Witam wszystkich :) Na początku chciałem założyć temat ogólny, w którym opisałbym swój przypadek, jednak nie potrafię tego zrobić. Nie jestem w stanie objąć całości problemu i usystematyzować go. Może z czasem z moich postów wyłoni się jakiś obraz. Chciałbym zacząć od tego co najbardziej mnie trapi. Co prawda nie byłem u psychologa i oficjalnie nie ma stwierdzonej nerwicy, jednak czytałem trochę o tym, objawy pasują... W tej chwili największym problemem, który mnie trapi w związku z domniemaną nerwicą są zaburzenia ruchu. Zawsze czułem się niepewnie idąc ulicą, ale ostatnio to jakby narasta, zacząłem za dużo myśleć o tym. Kiedy idę z kimś problemu nie ma lub jest minimalny. Jestem zajęty drugą osobą i nie mam czasu myśleć o tym jak idę. No chyba, że to jest jakaś dosyć obca osoba, z którą nie czuję się swobodnie. Na czym polega moje utrapienie? Zamiast poruszać się swobodnie i naturalnie, instynktowni jak każdy człowiek, zaczynam myśleć o tym jak idę, zupełnie kontroluję swój ruch. Może to nie jest aż tak skrajne, że myślę, którą nogę teraz postawić, ale po prostu zajmuję myśli swoim chodem, zastanawiam się czy dobrze idę, czy naturalnie, czy sprężyście, staram się ze wszystkich sił nie iść jak kukła czy sztywniak. Jak można się domyślić efekty są przeciwne. Jestem bardzo spięty. Mięśnie nóg są naprężone, nogi są jak kłody. Czuję, że idę nienaturalnie, że wyglądam jak robot. Im bardziej się staram tym większy stres mnie łapie, panika chyba nie. Wtedy mięśnie łydek bardzo się napinają, a co za tym idzie ból na tak naprężonych mięśniach jest nie do wytrzymania. Ostatnio bolą mnie też piszczele od przodu, kiedyś z tej strony nogi mnie nie bolały, a ból jest jeszcze gorszy niż łydek. W pewnym momencie po prostu mam wrażenie, że padnę, nie mogę nogi postawić do przodu i w wyniku tego bólu i wysiłku zaczynam chodzić jak kaczka, po prostu "plaskam" stopami o ziemię. Zamiast je stawiać to ja je jakby rzucam i uderzam, ale nie da się inaczej, bo nogi mam zablokowane całkowicie. Tak mi się zdarza już w ekstremalnych sytuacjach. Poza tym mój chód jest bardzo niepewny, zdarza się, że się potknę albo postawię nogę jakoś koślawo. Staram się też być wyprostowany, ale o wszystko jest sztuczne i robione na siłę, pozorowanie pewności siebie. Do tego poza nogami reszta ciała też postępuje sztucznie: dłonie w kieszenie, bo nie umiem iść swobodnie z rękoma na wierzchu, często robię dużo niepotrzebnych rzeczy, np. pocieram nos ręką, drapię się, sprawdzam kieszenie, pociągam spodnie, poprawiam kurtkę. No i nie wiem co robić ze wzrokiem. Oczy mi się szklą jak na kogoś patrzę, często udaję, że się oglądam za siebie albo patrzę na boki, jakby mnie coś tam bardzo zainteresowało.
Domyślam się, że to jest spowodowane moim brakiem pewności siebie i niską samooceną. Mam wrażenie, że wszyscy ludzie na mnie patrzą, obserwują, oceniają, komentują, śmieją się. A wiem, że po zachowaniu da się wyczuć, że ktoś jest niepewny siebie i takich ludzi się lekceważy. Im więcej ludzi tym bardziej wszystko się nasila. A już najgorzej jest z ludźmi w moim wieku i młodszymi (mam 21 lat), szczególnie jeśli to są albo ładne dziewczyny albo grupka jakichś cwaniaczków.
Skąd to się wzięło, jaka jest geneza? Jak wszystkie takie problemy początek to swój ma w moim dzieciństwie. Najprawdopodobniej było to w podstawówce kiedy jeszcze często chodziłem gdzieś z rodzicami. Ja wtedy z młodszym bratem chodziłem kawałek przed nimi, a oni za nami. Musiałem słuchać ich krytycznych uwag dotyczących mojego poruszania się. Były to rzeczy w stylu: "Jak idziesz?", "Idziesz jak kaleka/paralityk/ofiara losu", "Wyprostuj się, idź swobodnie", "Idź jakimś krokiem sprężystym", "Nie idź na ugiętych kolanach", i inne zmiksowane teksty z wyżej wymienionymi. I chyba od wtedy zacząłem się kontrolować żeby iść "po ludzku". A ja wtedy dorastałem, być może byłem niezdarny, nie do końca pewny siebie, a te uwagi dobiły mnie już chyba do końca. Jak to rodzice, oni pewnie uważają, że to było dla mojego dobra, tyle, że to dobro teraz nie pozwala mi żyć. W różnych okresach życia różnie to wyglądało, ale im jestem starszy tym chyba bardziej mi to dokucza, a teraz ostatnio już przekracza wszelkie granice.
Dziękuję, że to przeczytaliście, dobrze, że mogę gdzieś się wygadać i być może podyskutować, bo sądzę, że nie tylko ja mam takie problemy.