Witam.. Bardzo bym prosiła o pomoc w zrozumieniu mojego chłopaka... jestesmy ze soba od 2 lat... a od 3 miesiecy ze soba mieszkamy... gdy rozpoczoł sie nasz zwiazek bardzo steptycznie podchodzilam do kazdego bledu ktory uczynil.. tylko i wylacznie dlatego ze mialam ciezki zwiazek przed zapoznaniem mojego dotychczasowego chlopaka.... mowiac kolokwialnie trzymałam mojego chłopaka na smyczy i kazde jego zle postepowanie np. upicie sie na imprezie ... malo zainteresowania ... za czeste spotykanie z kolegami... doprowadzaly do klutni z mojej strony .. obrazaniem sie i byłam bardzo stanowcza i konsekwentna .... zawsze powtarzalam sobie ze nie bede z chlopakiem ktory ma problemy z zachowanie i nie postepuje tak jak powinnien ...po kazdej naszej awanturze on przepraszał , załowal a nawet i łza mu poleciała ... kiedy spotykalam sie z kolezankami slyszalam tylko ,, Bo ty go trzymasz na smyczy ... bo ty o wszystko sie czepiasz i tym podobne.... zbiegiem czasu czułam sie bardziej przywiazana do niego i czułam ze nie moge go stracic... dlatego stwierdziłam ze tak dalej nie moze byc i przestałam sie czepiac ...zwracac mu uwaga ..oczywiscie w drodze rozsadku .az przyszedl taki moment gdy mu zwrocilam uwage on zaczol byc odporny na to co mowie .,.. gdy mi sie cos nie podobało on mowil ze przesadzam ... ze tak nie jest ... ze on napewno nie bedzie siedzial w domu ... ale ja nadal swoje ... lecz bez zadnego poparcia z jego strony ...i tu juz sie zaczynaja problemy ... poniewaz on sie stawia ze ma prawo wychodzic do kolegow tak jak on to mowi na meskie spotkanie ..owszem tez podzielam ten układ ale jezeli ktos zna umiar ... bo siedzenie ze soba 24 na dobe nie da nic dobrego ...ale jezeli to wyglada tak ze moj chlopak codziennie ma u siebie kolege... w ciagu tygodnia bywalo tak ze wychodzil do kolgow 3 do 4 razy na meskie spotkania... teraz ma duzo czasu poniewaz jest na chorobowym po wypadku... tak jak juz spomnialam mieszkamy ze soba od 3 miesiecy i gdy jedziemy do jego rodziców a bywa tak ze jestesmy tam codziennie ja siedze u niego w domu a on siedzi w garazu i rozmawia z kolegami ... bywa nawet ze koledzy odjada a nastepni przyjada.... gdy jeszcze nie zamieszkal u mnie jego mama mi kiedys napomniala , ze jak wracal od mnie to jeszcze koledzy przyjechali i siedzial z nimi rozmawiail.. juz wtedy poruszalam ten temat ...ale oczywiscie bez zadnej zmiany...bo jak to nie kolega przyjechal to zaraz kuzyn zawital z przeciwka... w momencie gdy zamieszkal u mnie moglam dopiero wtedy zobaczyc jak to naprawde wyglada... i sie dopatrzylam tego ze on do kolegi ..kolega do niego i tak wkolko.... jest bardzo otwarta osoba ale uwazam ze az przesadnie... wiem tyle z naszych rozmow , ze brakuje mu wolnej przestrzeni ... bo ja mieszkam w bloku a on mieszka w spokojnej okolicy przy lasie gdzie mieszkaja same rodziny tzn. jego rodzina .. potrafie to zrozumiec , bo zmiana otoczenia bywa ciezka... nastepny moj problem to taki ze ciezko mi go wyczuc... teraz zaczol sobie robic kompleksowe badania i ma dosc wysokie cisnienie i bardzo jest nerwowy ... nie chce tego na chorobe zwalac , ale jego czasmi zachwanie jest wobec mnie nie fer ... bywaja takie sytulacje ze mam inne zdanie niz on i wynika awantura ..ja tez nie dam sobie mowic jezeli cos jest nie tak jak powinno ..ale potrafie odpuscic i przyznac mu racje dla swietego spokoju ... ale on tego nie ptrafi... potrafi wyjsc z domu i nie odzywac sie do mnie przez caly dzien .. i sa ta klutnie o byle co ze nie zrobilam mu kanapki ... to sobie pojedzie do mamy i nie rozmawia ze mna przez caly dzien o to ze ja sie czepiam , ze go nie rozumie ... i takie typowo codzienne sprawy.... jestem bardzo uczuciowa osoba bo klutnie mnie doprowadzaja do placzu a jego do strzelenia dzrzwiami i nierozmawiania ze mna.. sa to przeciwna dwa zachowania .. bo ja nie potrafie nawet juz sie bronic ... bo to co on powie tak musi byc ... gdy mi przyzna racje i tak po jakims czasie bedzie robil inaczej.. ja juz powoli nie mam sil.. ciezko mi sie bronic.. waznym problem jest tez to ze nie potrafi wyczuc sytulacji.. gdy mielismy rocznic poszlismy na kolacje ...spedzilismy romantycznie wieczor i było pieknie... naprawde sie czulam dobrze ... ale gdy nastaly walentynki czar prysl ...jak by zapomnial co to swieto znaczy ... prezenty wreczylismy sobie szybciej poniewaz tak bylo nam wygodniej ..ale to chyba zepsol wszystko ...bo 14 lutego o 11 poszlismy z kolega na kawe do knajpy i gdy wracalismy kolega wprosil sie do nas... nie mialam nic przeciwko ..ale nie wiedzialam ze wyjdzie o godzinie 22 dopiero od nas... nie zrecznie bylo mi go wyprosic a moj chlopak sie przeciez swietnie bawil zobaczyli sobie 2 filmy pograli w gre a ja siedzialam w pokoju obok... o godzinie 20 zaprosil swojego kuzynka z dziewczynna na wino i wszyscy wyszli dopiero o 22 od nas... gdy dzrzwi sie zamknely wkoncu odsapnelam ..a co moj chlopak zrobil usiadl przed komuterem i gral do 24 ... PIEKNY DZIEN AZ SIE CHCE PLAKAC ... gdy juz sie wkoncu polozyl do lozka zaczol do mnie cos mowic i dopeiro wtedy zorjetowal sie ze jestem zla i nie chce z nim rozmawiac ... gdy mu wytlumaczylam o co mi chodzi to sie bardzo zdziwil i powiedzial ty wes sie zastanow co ty mowisz i sie obrazil i poszedl spac ... a ja nawet nie maialm sily sie obronic ... ani na niego nakrzyczec bo to przeciez nie ma sensu ... ja swoje a on przeciez i tak swoje... czemu mu tak ciezko wyczuc sytulacje ... mowi ze mnie kocha.. ale czy to naprawde jest milosc przy przyzwyczajenie ...prosila bym aby ktos mi to wytlumaczyl bo ja nie potrafie sobie juz nic wytlumaczyc ... prosze o jakas pomoc