Skocz do zawartości
Nerwica.com

vagabond

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia vagabond

  1. vagabond

    Postój wagabundy

    Długo błąkałam się po sieci, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłabym chwilę pogawędzić z ludźmi o problemach podobnych do moich (albo chociaż wyrzucić to z siebie, jakoś świadomość, że nikt nie patrzy bardzo mi w tym pomaga) . Nigdzie jednak nie zatrzymałam się na dłużej, oprócz tego forum. Dlatego nadszedł czas, aby się przywitać, przedstawić, napomknąć coś o sobie. Od wielu lat toczę walkę z konsekwencjami paskudnego dzieciństwa i okresu dorastania, a od listopada ubiegłego roku- z racji stopniowego wykruszania się sił - wspomaga mnie, oprócz lekarza specjalisty- farmakologia. Niestety, demony przeszłości wciąż tryumfują, odnoszę nawet wrażenie, że im zacieklej walczę, tym lepiej one się bawią moją szamotaniną. Zaczęło się... Sama nie wiem, od kiedy właściwie to się zaczęło. Być może bardzo, bardzo wcześnie - wszak moje najwcześniejsze wspomnienie dotyczy porządnego lania, jakie otrzymałam od matki, za pomylenie słowa modlitwy. Mogłam mieć wtedy około 3 lata, a kara fizyczna była poprzedzona długą celebracją przygotowań do niej, co było znacznie gorsze. Ale to nic. Potem nadszedł czas koszmaru. Przed osiągnięciem przeze mnie wieku 12 lat, mój ojciec swoim wybrykiem zamknął okres pedofilii w moim życiu. Być może "okres" to za dużo powiedziane, jak na trzy incydenty (z trzech różnych źródeł), niemniej o trzy było ich za dużo. Potem - nadszedł czas konsekwencji - nienawiści do swojego ciała, zajadania problemów ze sobą oraz braku miłości ze strony matki-dewotki (która jest, nawiasem mówiąc DDA), samookaleczania, różnej maści fobii etc... Dodam, że ojciec wciąż jest obecny pod moim dachem... Zajadanie problemów zmieniło się w kompulsywne objadanie się, potem - gdy nadwaga dała się we znaki - w anoreksję. Z niej - znowu popadłam w kompulsy, w których tkwię aktualnie. W międzyczasie przypałętała się depresja - nawet trudno stwierdzić, w którym momencie - ale nie bardzo mnie obchodzi jej początek, tylko koniec Paradoskalnie, w tym wszystkim znadywałam siłę w starciach z matką - walka z jej emocjonalnym znęcaniem się nade mną - mobilizowała mnie do tego, aby jakoś zaczynać dzień, ale potem zaczęło się wszytsko walić. Spiętrzone emocje, smutki - w końcu runęły - a ja wraz z nimi na dno. Od tego momentu musialam szukać pomocy, bo sama byłam już załatwiona. Pomoc uzyskałam nie bardzo wierząc w to, że podziała. Działała - do niedawna. Od listopada, do marca. Kwiecień powitałam powrotem samookaleczania (moim celem są nogi, nie tnę ich, tylko jak to określił psychiatra "rwę mięso"), olbrzymimi kompulsami przeplatanymi z okresami głodówek, myślami samobójczymi i atakami paniki z "dodatkami" : dusznościami, mdłościami i bólami głowy na samą myśl o śmierci ( widziałam samobójców, czy też to, co po nich zostawało, gdy rzucali się pod pociągi - cóż - "uroki" dojazdów na uczelnię z innego miasta), własnej, rzecz jasna. Mam już tego po dziurki w nosie. A tak poza tym - mam zacięcie czytelniczo-literackie (grafomańskie raczej), fotograficzne (radosna amatorszczyzna) i kulinarne (tu niestety - z racji problemów z jedzeniem - muszę się ograniczać w uprawianiu pasji ) . Lubię obcować ze sztuką, naturą, słuchać- oprócz jazzu- innych ludzi (chociaż niewielu jest chętnych, moja niewiesoła gęba odstrasza ), oglądać filmy i ogólnie trochę pomędrkować na różne tematy. Wybaczcie, że tak chaotycznie, nieskładnie - ale tak już mam. Jakby co - to pytajcie. I bym zapomniała - wołają na mnie Joanna i mam 22 lata. Witajcie. Mam nadzieję, że zamiast zajmować się rozmienianiem na drobne - zajmę sie trochę aktywnością na forum. I że podczas tego postoju - naładuję nieco akumulatory....
×