Miotam się w relacjach ze sprawcą moich lęków i znieczulicy (dawca hromosomu dzieki któremu powstałam). Widzę ciągle (w wyobraźni) jak bije moją matkę, we śnie boję się, że znowu z nim mieszkamy. Byłam bezpośrednim świadkiem jednej jakże bogatej we wrażenia sceny, inną słyszałam zza ściany, o reszcie opowiedziała mi rodzina i nowy facet mamy. Mogę więc to sobie dzięki nim swobodnie wyobrażać: siekiera, podarte ubrania, krew na ścianach
Spotykam się ze wzmiankowanym dawcą nasienia dla iluzji, że tatuś mnie kocha i kocha swoje wnuki i że mnie obroni przed potworami, a wiem, że to on jest potworem. Boję się, że sama spotworzeję, kiedy go wyrzucę poza nawias, bo bez korzeni nie ma skrzydeł A ów korzonek bijał mnie trzepaczką i pejczem, a dziś twierdzi, że to wymyśliłam. Czy wy kontaktujecie się z nośnikami urazu?