieszy. Całe dnie śpi bądź leży. Sen przynosi jej jedyne chwilowe ukojenie. Zupełnie nie ma apetytu, jeśli nie zrobię jej czegoś i nie podam to sama nie zje. Powtarza, że obawia się o utratę zmysłów, że niebawem straci kontrolę nad swoją świadomością. Mówi, że czuje się jakby nie była tą osobą, którą była dawniej, że opanowały ją liczne lęki, których nie jest w stanie się pozbyć. Boi się skrzywdzić siebie bądź kogoś innego. Psychiatra u którego się leczy twierdzi, że to jedynie obawy i nie byłaby w stanie wprowadzić danej myśli w czyn. Pociesza mnie trochę ten fakt, ale mimo to sama czuję, że mogę pogrążyć się w depresji. Staram się być silna, jednak to niezwykle trudne... Jak mogę pomóc mamie? Co robić? Jak sama mam sobie radzić z tą gehenną? Proszę o odpowiedź psychologa jak również osób, które miały styczność z tymi chorobami...
×