Skocz do zawartości
Nerwica.com

samotnik2

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez samotnik2

  1. ciężko będzie otworzyć się przed obcym człowiekiem, nie mam odwagi, jedyne na co mnie stać to zwierzenie w internecie
  2. dzięki takajakaś18, podniosłaś mnie trochę na duchu... moja samoocena jest bardzo niska, nie ma poprostu takiej dziedziny w moim życiu w którym byłbym dobry co by podniosło moją samoocenę. Jedyne co działa na mnie to poderwanie dziewczyny, kiedy widzę że jest mną zafascynowana, aż chce się żyć. Sex w moim życiu jest bardzo ważny, właściwie najważniejszy, żyję dla sexu. Myślę o nim dziesiątki razy dziennie, prawie każda dziewczyna mi się podoba, jeśli chodzi o moje wymagania, to nie mam już prawie żadnych, aby nie była gruba, w każdej dziewczynie dostrzegam coś, mały szczegół dla którego warto by się z nią przespać, np fajne piersi lub fajny tyłek, ładne oczy, namiętne usta. Znajomych nie mam wielu, kumpluję się tylko z tymi którzy kochają kobiety tak jak ja, z nimi mam temat. Z tymi co mają żony, nie zdradzają ich to nie mam o czym rozmawiać. Jeżeli ktoś rozmawia o seksie, to ja odrazu dostaje głosu, to jest jedyny temat na który mogę rozmawiać godzinami. Nie nazywajcie mnie seksoholikiem, bo seksoholik ciągle sypia z różnymi kobietami, mi natomiast trafia się przypadkowo może jedna na rok - jak ślepej kurze ziarno - mawiam. Skąd u mnie pociąg do nastolatek, nie wiem, podobają się mi ich ciała poprostu - bez cellulitu, jędrne i zgrabne, nastolatki nie szukają męża, tylko przygód, są szalone, spontaniczne, no i czuję się młody jak mam powodzenie u nich. - jest tu trochę prawdy
  3. Nie mam odwagi żeby iść do psychologa, ale może tutaj mi ktoś pomoże. Mam 31 lat, mój problem trapi mnie od długiego czasu, od dzieciństwa właściwie. Jak go nazwać w dwóch słowach ? Straszliwa nieśmiałość, tchórzostwo, unikanie najmniejszych nawet problemów, wyzwań. Czym się to objawia ? Już jako dziecko bałem się obcowania z ludźmi - gdy ojciec zabierał mnie na zakładowe zabawy mikołajkowe w podstawówce, za nic w świecie nie chciałem uczestniczyć w żadnych zabawach, tańcach, wyciągali mnie za ręce, ja uciekałem, braliśmy paczkę i jechaliśmy do domu. Pozostało mi to do dzisiejszych czasów. Gdy z kimś rozmawiam, nie jestem w stanie mu patrzyć w oczy dłużej niż 3 sekundy. Nawet własnym rodzicom czy najbliższej rodzinie. Tak jakby czyiś wzrok mnie palił. Gdy idę po ulicy, widzę jakąś grupę ludzi pod klatką, to jeśli jest możliwość to zmieniam trasę, przechodzę na drugą stronę ulicy, jeżeli już nie mogę ich ominąć to czuje jakbym jakiś sztywny się robił, mam wrażenie że mój krok jest jakiś dziwny, a oni wszyscy się na mnie patrzą, że zaraz potknę się o własne nogi. Przygarbiam się, głowa ucieka do przodu jakbym chciał ją schować gdzieś w piasek, albo jakby chciała wyprzedzić moje ciało i szybciej schować się za rogiem. Boję się agresji, że mnie zaczepią, wyzwą a ja nic nie będę mógł zrobić bo ich jest więcej. Gdy coś kupuję w sklepie też zawsze mam spuszczony wzrok, nigdy nie mówię nic więcej niż muszę. Jeśli chodzi o kontakty z dziewczynami to jest tragedia. Bez wypicia 5 piw nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa do dziewczyn ani swobodnie z nimi rozmawiać. Gdy już dojdzie do rozmowy, bo na przykład sama mnie jakaś zagada, to po dwóch zdaniach nie wiem kompletnie co mówić. Ważę każde słowo, planuje w myślach co powiedzieć, kompletnie nie jestem sobą. Koledzy mówią: trzeba być sobą - ale ja kiedy jestem sobą to nic nie mówię, taki właśnie jestem na codzień. Czyli rozmawiając już przestaje być sobą. Każde wyjście na dyskotekę to ogromny stres dla mnie. Nie wiem czego się boję, ale odczuwam silny niepokój, lęk jak idę na imprezę. Zawsze dostaje rozwolnienia i muszę siedzieć w WC przed dyskoteką. Żebym poszedł sam bez kumpli do pubu czy na dyskotekę - niemożliwe. Sam w życiu nie wyszedł bym do pubu, usiadł przy barze i nawiązał rozmowę z kimś obcym. Jak idę z kolegą to kurczowo się go trzymam krok w krok, gdzie idzie on tam i ja idę. Gdy ktoś tylko spojrzy na mnie spuszczam wzrok lub odwracam. Całe napięcie mija i dopiero jak wypije z 4 piwa. Jak widzę że w lokalu nie ma żadnych cwaniaków, koksów z ogolonymi głowami, kogoś kto mógłby okazać mi agresję w jakiejkolwiek postaci - słownej czy siłowej, wtedy się wyluzowuję. Jeżeli są tacy osobnicy w lokalu, to mój wieczór jest już stracony, nie potrafię się wyluzować, siedzę jak na szpilkach, albo szybko się stamtąd zmywam. Myślałem że jak zapiszę się na sztuki walki, to stanę się pewny siebie i lęki przed miejscami publicznymi miną. Nic z tego. Trenuję już od czterech lat, jestem najlepszy w całej grupie, właściwie 2 zaraz po trenerze, mówią mi żebym startował w zawodach, ale znów moje tchórzostwo i lęk nie pozwalają mi na to. Kiedyś raz wystartowałem, zdobyłem srebrny medal, ale byłem tak zestresowany, że wymiotowałem wieczorem w domu i potem tydzień miałem problemy z żołądkiem. Więcej chyba nie wystartuję... Moje umiejętności walki nie dodały mi ani grama pewności siebie. Pamiętam tylko jeden okres w życiu kiedy czułem się dowartościowany. Było to kiedy miałem 21-23 lata, dwóch dobrych kolegów, poznawaliśmy wiele dziewczyn, imprezowaliśmy, czułem że podobam się płci przeciwnej, jeździłem czasem od jednej dziewczyny do drugiej, na każdy dzień tygodnia miałem randkę z inną. Mój telefon cały był wypełniony numerami panienek. Sypiałem z wieloma, czułem się szczęśliwy. Koledzy po pewnym czasie powyjeżdżali lub poszli w swoja stronę, nie miał mnie już kto poznawać z dziewczynami, sam nie potrafiłem nawiązywać znajomości. Piękne czasy się skończyły. Po 30 urodzinach zacząłem przeżywać poważny kryzys. Codziennie rozmyślam jak szybko minęło te ostatnie 10 lat, ciągle rozmyślam jak to jest być starym, czy jak będę miał 40 lat to czy jakaś młoda dziewczyna na mnie poleci ? Mam obsesję na punkcie młodych dziewczyn, po prostu uwielbiam 17-18 letnie dziewczyny, tylko że one już nie uwielbiają mnie. Wiem że jak będę miał 40 lat dalej będę szalał za 17-tkami, jak będę miał 50 lat też będę z nimi szalał. Wiem że następne 10 lat minie jeszcze szybciej niż poprzednie i pewnego dnia obudzę się z "ręką w nocniku" i stwierdzę że uciekła mi cała młodość, a ja z niej nie skorzystałem. Mam obsesję na punkcie starzenia się. Codziennie po kilka razy wklepuje kremy przeciwzmarszczkowe, biegam, katuję się na treningach, robię to po to żeby utrzymać młody wygląd jak najdłużej, łudzę się że może kiedyś nadejdzie dzień kiedy znów będę miał powodzenie u młodych dziewczyn i pewość siebie. Ale z każdym dniem te szanse maleją, i to mnie doprowadza do straszliwej frustracji. Widzę piękną młodą ekspedientkę w sklepie, chciałbym ją poznać, ale nie mogę wydusić z siebie słowa. Nawet jak po pijaku gdzieś nawiąże jakąś rozmowę, to i tak dostaje kosza. Moim jedynym marzeniem jest mieć znowu powodzenie u 17-stek. Powiedzcie czy nie jest możliwe żeby 31 latek nie podobał się już 17 latkom ? Wszyscy mi mówią że wyglądam na 23 - 24 lata, nie łysieje, jestem dobrze zbudowany, to co jest nie tak ? To już koniec moich zwierzeń. Tylko nie piszcie że mam się przełamać i zacząć rozmawiać z dziewczynami bo naprawdę nie wiem jak, to jest dla mnie rzeczą niemożliwą.
  4. samotnik2

    witam was

    znalazłem w końcu miejsce gdzie mogę się wyżalić, mam nadzieje ze nikt mnie tu nie wyśmieje, pozdrawiam
×