Skocz do zawartości
Nerwica.com

Łazienkowy Kot

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Łazienkowy Kot

  1. No nie, są też autobusy i tramwaje - np. z centrum 17, 33, 130. Nie wiem skąd jedziesz, ale jestem pewien, że nie musisz jechać metrem.
  2. Ok. Ja myślę, że będę, po długim czasie niebytności. Z pozytywnymi newsami :)
  3. A oto moje pytanie: Zawsze byłem i jestem człowiekiem wrażliwym nastawionym pokojowo do ludzi ityd. Jednak od kiedy nasiliła mi się ostatnio depresja znów jest we mnie coraz więcej niechęci czy wręcz nienawisci do całego świata. Coraz większy cynizm i pogarda dla miłości. Miesza się to oczywiście ze stanami gdyu strasznie potrzebuję osoby, która by mnie przytuliła, ale teraz właśnie mam ten nihistyczny nastrój. Co ciekawe nawet nie mam wtedy jakiegoś totaslnego doła, co najwyżej myślę żeby sie z pogardy wobec świata zabić. Jak dla mnie to widzę ciąg przyczynowo-skutkowy i jestem pewien, że wynika on z mojej depresji. Ciekaw jestem czy wy też to macie. Piszcie jestem ciekawy.
  4. Ja też myślę sporo o samobójstwie. Szczerz mówiąc wydaje mi się, że ten temat nigdy nie przestanie mnie fascynować. Miałem iść do szpitala, bo mój lekarz nie dawał sobie rady z moim CHAD. Faktycznie, myślę, że dopóki nie znajdzie się prawdziwej miłości, nigdy się tych człowiek myśli nie pozbędzie. Tak ja myślę. Zamiast iść do do szpitala to pożegnałem się z moją panią psycholog i pojechałem do komuny na podkarpaciu. Może tu mi się uda. Z mojego doświadczenia wynika, że leki to tylko respirator - sztuczne podtrzymywanie życia, w moim przypadku działał przeciwnie. A szpital to miejsce gdzie trafiają ludzie którzy kompletnie nie radzą sobie w życiu. Lekarz zawsze mi mówił, że przy skrajnym nasileniu myśli samobojczych należy zgłosić sie do szpitala. Może tam powinnas pojść. Ja się bałem, że z moją chorą osobowością po kilku dniach deprechy dostałbym ataku furii i rozwalałbym wszystko dookoła. Ale może dla ciebie jest dobre wyjście. Masz tam codziennie psycv\choterapie moga ci lepiej ustawić leczenie wykonają wiele prztydatnych badań, no i przez kilka tygodni będziesz miała uniemozliwione raczej samounicestwienie... Może Cię tez pokrzepi to, ze nie jesteś jedyną osobą z tymi problemami. Tu jest masa ludzi, którzy myślą tylko samobójstwie. Trzymaj się!
  5. Niestety, mnie nie będzie wyjechał na jakiś nieokreślony bliżej czas. Nie ma mnie w warszawie. Jak wrócę to się odezwę.
  6. Witam Rozpoczynam ten temat dlatego, że skierowano mnie do szpitala psychiatrycznego. Do tej pory leczyłem się na CHAD lecz ciągłe podwyższanie dawek leków tylko bardziej pogłębiało moją chorobę. Do tego nie ustępowały nerwice - natręctwa, zespół jelita drażliwego, silne napady lęku. Po bardzo burzliwych doświadczeniach w poprzednim tygodniu, mój lekarz psychiatra, jak i doktor na kwalifikacji w szpitalu uznali, że leczenie w szpitalu jest konieczne. Ma trwać 4-6 tygodni. Szczerze mówiąc, odnoszę się do tego sceptycznie. Mam wrażenie, że z momentem wejścia do szpitala i po wyjściu z niego będę pogrążony w jeszcze większej depresji. Nie wiem dlaczego tak myślę. Z drugiej strony myślę, że mogłoby to mi wiele pomóc - wykonane byłyby różne badania, jak chociażby tomografia mózgu i inne. Cały czas się waham, nie wiem bowiem czego mam się spodziewać. Dlatego bardzo proszę o opisanie jak przebiega leczenie w szpitalu, jak się tam wtedy czuliście, czy pomogło wam to w jakiś sposób itp. Proszę o jak najszybsze rady, gdyż mam tam się zgłosić w czwartek rano. Szczególnie moją prośbę kieruję do osób, które leczyły się w szpitalu na ul. Sobieskiego w Warszawie na oddziale F9, gdyż tam mam przebiegać moje ewentualne leczenie.
  7. Tam mnie nie przyjęli Ayla, bo babka na kosultacji powiedziała, że nie przyjmują "narkomanów" (wyznałem, że paliłem maryhę, grzyby i różne takie). Że nie mają prawa mnie tam przyjąć - to niemożliwe. Ale ta chrześcijanka, przepraszała mnie ze łzami w oczach i zaufałem jej. Zdaje mi się, że mnie dobrze rozumie i znów jest ok.
  8. Nie wiem, mi się tak wydaje, że schizofrenia to taka choroba, której choryu siebie nie podejrzewa. On nie myśli, że ma schizofrenię, nie wsłuchuje się, nie myśli czy coś co widział to halucynacje czy nie myśli, że jego podejrzenia i paranoje to schizofrenia. Oni tak nie myślą oni nie wiedzą, że to wymysł ich mózgu, tylko czują "realnie, że coś lub ktoś im zagraża. Potwierdził mi to nawet lekarz psychiatra, który powiedział, że jego pacjenci cały czas są przekonani, że nie mają tej choroby. Też parę razy coś niby słyszałem czy coś w tym stylu, ale potem mi to przechodziło. Tak się składa, że ostatnio miałem ostre ataki manii i silne stany lękowe. Robiłem różne głupoty typu - wylewanie herbaty na łóżko i malowanie go akrylami albo leżałem w toatlnym strachu trząsłem się w łazience. W końcu wymyśliłem teorię spiskową: Katolicy zafundowali mi lęk przed piekłem - gdy odszedłem od Kościoła zapanował nade mną lęk i zaczęła się nerwica natręctw, nerwicowe bóle brzucha, później depresja. Wszystko przez nich -tzn przez rodziców. W końcu zgłosiłem się do psychiatry. Dał antypresanty, które po miesiącu wywołały dwubiegunowość. Nie brałem na nich leków, dopiero po kilku mies. po nawrocie choroby zacząłem. Odtąd mój stan - zaczął się pogarszać. Pomyślałem: jego rola polegała na tym, by mnie uziemić. Niby uczynić normalnym, ale tak naprawdę czyni mnie coraz bardziej nienormalnym, by dać mi leki na psychozę (wspomniałem mu w mailu o tajemniczym panie, który mnie po obserwuje po każdej wizycie u psychologa, wkręciłem to sobie pewnie i swoich myslach psychopatycznych) , da mi leki na psychozę, potem zacznie się schizofrenia, przywiążą mnie linami w psychiatryku, gdzie spędzę resztę życia. Poradził mi żebym się zgłosił do szpitala jeśli będzie gorzej. Tego jednak też się bałem - przywiążą mnie do łóżka i uczynią ze mnie grubego przygłupa. Wszystko służy temu bym był "normalny", bo każdy kto jest inny i nieprzystosowany do społeczeństwa jest zły. Muszę skończyć studia, mieć pracę, a jeśli chce być artystą to trzeba go uziemić Próbowałem wmawiać sobie, że to wszystko urojenia, ale coraz bardziej miałem przekonanie, że mam rację. Bez namysłu zacząłem wszystkim przypisywać udział w spisku. Gdy wczoraj wyszedłem się spotkać się z koleżanką, byłem przerażony. Wszystkich się bałem, w głowie tylko myśl o spisku, która mnie osaczała tak jak ludzie. Absurd do tego stopnia, że nawet moją kumpelę zacząłem posądzać o udział w spisku. Wczoraj się pociąłem, dziś pojechałem do szpitala. Babka mnie uspokajała, że raczej nie mam CHAD, nie nie powiedziałem jej nic o moich schizach. Dziś trochę wmawiam sobie, że to wszystko jest wymyślone i co raz bardziej w to wierze. To była tylko nerwica lękowa i natrętne myśli o spisku. Mimo to myślę, że i tak wyjadę do komuny hipisowskiej gdzie mieszka mój brat. Czekam tylko co wymyślą na badaniach mózgu itp. i szczegółowej diagnostyce na oddziale F9 w szpitalu psychiatrycznym. nie wiem ja wytrwam tydzień, dwa czekając, chciałbym jak najszybciej wyjechać. Ale: mówię sobie usilnie, że moi rodzice mnie kochają i chcą dla mnie samego dobra, a psychiatra chce mi pomóc, ale ciężki jest dla niego mój przypadek. Podsumowując: zarówno w moim, jak i w Waszych wydaje mi się przypadkach strach ma wielkie oczy. Czasem bardzo wielkie. Może to doda komuś otuchy, mam nadzieję, trzymajcie się.
  9. O drogi Filsonie ja również jestem mężczyzną i będę
  10. Ona właśnie tej metody chciała używać, czytałem o niej co nieco, podoba mi się,bo z tego co się dowiedziałem bazuje na psychoanalizie, ale faktycznie poszukam chyba gdzie indziej. Polakita Też właśnie uważam, że wiara w Boga to kwestia naszej wolności, a poza tym nasza wiara bądź niewiara często zależy od naszych doświadczeń życiowych, na które nie zawsze mamy wpływ. A tak poza tym to będziemy mieli okazję o tym i o wielu innych sprawach porozmawiać w niedzielę Myślę, że jednak pójdę tam przynajmniej by sprawę wyjaśnić, bo uważam, że tak jest w porządku.
  11. Fakt, nie jestem zbyt asertywny Ale pomysł listu powinien to załatwić - nie będę musiał mówić, w pisaniu jestem lepszy. Dzięki za pomysł Miki. Chyba tam pójdę, przecież nic mnie to nie kosztuje, co najwyżej godzinka stresu, no ale... mam nadzieję, że będzie dobrze. Ps:Trzymajcie kciuki w następną środę o 16.30.
  12. Chciałbym tutaj poruszyć dość istotny jak mi się zdaje temat. Otóż wielu z nas chodzi na psychoterapię, jest moim zdaniem wręcz niezbędne w wielu przypadkach, w moim na pewno tak. Jak wiadomo kluczową sprawą jest by trafić na dobrego psychoterapeutę, którego się polubi, który cię zrozumie. Do stworzenia tego tematu skłoniło mnie to, że dziś odwołałem wizytę u mojej pani psycholog, a oto dlaczego: Moi rodzice głęboko wierzący katolicy, często próbują mnie nawracać. Szczególnie ojciec mi truje, że jestem chory, bo odszedłem od Kościoła. Od kilku miesięcy szukałem dobrej psychoterapii, ale po wielu wizytach nic z tego nie wychodziło. W końcu mama znalazła mi nową psychoterapię, sęk tym, że w Stowarzyszeniu Psychologów Chrześcijańskich. Mimo całej mojej ostatnio coraz bardziej pogłębiającej się mówiąc delikatnie niechęci do Kościoła, postanowiłem tam się udać. Na pierwszym spotkaniu po wstępnym wywiadzie pani spytała czy ja ją akceptuję jako psychoterapeutkę. Ucieszyło mnie to pytanie. Powiedziałem, że tak, tylko żeby nie próbowała mnie nawracać. Powiedziała, że spoko, że są co prawda tutaj chrześcijanami, ale zajmują się tu leczeniem psychiki, a nie nawracaniem. Ucieszyło mnie to i po przemyśleniu zapisałem się na kolejną wizytę. Druga wizyta była bardzo spoko. Zapytała czy chce żebyśmy do siebie mówili na Ty, czy Pan. No i zaczęliśmy do siebie mówić na ty. To mi się spodobało. I bardzo fajnie nam się rozmawiało. Bardzo się z tego cieszyłem, zacząłem wierzyć, że ona naprawdę mi pomoże. No i trzecie spotkanie. Opowiedziałem jej o mojej ostatniej rozmowie z ojcem, w której jak zwykle obwiniał mnie za moją chorobę, że to przez nieposłuszeństwo wobec rodziców, odejście od Kościoła i branie narkotyków. Powiedział też m.in. (o czym zapomniałem powiedzieć mojej pani psychoterapeutce) że jak ma mi pomóc ta psychoterapeutka skoro na samym początku zastrzegłem, żeby nie próbowała mnie nawracać. No, taką mam zaje...stą atmosferę w domu do leczenia... no ale, nieważne. Dyskutowaliśmy na ten temat i było spoko. Ale potem... najpierw zapytała mnie czy myślę, że to Pan Bóg się na mnie obraził, czy to ja się na Niego obraziłem. Odpowiedziałem, że nie wiem, bo nie jestem do końca przekonany czy On istnieje, że każdego dnia właściwie każdego dnia co innego mślę o Bogu i ogólnie o sprawach religii, i że nazywam się raczej "wątpiącym ateistą". Ona na to powiedziała mniej więcej tak: "No bo ja też w młodości miałam taki okres, że odeszłam od wiary i odwróciłam się plecami od Pana Boga, a potem się okazało, że On stoi przede mną. I zrobiłam taki eksperyment: przestałam chodzić do kościoła. I od razu zaczęły się problemy: na studiach gorzej mi szło, problemy z chłopakiem itd. Więc poszłam do spowiedzi, do komunii, znów zaczęłam chodzić do kościoła i wszystkie problemy się rozwiązały". O k., myślałem, że oszaleję i coś jej zrobię. Na koniec poleciła mi książkę jakiegoś Yunga pt. "Chata" - "to jest właśnie książka na temat obrazu Boga - bestseller - 6 mln sprzedanych egzemplarzy. Jest na niej napisane - po przeczytaniu tej książki twój obraz Boga już nigdy nie będzie taki sam". Pożegnaliśmy się niby serdecznie, a ja wyszedłem totalnie roztrzęsiony, zapaliłem fajka i zacząłem już sobie szeptać "chata, chata". Wsiadłem do tramwaju i dostałem ostrego ataku manii "chata, chata" lub śpiewałem "pewnego dnia kupię sobie psa, przynajmniej będę miał co kopać nocą" (choć nie przepadam za Pidżamą porno, ale tak mnie jakoś naszło) i po prostu rozwalało mnie ze śmiechu. Boże, myślałem ,że mnie totalnie to rozwaliło, śmiałem się bez opamiętania i myślałem, że eksploduję. Poważnie. To już nie było przyjemne. Na stacji metra myślałem, że zaraz rzucę się pod pociąg bo już tego dłużej nie wytrzymam (czy też, stwierdziłem, że to byłby bardzo dobry żart - pewnie i to i to). Tak jak w stanie ciężkiej depresji po prostu ciągnęło mnie coś w stronę torów. Znów jakiś dziwny cud, doprawdy. Po godzinie jakiejś całe szczęście mi przeszło, bo ja mam CHAD, ale rapid cycling. No i zacząłem to wszystko przetrawiać. Od wczoraj chyba, a może jakoś wcześniej stwierdziłem, że nie, ja nie mogę tam pójść, bo na sam jej widok dostanę ataku wścieklizny lub wręcz zrobię jej jakąś krzywdę (trochę jak borderline, ale pewnie przesadzam), wysłałem jej sms-a i odwołałem wizytę. Jestem prawie pewien, że nie pójdę tam więcej. 300 złotych wyrzucone w błoto. No tak. Ogólnie uważam, że takie postawy nawracania to po prostu przesada. Ogólnie przekonywanie do zmiany światopoglądu w tę czy tamtą stronę, to nie na miejscu, bo wg mnie w tym leży sedno naszych problemów. Wśród ludzi chorych są zarówno ateiści, agnostycy jak i wierzący. Pewnie niewielu spośród was to zdarzają się takie przypadki, bo chodzicie do ośrodków psychoterapii,w których nie ma jasno wywieszonej na wejściu wyznawanej ideologii, ale może też macie jakieś inne zastrzeżenia czego nie powinien robić psychoterapeuta. Oprócz dyskusji na ten temat, celem mojego listu było wyrzucenie z siebie wściekłości na tą panią, ale też prośba do osób z Warszawy, o wskazanie mi jakiegoś dobrego psychoterapeuty. Niestety w rodzinie nikt mi nie podpowie, więc naprawdę proszę o pomoc - to pilne. Ta babka pogłębiła moje osaczenie. Nawet tu, gdzie oczekiwałem pomocy próbuje mnie się nawracać.
×