Witam! Jestem tu nowa wiec jak coś zle zrobilam to piszcie. Proszę pomóżcie, doradźcie mi cos bo ja już nie mam siły. Mam dopiero prawie 20lat a przez cale życie pod górkę. Od dziecka cierpię na nerwice ale w okresie dorastania przystopowała trochę. Jednak wróciło wszystko jakieś pół roku temu i od tamtej pory nie potrafię normalnie funkcjonować. Jestem z chłopakiem ponad 2.5 roku wcześniej było wspaniale dopóki znowu mnie ta głupia choroba nie złapała. Teraz wiem, że go kocham ale nie czuje tego tak bardzo jak przed choroba. Pamiętam że te uczucia zmieniły się nagle, prawie że z dnia na dzień. Wpadłam w depresje. Teraz jest trochę lepiej. Wiem że on mnie bardzo kocha i stara się mnie rozumieć i pomagać w tej chorobie. Poszłam do psychiatry ale po kilku wizytach stwierdziła, że nie ma u mnie co robić więc skierowała mnie do psychologa, natomiast psycholog na czwartej wizycie powiedziała tak samo, że u mnie nie ma dużo do roboty i następna wizyta za miesiąc. Myślałam że się załamie. Nie mam wsparcia w rodzicach, oni u mnie problemu nie widzą psycholog też nie jedynie co chłopak mnie rozumie przynajmniej się stara rozumieć a ja tak naprawdę nie daje sobie z tym rady. Cały czas się boje, że przestanę jego kochać, boje się przyszłości, że jestem do niczego czasami płacze bez powodu bo tak mi naleci i koniec, gdy się robi gorzej mam problemy z oddychaniem boli mnie w klatce piersiowej, wpadam w paranoje nie wiem co się ze mną dzieje. itp. Często jak nerwica się nasila bo się zdenerwuje oczywiście przez byle co to chce z nim zerwać żeby się wykończyć w tej chorobie i nie cierpieć już więcej i żeby on nie musiał się przy mnie męczyć. Pomóżcie mi proszę, jak mam sobie z tym radzić?? Czy te wszystkie dobre uczucia powrócą kiedyś?? czy będę jeszcze potrafiła cieszyć się z byle blachostki?? Ja naprawdę nie daję sobie z tym rady...nie mam już siły. aha i zapomniałam dodać ze brałam leki dwa rodzaje ale po nich było tylko gorzej. Z lekami byłam już wrakiem człowieka zresztą teraz tez mi nie dużo brakuje.