przez ostatnich parę miesięcy wertowałam Wasze forum, aż w końcu odważyłam się napisać.. wszystko, o czym piszecie, jest mi niestety bardzo bliskie: ataki paniki, wieczne lęki, objawy somatyczne, problemy z normalnym funkcjonowaniem.. przestaję radzić sobie z tym wszystkim.
myślałam, że pomocna okaże się świadomość, że "to tylko nerwica", że tysiące ludzi czuje to samo, że nic złego się nam nie dzieje, że to wyłącznie kwestia naszej psychiki. dlatego zaglądałam tu za każdym razem będąc w psychicznym dołku i czując, że to wszystko jest ponad moje siły.
a jednak nawet racjonalne podejście do sprawy nie jest w stanie mi pomóc.
nie umiem wytłumaczyć sobie, że "przecież nie umrę", albo że "człowiek ot tak nie może nagle przestać oddychać".. ale nauczyłam się jakoś z tym żyć.
chciałabym jednak napisać tutaj o czymś, o czym nigdy jeszcze z nikim nie rozmawiałam i nie wyobrażam sobie, żebym mogła kiedyś to zrobić (nie potrafię otwierać się przed ludźmi w taki sposób).. tutaj na forum, anonimowo, jest prościej (choć też kosztowało mnie to dużo wysiłku..). proszę, napiszcie czy jest to tylko kolejny objaw nerwicy, czy kompletne postradanie zmysłów?
w mojej głowie powstają kompletnie oderwane od rzeczywistości scenariusze: boję się jeździć metrem, bo mogę się tam udusić, zostać wysadzona w powietrze, albo zaatakowana przez nożownika. boję się stać blisko ulicy, bo ktoś może mnie wepchnąć pod samochód. boję się jechać windą, bo może spaść albo zostać zagazowana. boję się każdego mężczyzny na ulicy, bo może mi zrobić krzywdę. boję się głosów na klatce, bo myślę że ktoś chce się włamać do mojego mieszkania. boję się pływać, bo utonę i latać, bo spadnę. boję się ciemności, bo coś niedobrego się w niej czai.
to są realne lęki. za każdym razie wydają mi się uzasadnione i słuszne.
czuję wieczny lęk, obserwuję uważnie ludzi, w każdej chwili jestem przygotowana do ucieczki.
nie zamknęłam się z tego powodu w domu, nie ograniczyłam kontaktów z ludźmi.. po prostu wiecznie oczekuję kataklizmu, nieszczęścia, tragicznej śmierci.. łapię wtedy ataki paniki, mam wrażenie, że dostaję zawału i staram się być wtedy wśród ludzi na wypadek utraty świadomości. nikomu nigdy nie zwierzyłam się z tego stanu.
czy to jeszcze nerwica, czy już szaleństwo?... proszę, pomóżcie.