Skocz do zawartości
Nerwica.com

niewiesz

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niewiesz

  1. Mama zapisała mnie do psychologa, nic jej nie mówiłam o moim samopoczuciu, starałam się zachowywać normalnie, ale jednak... Nie wiem, czy chcę tam iść, raczej zostanę tam zaciągnięta. Trudno mi to sobie wyobrazić jak się zapyta co się dzieje, a ja nie będę chciała z nim rozmawiać... a nawet jak już łaskawie się odezwę, to co powiem, że nic mi się nic nie chce? Takie to wszystko dziwne będzie, bo w końcu nie idę tam sama z siebie. Rodzic musi być, czy raczej nie?
  2. Pomogła Ci ta wizyta? Dziwnie bym się czuła, nienawidzę przy kimś płakać i nie wiem, czy udałoby mi się ogarnąć i przestać. Już nie mam siły. Wiem, że muszę coś zrobić, ale...
  3. Cieszę się, że to napisałaś:) Co stwierdził psycholog? Ja tak się wzbraniam z tą wizytą u specjalisty, ale nie dlatego, że mi głupio przed ludźmi itd. itp. ale chyba nie dałabym rady z nim normalnie rozmawiać, zaczęłabym płakać i nie wydusiłabym z siebie słowa. Również pozdrawiam;)
  4. praca, praca i jeszcze raz praca nad sobą.. ja włożyłam bardzo dużo wysiłku i samozaparcia w to, żeby było lepiej i jest. już praktycznie 4 miesiące czuję się dobrze, czyli tak jak nigdy i jestem zadowolona :) ale czy zawsze już tak będzie ? nie wiem, wolę się nad tym nie zastanawiać i nadal robić wszystko żeby się nie poddać Najgorsze jest to, że chyba nie da się z tego całkowicie wyleczyć. Niby jest dobrze, ale jakieś złe wydarzenia nasuwające się na siebie czasowo i trach... [Dodane po edycji:] Nie byłam z tym nigdzie, nie mam diagnozy postawionej przez lekarza, ale chyba nie jest normalne ciągłe leżenie w łóżku i gdy nie można już zasnąć wpatrywanie się w sufit, pragnienie swojej śmierci, płakanie kiedy nikt nie widzi, odmawianie wszelkich spotkań, pod byle pretekstem. No w sumie to nic nie robienie, poza siedzeniem w domu;)) Mam tak już od miesiąca i najgorsze jest to, że bez żadnego konkretnego powodu, po prostu, tak z dnia na dzień... co wygląda na nawrót depresji. Jeżeli podasz mi inną przyczynę mojego samopoczucia i zachowania to będę ci naprawdę wdzięczna, gdyż uważam, że depresja to jedna z najgorszych chorób i wiem, że nigdy całkowicie tego nie wyleczę, co mnie załamuje...
  5. We wcześniejszym wątku wszystko opisałam;) Ale naprawdę bardzo pocieszające to co mówisz, może nie mam depresji... Chociaż... nie wiem, chyba samą siebie oszukuję. Nie napisałam, że dałabym radę "zmusić się" itd. ale może jednak jest to możliwe?
  6. Mam dokładnie to samo, przez co mam nieźle przewalone;) a wszystko to przez depresje... i najbardziej denerwuje, że nikt nie rozumie tego, że po prostu nie umiem się zabrać za naukę
  7. Chciałam się zapytać, czy da się samemu wyjść z depresji? Jakby jakimś cudem zmusić się do np. ćwiczeń, rannego wstawania, spotkań, imprez itd itp... Po prostu wmawiać sobie, że to wszystko ma sens, że będzie dobrze, taka jakby samodzielna terapia;) co o tym sądzicie, jest to możliwe?
  8. Wiem, że to głupie, ale nic nie zrobię. Dalej będę dusiła to w sobie i udawała, że jest dobrze, a w sierpniu może znowu mi przejdzie;) Nie wyobrażam sobie opowiadać o tym komuś. Powiedziałam przyjaciółce i chyba żałuję, ci którzy nie przeżywali takiego czegoś, chyba nigdy nie zrozumieją... Powiedziała mi żebym się wzięła za siebie, postarała chodzić do szkoły i wszystko poprawiła, że dam rade... i jak ja mam jej wytłumaczyć, że po prostu nie mogę...
  9. Dziękuję bardzo za odpowiedzi. Trudno mi o tym mówić, bo od razu chce mi się płakać. Zastanawiałam się właśnie, czy nie jest to depresja dwubiegunowa... Ale w sumie u mnie wyglądało to tak styczeń 2009 - lipiec 2009 złe samopoczucie i chyba była to łagodna depresja, czy coś w tym stylu, sierpień 2009 - luty 2010 wszystko dobrze i od marca jest tragedia 10x gorzej niż w tamtym roku. Pocieszałam się, że były w marcu ze 2 dni takie w których byłam w stanie normalnie rozmawiać z ludźmi i się uśmiechać. To może to nie jest depresja, tylko po prostu "gorszy czas"... ??
  10. Specjalnie się zarejestrowałam, aby się wypowiedzieć i teraz nie wiem od czego zacząć... Chyba dość dużo jest tego typu wątków, no ale cóż, może ktoś mi pomoże. Zaczęło się chyba w tamtym roku (byłam w 1kl liceum). Trochę dziwnie czułam się w nowej szkole, ale byłam zadowolona z fajnej klasy i sympatycznych nauczycieli. Odkąd pamiętam często opuszczałam lekcje, ale w liceum moja frekwencja o wiele się pogorszyła, przez pierwsze półrocze dawałam radę, później było gorzej. Wszystko się na siebie nałożyło, czyli śmierć kolegi, groziło mi powtarzanie roku, kłopoty z "ukochanym" i inne problemy. Czułam się strasznie, myślałam o samobójstwie, o tym jaka jestem beznadziejna, na nic nie miałam ochoty. Z trudem, ale jakoś się ogarnęłam i poprawiłam wszystkie przedmioty i wyszło na to, że będę pisała poprawkę w sierpniu. Przyszły wakacje, prawie cały lipiec przesiedziałam w domu, bo nie miałam ochoty nigdzie wychodzić(dodam, że nawet nie wzięłam książki do ręki, żeby się czegoś nauczyć), w sierpniu pojechałam z rodziną nad morze. W połowie pobytu, podczas samotnego spaceru, w słoneczny dzień, plażą, zrozumiałam, że życie jest piękne. Szłam i sama do siebie się uśmiechałam, od dawna tak dobrze się nie czułam, było pięknie. Zdałam poprawkę. Obiecałam sobie, że w tym roku szkolnym wezmę się za siebie, będę chodziła do szkoły i będę się uczyć. Długo to nie trwało... znowu zaczęłam opuszczać lekcje, ale tym razem już tygodniami, ale mimo to było mi lepiej, niż rok temu, chociaż poczucie beznadziejności ciągle mi towarzyszyło. Mimo tego wszystkiego, zawsze zdarzały mi się dni euforii, jakbym się czegoś naćpała. W tego roczne ferie dużo paliłam marihuany (czytałam, że 4-krotnie zwiększa szanse na depresje i inne tego typu choroby), obiecałam sobie, że po feriach to rzucę i tak się stało, ale od początku marca (po feriach) coś się ze mną dzieje... Cały czas chce mi się płakać, często siadam i płaczę jak małe dziecko, wróciły myśli samobójcze, wiem, że jestem beznadziejna i żałosna. Na samą myśl, że będę musiała rano wstać, iść do szkoły, udawać, że jest dobrze, mam ochotę uciec, coś zrobić... Potrafię udawać, że jest dobrze, ale tylko przez gg, albo esy, bo gdy przychodzi mi np. rozmawiać przez telefon jest gorzej, nie wspomnę o normalnym spotkaniu. W szkole do nikogo się nie odzywam (może, że mnie o coś pyta, a dodam, że zawsze byłam wesołą, zwariowaną, rozmowną dziewczyną), wszyscy pytają, co się dzieje, przeważnie odpowiadam, że się nie wyspałam i z jednej strony cieszę się, że mi wierzą, a z drugiej chce mi się płakać, że nawet najbliżsi nie widzą, że dzieje się ze mną coś okropnego. Robiłam sobie testy na depresje i z każdego mi wychodziło, że mam ciężką depresje (wiem, że to nie jest pewne). Problemy ze snem mam od dawna, ale nie mam pojęcia od kiedy konkretnie. Różnie bywa, wcześniej kładłam się koło 3, rano wstawałam do szkoły i po szkole od ok. 15 spałam do 18, a teraz jest podobnie, ale o wiele dłużej śpię, jeśli tylko mogę (najprzyjemniejsza rzecz w moim życiu) i zawsze budzę się przed budzikiem ok. 5-7 rano. Mam problemy, żeby się skupić i coś zrobić, zawsze myślałam, że to przez palenie marihuany, teraz nie wiem... Wcześniej gdy miałam nóż na gardle, to siadłam i na tą 2 jakoś się nauczyłam, a teraz nie potrafię, boję się, chcę zdać, ale się nie uczę i nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Miałam ostatnią szanse żeby zaliczyć semestr z j. niemieckiego i nie poszłam. Wiele rzeczy miałam tu napisać, ale już nie pamiętam co;) więc przejdę do sedna, co mam robić? Nie chcę do nikogo iść z tym problemem, ani z nikim o tym rozmawiać. Dodam, że przez ten czas miałam chyba ze 2 dni takie, że naprawdę szczerze się śmiałam, więc może to nie jest depresja???? Przepraszam za niespójność wypowiedzi i proszę o odpowiedzi. Mam nadzieję, że komuś zechce się przeczytać moją żałosną historię wtrącę jeszcze, że CZASAMI mam ochotę gdzieś wyjść, ale jak pomyślę, że będę musiała udawać, że jest dobrze i starać się podtrzymywać rozmowę i uśmiechać to już mi się odechciewa... Nie wiem już co mam o tym wszystkim myśleć, chcę żeby to minęło, żeby było jak dawniej... [Dodane po edycji:] Proszę, niech ktoś coś napisze. Nie wiem co mam robić... Myślicie, że może przejść samo? W końcu był taki dzień, że czułam i zachowywałam się w miarę normalnie (czyt. prawie jak dawniej).
×