( przepraszam jeśli dubluje albo przynudzam ale na prawde nie mam się do kogo zwrócić)
nie wiem ile już trwa moja nerwica, wiem tylko że zdiagnozowana została na wiosne zeszłego roku kiedy pierwszy raz podciełam sobie żyły oczywiście zrobiłam to jak rasowa gówniara, z wielkim płaczem dramatem i rzeźnią przypominającą niemalże świniobicie. leków nie brałam, na psychiatre byłam obrazona, kolejka do psychologa była półroczna. I tak żyłam sobie raz na jakiś czas łykając lorafen na spanie, lecząc się, niestety innymi ludzmi.
Pomagałao objawowo, moja ówczesna miłość jest człowiekiem bardzo niezaleznym. i bardzo ciężko znosił moje ciągłe na nim uwieszenie, nocne telefony, i wieczne żadanie niemalze niemowlecej nademna opieki, a ja jak my wszyscy nie umiem chociazbym bardzo chciala byc mniej dramatyczna i bardziej emapatyczna, bo ból tego niepokoju niedaje mi nawet myślec o innych.
no i sytacja z zyłami powtorzyła sie w zeszłym tygodniu, kiedy w apogeum nieustannego napadu trwajacego kilka dni, chciałam się powiesić. dzwoniłam jak głupia po ludzich którym mogloby zalezec i prosiłam płacząc zeby nie dawali mi umrzeć. że pragn tego ale wiem że to głupie i że zrobie sobie krzywdę ( bo jak wszyscy wiemy rozwalić sobie watrobe albo przetracic kregosłup to jes pięć minut, a skutecznie się zatłuc to jest już raczej sztuka ) finalnie wszyscy mnie opuscili, pukając się w czoło i mowiąc że nie zamierzaja przystawac na mój terrorym.
moja matka ma shizofrenie. obecnie mnie nienawidzi, tak jak babcia która nie moze mi wydarowac że zamknełam matke w zakładzie. Ojciec jest alkoholikiem, z bratem nie wiem co się dzieje. miałam tylko dwójke ludzi, mójego ukochanego, i byłego nażeczonego. Obydwoje poniekad chyba słusznie zostawili mnie po tym nocnym dramacie. nie odbieraja telefonów odemnie, czasem przepraszaja ale muszą żyć własnym życiem, i że niemogą dać mi się wysysac.
jestem przerazona moje najstraszniejsze lęki się sprawdziły jestem sama jak palec i niemoge przestać o tym myśleć. od kilkunastu dni odliczam godziny które udało mi się przeżyć. jestem obrazem nedzy i rozpaczy i nawet jakbym chiała teraz kogoś przeprosić, z kimś pobyć to nie umiem bo zaraz się rozplacze i bede wygadywac te bzdury.
jak ja mam sobie poradzić z tym błędnym kołem ?