Skocz do zawartości
Nerwica.com

Klaraa

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Klaraa

  1. Klaraa

    Witam

    Tak, staram się rozmawiać z ludźmi, w szczególności z tymi, którzy uważają się za moich przyjaciół, ale to niewiele daje (patrz: moja druga wiadomość w tym temacie).
  2. Klaraa

    Witam

    Niby mam taką osobę (nawet dwie), ale ona raczej już nie chce się ze mną zadawać. Może dlatego, bo opowiedziałam jej trochę o swoich snach, ale ie tylko: powiedziałam że tak naprawdę oni i parę innych osób obgaduje mnie z innymi, dlatego wszyscy się na mnie tak dziwnie patrzą (przecież to prawda, innego wyjaśnienia nie ma). Oni się boją prawdy którą im celnie wytknęłam, powiedzieli że jestem przewrażliwiona, ale próbują mi to wmówić abym o tym zapomniała, a i tak wciąż zniechęcają ludzi ze szkoły do mnie.
  3. Chwilunia, już się pogubiłam. http://www.wired.com/wiredscience/2009/04/schizoillusion/ - w tym przypadku osoba zdrowa powinna jak widzieć pomalowaną, a jak pomarańczową stronę? http://brightcove.newscientist.com/services/player/bcpid1873822884?bctid=18741687001 - A w tym przypadku? Przepraszam, ale nie wiem, jak powinnam widzieć w danym teście, bo są różne.
  4. Klaraa

    Witam

    Od zawsze byłam uznawana za nieśmiałą. Lubiłam towarzystwo innych - jednak nie przepadałam za mówieniem. Po prostu czuję się dobrze wiedząc, że ktoś jest przy mnie, coś mówi, tylko wtedy wiem, że żyję. Przetrwałam tak chyba całą podstawówkę, jednak w okolicy piątej klasy zaczęłam miewać częste bóle głowy, przez co wylądowałam w szpitalu na ok. dwa miesiące. Do szkoły wróciłam jakoś tak pod koniec piątej klasy. W wakacje mało spotykałam się ze znajomymi, oni już nie chcieli się ze mną zadawać, z jakiego powodu, do tej pory nie mam pojęcia. Za to kiedy w szóstej klasie znów wróciłam do szkoły po pobycie w szpitalu (tym razem zapalenie płuc), już prawie nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Skoro tak, ja też przestałam się starać, a po jakimś czasie przestałam odczuwać w ogóle potrzebę kontaktu z ludźmi. Całe wakacje pomiędzy szóstą a pierwszą klasą gimnazjum przesiedziałam w domu, z nikim się nie kontaktując. Jednak w nowej szkole nieco się zmieniłam, zaczęłam się bardziej zadawać z byłymi koleżankami, oraz poznałam kilka osób. Z jedną z nich, można by powiedzieć, bliżej się zakolegowałam, a przyjazne stosunki łączą nas do dziś. Chociaż ona teraz przerzuciła się na nieco inny tryb życia, zaczęła palić, a procentami nie gardzi nawet w szkole. To sprawiło, że się nieco odsunęłyśmy od siebie. W drugiej klasie znów przestałam panować nad moimi kontaktami z innymi. Chciałam się kontaktować, ale coś mnie w nich odpychało. Przemierzałam szkolne korytarze sama, sama też siedziałam na wielu lekcjach. Po jakimś czasie takiego stylu życia parę osób zaczęło mi posyłać drwiące spojrzenia. Przez tę "izolację" wdałam się w konflikt z katechetką. Nie ja jej, to ona mnie zaczęła się czepiać i podburzać wesoły nastrój na jej lekcjach moim kosztem. Nie wytrzymałam i sama zaczęłam być wobec niej naprawdę chamska. Wtedy wszystko się we mnie zmieniło, zaczęłam być wrogo nastawiona do wszystkich, nawet do koleżanki, która chyba chciała się wtedy ze mną zaprzyjaźnić, a ja parę razy zachowałam się wobec niej naprawdę chamsko. Ona chciała dać mi wiele (chociaż tego nie zauważałam bo wtedy byłam ślepa na wszystkie moje kontakty z innymi, nawet jeżeli były one jednostronnymi), a ja jej pokazałam jaka potrafię być chamska. Nawet, jeżeli rozmawiam, śmieję się, po jakimś czasie ludzie i tak się ode mnie odsuwają. Z własnego wyboru, albo z kimś. Dlaczego tak się dzieje? U mnie poczucie samotności równoznaczy z uczuciem, że jestem nikim. Po jakimś czasie takiej izolacji zazwyczaj coś się ze mną dzieje, czego nie rozumiem. Chodzę po mieście albo po mieszkaniu w nieskończoność, nie potrafię usiedzieć w miejscu, mam wrażenie, że jeżeli coś mówię, już wcześniej, w podobnej do zaistniałej sytuacji, to mówiłam, i zawcze wydaje mnie się, że to było snem. Snem który poprzedza takie wydarzenie. Wszystko mnie drażni, podczas ciszy potrafi mnie naprawdę zirytować zwyczajne tykanie zegarka, nawet, jeżeli nie jest tak bardzo głośne. Wpadam w furię, jeżeli chcę coś położyć na biurku, a nie ma na nim miejsca. Jestem uczennicą trzeciej klasy gimnazjum. Postanowiłam wcześniej, że w tym okresie zdobędę najlepsze oceny wśród innych z moich gimazjalnych semestrów. Jednak kłótnia z polonistką (wychowawczynią) oraz ogólne roztargnienie, niechęć do książek która do tej pory nigdy nie była mi znana (czytanie było jedną z moich największych pasji) sprawiły, że niezbyt mnie się w tym semestrze powodzi. Myślę o niebieskich migdałach, nie potrafię skupić się na nauce, nawet na swoich ulubionych przedmiotach. Trzeba było się przywitać, to się przywitałam - gratuluję, jeżeli dotarłeś do tego miejsca, użytkowniku. Nie wiem, co mam myśleć o swoich kontaktach z ludźmi, z jednej strony mnie przerażają, z drugiej strony panicznie boję się samotności, a ona sprawia że staję się zupełnie inną osobą. Kiedyś nawet myślałam o samobójstwie, ale uznałam, że nie wiem, co jest po śmierci więc nie warto ryzykować. Byłam kiedyś w odwiedzinach u kolegi, który był właśnie po takiej próbie samobójczej, w psychiatryku, widziałam tam całkiem normalnych ludzi (chyba nawet normalniejszych ode mnie). Więc jakim cudem ja żyję "wśród normalnych" (silenie się na ironię & sarkazm) ? A może wcale nie jestem nienormalna, tylko po prostu przesadzam? W sumie... wiele osób mówi, że się wymądrzam (nie, ja tylko mówię własne zdanie), więc nie wiem.
×