Skocz do zawartości
Nerwica.com

płaszczka

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia płaszczka

  1. Jak mówie i jak mówiłam umieranie to nie jest prosta lekka i szybka sprawa, chociaż całe zycie nam wmawiano że chłopak od sąsiadów to napił się orężady po śliwkach i wyrosło mu drzewo i umarł, śmieci się nie boji bo jak się umiera to się juz niema wątpliwośći. to wszytko boli, ale wzmaga racjonalność na tyle ze z upierdoloną nogą można zawieść się samemu do szpitala. bo my jestesmy jednostki żyjące i obojętnie jakby nas nie pojebało, to mamy się rozmnożyć i przeżyc i ot to wszystko do czego zostaliśmy zrobieni, reszty można nie umieć z reszta mozna miec problemy. Ale koniec końców nawet pantofelek da sobie z tym rade. no ale to co ja gadam to raczej głupoty. bo lęk nerwicowy to absurd sam w sobie. ja kiedyś miałam te lęki właśnie że coś się stanie, że zwymiotuje, że zemdleje, ze jak bede kroiła chleb to mi spadnie nożi wbije mi się w stope praktycznie sama się wyleczyłam rozpaczą, jak miałam taki taka histerycznej rozpaczy to nie miałam kompletnie żadnych skrupułów żeby na ławce na rynku nawpieprzać się trapanalu i zapić wódką. Albo żeby rycząc w wniebogłosy leżeć skuloną pod jakimś murem. tak więc mdlałam, rzygałam miałam ataki, pełzałam, i chciałam skakać z mostów i spałam pod klatka bo nie chiałam być w domu. gwarantuje wam nikogo to nie obchodzi, i naprawde nic na lęk przed smiercią nie robi tak dobrze jak zobaczenie ile sie najebać trzeba żeby umrzeć możecie mi uwierzyć na słowo, możecie poczytać sobie co piszą sanitariusze z karetek na ten temat, obejrzeć statystyki. koniec końców straci się tylko zdrowie,
  2. ( przepraszam jeśli dubluje albo przynudzam ale na prawde nie mam się do kogo zwrócić) nie wiem ile już trwa moja nerwica, wiem tylko że zdiagnozowana została na wiosne zeszłego roku kiedy pierwszy raz podciełam sobie żyły oczywiście zrobiłam to jak rasowa gówniara, z wielkim płaczem dramatem i rzeźnią przypominającą niemalże świniobicie. leków nie brałam, na psychiatre byłam obrazona, kolejka do psychologa była półroczna. I tak żyłam sobie raz na jakiś czas łykając lorafen na spanie, lecząc się, niestety innymi ludzmi. Pomagałao objawowo, moja ówczesna miłość jest człowiekiem bardzo niezaleznym. i bardzo ciężko znosił moje ciągłe na nim uwieszenie, nocne telefony, i wieczne żadanie niemalze niemowlecej nademna opieki, a ja jak my wszyscy nie umiem chociazbym bardzo chciala byc mniej dramatyczna i bardziej emapatyczna, bo ból tego niepokoju niedaje mi nawet myślec o innych. no i sytacja z zyłami powtorzyła sie w zeszłym tygodniu, kiedy w apogeum nieustannego napadu trwajacego kilka dni, chciałam się powiesić. dzwoniłam jak głupia po ludzich którym mogloby zalezec i prosiłam płacząc zeby nie dawali mi umrzeć. że pragn tego ale wiem że to głupie i że zrobie sobie krzywdę ( bo jak wszyscy wiemy rozwalić sobie watrobe albo przetracic kregosłup to jes pięć minut, a skutecznie się zatłuc to jest już raczej sztuka ) finalnie wszyscy mnie opuscili, pukając się w czoło i mowiąc że nie zamierzaja przystawac na mój terrorym. moja matka ma shizofrenie. obecnie mnie nienawidzi, tak jak babcia która nie moze mi wydarowac że zamknełam matke w zakładzie. Ojciec jest alkoholikiem, z bratem nie wiem co się dzieje. miałam tylko dwójke ludzi, mójego ukochanego, i byłego nażeczonego. Obydwoje poniekad chyba słusznie zostawili mnie po tym nocnym dramacie. nie odbieraja telefonów odemnie, czasem przepraszaja ale muszą żyć własnym życiem, i że niemogą dać mi się wysysac. jestem przerazona moje najstraszniejsze lęki się sprawdziły jestem sama jak palec i niemoge przestać o tym myśleć. od kilkunastu dni odliczam godziny które udało mi się przeżyć. jestem obrazem nedzy i rozpaczy i nawet jakbym chiała teraz kogoś przeprosić, z kimś pobyć to nie umiem bo zaraz się rozplacze i bede wygadywac te bzdury. jak ja mam sobie poradzić z tym błędnym kołem ?
×