Hej, hej! Byłam wczoraj u psychiatry (kolejnego już z resztą), no i chyba w końcu trafiłam na odpowiedniego gościa. Miły, spokojny, zrównoważony i bardzo słuchający lekarz. Mimo, iż zgłosiłam się do niego z powodu tych strasznych leków i ataków paniki, to wysłuchał mojej długiej opowieści o całym życiu i wszystkich objawach po kolei. póki co przepisał leki na przetrwanie tego najgorszego okresu, bo przez ostatnie kilka dni jest naprawdę ciężko. Powiedział mi, że derealizacja to kolejny objaw nerwicy i powinien mi minąć, pod warunkiem, że wstając rano nie będę wyczekiwała na DD, gdyż to tylko spowoduje jej pojawienie się(łatwo powiedzieć;/). Dziś za to byłam u pani psycholog i zaczęłąm indywidualną terapię. Stwierdziła, że problem z lękami bierze się z braku harmonii między mną a moim organizmem i z tym będziemy walczyć. No nie wiem jak to się wszystko potoczy, ale jeśli spędze jeszcze kilka dni z dd to automatycznie zgłąszam się do nowego psychiatry po leki typowe na to, gdyż to uczucie jest NIE DO WYTRZYMANIA! Dziś rozmawiałąm ze znajomym i wpatrywałąm się w niego jak kretynka, gdyż wkręcało mi się, że kompletnie go nie poznaje i zaraz zemdleję, czy coś w tym rodzaju. Masakra. Lęk jest, ale leki tez przeciez nie działają po jednym dniu. A cóż u was?