Historia długa i nudna, więc nie będę się zbytnio rozpisywać.
W skrócie: wszyscy mnie olali i czuję się taka niepotrzebna
Rozstałam się z chłopakiem i to z wielkim hukiem. Bylismy razem 3 lata, od prawie roku mieszkaliśmy sami, planowaliśmy wspólną przyszłość.
Wbrew pozorom, zniosłam to rozstanie bardzo dobrze. Dobrze, w sensie, że nie płaczę po nocach, moje życie nie straciło przez to sensu.
Problem tkwi w moich rodzicach. Mój ojciec winą za wszystko obarcza mnie. Ja stałam się ta złą, niedobrą, a niedoszły zięć jest biednym i poszkodowanym przeze mnie. Eks wycwanił się do tego stopnia, że chodzi do mojego ojca, gada mu głupoty, jak to np pozyczyłam od niego pieniądze, a mój ojciec nie weryfikując tego, daje mu każdą kasę. Jest generalnie na każde jego skinienie,a mną się w ogóle nie interesuje. Dochodzi do tego, że ja od 2 dni nic nie jadłam (nie mam kasy), podczas gdy eks w najlepsze rozbija się po lokalach za pieniądze mojego ojca. Krew mnie zalewa na tą sytuację.
Moja matka jest tak pomiędzy, ale ona w ogole nie widzi problemu. Zamiast mnie wspierać, być po mojej stronie, powtarza na okragło, że mam posprzątac i nie wymyslac sobie problemów. Jest w stosunku do mnie nielojalna, bo gdy eks był u nich ostatnim razem po kasę, nawet do mnie nie zadzwoniła, żeby zapytać, czy to co eks gada to prawda. Jednym słowem, traktują mnie jak powietrze.
Eks rozpowiedział wszystkim historie z mchu i paproci, w efekcie w oczach wszystkich znajomych, mojej i jego rodziny wyszłam na potwora, a on na świętego.
Nic mi się nie chce. W domu burdel, nie mam nawet jednego czystego kubka, chodze wymemlana i mam wszystko gdzieś.
Nie umiem przejśc nad tym do porządku dziennego. Sytuacja mnie męczy i wykańcza. Jestem smutna, zła i rozżalona. Brak kogokolwiek, z kim mogłabym pogadać i się wyżalić.
Do dupy to wszystko powinnam się już zacząć leczyć, czy jeszcze poczekać?
Pozdrawiam smutno.