Nigdy w życiu nie współczułem nikomu cierpiącemu. Czasami denerwują mnie ludzie, którzy komuś współczują, bo u mnie takie zjawisko w ogóle nie występuje. Ludzie są mi obojętni, a czasami budzą nienawiść. Sam siebie też raczej nie lubię.
Cierpienie zwierząt też nie budzi we mnie żalu czy innej przykrości.
Nie wieczie, czy to da się leczyć? Moje problemy są mało szkodliwe społecznie, bo jestem zbyt tchórzliwy żeby zostać mordercą albo w inny sposób poważnie szkodzić ludziom, ale dla mnie takie życie jest bez sensu. Jakieś 2-3 lata temu łaziłem po psychologach i psychiatrach, ale mi nie pomogli.
Psychologowie mówili, że terapia powinna trwać conajmniej rok, a mi jakoś ciężko się zdecydować na tak długo, gdy szanse poprawy wydają się dość wątpliwe. Poza tym fakt korzystania z pomocy psychologa jest dla mnie poniekąd upokarzający, mimo coraz głośniejszej ostatnio propagandy zachęcającej do tego.