Nie wiem czy mam nerwice czy inną chorobę, ale czuje że życie mnie przerosło, przegrałem je z kretesem.
Powód dla którego jeszcze ze Sobą chyba nie skończyłem, to moja druga "osobowość", chcąca się doskonalić, dojść do czegoś być szczęśliwym i dać szczęście innym, od kilku lat codziennie wstaje ze szczerą chęcią poprawy, czasami zaczynam coś ale szybko się poddaję, moja druga połówka ta którą widzą wszyscy ciągnie mnie w dół, gbur, leń, obojętny na wszystko, to moja skorupka która się wykształciła (to chyba dobre określenie), na niezbyt dobrą atmosferę w domu, później przeniosła się do szkoły, aż w końcu rzuciłem ją w wieku szesnastu lat(rodzice to skwitowali "będziesz żałował" i żałuje jak cenzura:)), później komputer gry i kompletne odsunięcie się od wszystkiego i wszystkich.
Wiem, co chcę w Sobie zmienić, znam Swoje wady, a co najważniejsze mam środki by je wykonać a pomimo tego nie potrafię! - to boli najbardziej.
Wymówki, chyba jedyna rzecz w której jestem mistrzem. Mógłbym pewnie napisać jeszcze wiele, ale nie wiem o czym, czue zbyt duży napływ myśli i emocji by skupić się i opisać wszystko jakoś sensownie.
Czuje się głupio, pierwszy raz wylewam to z Siebie i nie wiem dlaczego mam wyrzucać to co mnie boli i z czym nie daje rady obcym mi osobom.