Hej, pisze na tym forum pierwszy raz. Chyba to jedyne miejsce gdzie ktoś mnie zrozumie. Z hipochondrią męczę się już długi czas. Dopóki mnie to nie spotkało uważałam zaburzenia psychiczne typu nerwica, depresja, hipochondria za wymysły wynikające z nudów i braku problemów. A teraz hipochondria zawładnęła moim życiem, całe dnie spędzam na wyszukiwaniu i sprawdzaniu objawów chorób, najczęściej różnych raków, bo na ich punkcie mam obsesje, poza tym jeszcze HIV, ciągle mi się wydaje że znalazłam na swoim ciele jakiś guzek którego nie było wcześniej, ciągle robie morfologie i każdą minimalną zmiane, traktuję jak objaw poważnej choroby, mimo że wyniki są dalej w normie. Ciągle prześladuje mnie myśl że niedługo umrę, rozmyślam nad tym ile mi dni zostało, płacze na myśl że nic po mnie nie pozostanie bo nie mam dzieci, że odejdę i po jakimś czasie wszyscy o mnie zapomną. Nie mogę się skupić na niczym innym jak na tym że jestem chora, że mam raka, a to węzłów, a to ziarnice, a to raka krtani, tarczycy, odbytu. Każde najmniejsze ukłucie, ból, są dowodami na potwierdzenie diagnozy jaką sobie postawiłam, potrafie przez kikanaście dni nie wychodzić z domu, nie chodzić na zajęcie , tylko całymi dniami czytać o chorobach, stawiać sobie diagnozy, nie umiem mysleć o niczym innym. Ciągle płacze, ciągle towarzyszy mi uczucie strachu, uczucie że jestem w tym sama, czasem boje się zasnąć bo wydaje mi się że sie już nie obudzę, miewam uczucie odrealnienia. Na dodatek mam trudną sytuację życiową, rodzinną. Moi rodzice nie rozumieją co przeżywam, wysmiewają mnie, albo mówią że ich wykończe, że oni przeze mnie i przez tą moją paranoję szybciej umrą ode mnie. Przez to ciągle też się obawiam o ich zdrowie, że przeze mnie na coś zachorują i umrą. Wydaje mi się że ponosze winę za każdą złą rzecz która przydarza się moim bliskim, że oni przeze mnie cierpią, że jestem zła, że lepiej jakby mnie nie było, bo nie dość że moje życie opiera się tylko na myśleniu o chorobach, to jeszcze utrudniam życie innym.