Skocz do zawartości
Nerwica.com

smutna86

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez smutna86

  1. Ehh, powiem Ci, że szkoda, że mieszkasz tak daleko ode mnie. Już ja bym Cię trochę zmobilizowała do "czegokolwiek"
  2. Bardzo dziękuję za miłe i ciepłe słowa :* Już mi lepiej. To za sprawą zajęcia się możliwie jak najwiekszą ilością spraw, żeby nie miec czasu na myślenie o beznadziejności :) Teraz jestem w trakcie skakania po wszystkich forach/serwisach na których kiedykolwiek założyłam konto. Fajna to dla mnie zabawa i dobrze jest. Życze Wam samych wesołych dni. Pozdrowionka, juz trochę mniej smutna86
  3. Może jakieś lekkie polepszacze nastroju z apteki? A poza tym, moze zjedz sobie czekoladę, ma dużo magnezu, powinno Ci to troche osłodzić (dosłownie i w przenośni), te kiepskie dni. Powodzonka!!
  4. smutna86

    Mały artykuł

    I owszem, tylko czasem tak ciężko myślec pozytywnie...
  5. A może jakiś telefon zaufania? Sorry, nic lepszego mi w takiej sytuacji nie przychodzi do głowy.
  6. Dziękuję :) :* Czuję się... chyba lepiej. Tzn. mam ambitny plan dbania o siebie. Póki co, to tylko plan, ale sam fakt, że go mam to chyba jakis krok. Albo sobie tak wmawiam. Chciałabym duzo zmienić, ale nie moge sie zmusić. Zawsze byłam uparta, ambitna, impulsywna i lekkomyślna. Mściwa i pamiętliwa. Żylam chwilą i robiłam to, na co w danej chwili miałam ochotę. Do celu po trupach. Stawiałam na swoim każdym kosztem. Teraz się okazuje, że ja w zasadzie nie mam żadnych zalet i to też mnie dobija. Zreszt powiem Ci, że ja już nie wiem, czy mnie dobija, czy nie dobija. Z ojcem probowalam nawiązać porozumienie. Dzisiaj nawet zaproponował mi zupę! I po pozornie przełamanych lodach, wszystkoo wróciło do normy. Kupię sobie chyba trzeciego psa! Wtedy już wszyscy uznają mnie za nienormalną, a ja zacznę się kreowac na V.Villas Próbuję robić cos pożytecznego. A jedyne, co mi wychodziło, kręciło się zawsze wkoło zwierząt. Nie umiem gotować, malować, śpiewać. Cholera dla mnie nawet przyszycie guzika jest wyzwaniem :/ Jestem beznadziejna :/
  7. Ojciec w ogóle nie chce ze mną rozmawiać. Od czasu rozstania udaje, że mnie nie zna. Matce powiedziałam, jak wygląda sprawa, to kazała mi się nie przejmować, stwierdziłą, że to przeciez nie moje pieniądze, więc co mnie obchodzi, że ojciec mu je dał. Ja wiem, że to nie moje pieniądze, ale on je od niego normalnie wyłudza, a ja chodze głodna! Bożżż jakie to frustrujące Jestem jedynaczką i w takich chwilach zazdroszczę każdemu, kto ma jakieś rodzeństwo. Może wtedy łatwiej by mi było przez to przejść
  8. Historia długa i nudna, więc nie będę się zbytnio rozpisywać. W skrócie: wszyscy mnie olali i czuję się taka niepotrzebna Rozstałam się z chłopakiem i to z wielkim hukiem. Bylismy razem 3 lata, od prawie roku mieszkaliśmy sami, planowaliśmy wspólną przyszłość. Wbrew pozorom, zniosłam to rozstanie bardzo dobrze. Dobrze, w sensie, że nie płaczę po nocach, moje życie nie straciło przez to sensu. Problem tkwi w moich rodzicach. Mój ojciec winą za wszystko obarcza mnie. Ja stałam się ta złą, niedobrą, a niedoszły zięć jest biednym i poszkodowanym przeze mnie. Eks wycwanił się do tego stopnia, że chodzi do mojego ojca, gada mu głupoty, jak to np pozyczyłam od niego pieniądze, a mój ojciec nie weryfikując tego, daje mu każdą kasę. Jest generalnie na każde jego skinienie,a mną się w ogóle nie interesuje. Dochodzi do tego, że ja od 2 dni nic nie jadłam (nie mam kasy), podczas gdy eks w najlepsze rozbija się po lokalach za pieniądze mojego ojca. Krew mnie zalewa na tą sytuację. Moja matka jest tak pomiędzy, ale ona w ogole nie widzi problemu. Zamiast mnie wspierać, być po mojej stronie, powtarza na okragło, że mam posprzątac i nie wymyslac sobie problemów. Jest w stosunku do mnie nielojalna, bo gdy eks był u nich ostatnim razem po kasę, nawet do mnie nie zadzwoniła, żeby zapytać, czy to co eks gada to prawda. Jednym słowem, traktują mnie jak powietrze. Eks rozpowiedział wszystkim historie z mchu i paproci, w efekcie w oczach wszystkich znajomych, mojej i jego rodziny wyszłam na potwora, a on na świętego. Nic mi się nie chce. W domu burdel, nie mam nawet jednego czystego kubka, chodze wymemlana i mam wszystko gdzieś. Nie umiem przejśc nad tym do porządku dziennego. Sytuacja mnie męczy i wykańcza. Jestem smutna, zła i rozżalona. Brak kogokolwiek, z kim mogłabym pogadać i się wyżalić. Do dupy to wszystko powinnam się już zacząć leczyć, czy jeszcze poczekać? Pozdrawiam smutno.
×