Skocz do zawartości
Nerwica.com

Majkajamaica

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Majkajamaica

  1. hej Trochę mnie nie było,praca, obowiazki. W międzyczasie myślałam o wszystkich wypowiedziach, radach, propozycjach. Nie mogę powiedzieć ze nie mam zalu, bo jest mi przykro ze tak było w moim zyciu. Wydaje mi się, ze każdy miałby zal, nie mylić z obwinianiem. Ja chcę sobie pomoc i z tego powodu znalazłam się na tym forum. Nie jest to jedyny sposób na pomoc. Moja mama przez lata nie chciała tej pomocy, skoro akceptuje swój stan i jest jej z tym dobrze niech sobie żyje. Nie będę jej do niczego zmuszać. Jak zdecuduje się to sama przyjdzie. Mój ojciec rozmawiał z mama dlatego ze był jej mężem, oboje podjeli decyzję żyć razem i ponościć za siebie wspólnie odpowiedzialność. Nikt nie powiedział że życie razem to sielanka, jest to szkoła przetrwania. " Wyobraziła sobie parę która jest "na stałe" związana i musi razem przejść przez tor przeszkod, życie. Utrudniając sobie trudno będzie przejść. Dla mnie nie jest ważne kto miał racje, czy tato za dużo wymagał, czy mama przestała dbać o siebie ( nie mówie tu o kosmetyce) Ja chcę sobie poradzić z własnymi problemami, ze strachem i czasem który był dla mnie jak koszmar.
  2. No właśnie jednostronne rady. Ja mam się zająć swoim życiem, a przecież jak bede chciała mieć dziecko czy dzieci to bede musiała wziąć odpowiedzialność. Mając swoje problemy bede musiał równiez byc dla swojego dziecka a nie mowic mu daj mi spokoj. Bede musiała byś o wiele silniejsza by jemu przkazać wiedze, moje doswiadczenia. Oczywiscie nie wpajajac dziecku ze ja jestem biedna poraniona i wszyscy są mi winni. Lepiej zastanowic sie nad tym czego chce sie w zyciu. Zrobic dziecko to nie problem, ale wychowac to juz sztuka. Moja mama tak nie uwazała i kazdego i wszystko obwiniała o to jak ma w zyciu zamiast wziasc sie za siebie. Chyba nie czytaja co niektorzy całości moich wypowiedzi. Dziecko niech sie bawi, nie mam nic za złe, ale jak przychodzi wieczorem zmeczone i ma problem z zadaniem to mama juz nie potrafi pomoc i o to sie tato denerwował, dodatkowo pracował na całą rodzine. Gdyby nie ojciec to nie wiem co by dzisiał sie stało z mama, bez pracy i mozliwosci, zyje z rety po ojcu. Mama nie ma nawet podstaw do emerytuty, a ciagle mowi ze mam sie brac do roboty bo kasa kasa. Nie ma ukonczonych studiów. Jak pytam co by chciała robic to nie wie. [Dodane po edycji:] Panie nauczycielu. Prosze nie pisać od czego nie zależy szczęście i subiektywny sukces. Proszę napisać od czego zależy szczęście i subiektywny sukces??? :) [Dodane po edycji:] myślę że Twoja mama czuła się stłamszona i zdominowana, samo to że ojciec mówił że ma "3 córki" też pokazuje jej rolę... Dlaczego tato tak stwierdził??? Skad takie stwierdzenia??? I to jest kompletnie bezsensu trzymać czyjąś stronę. Nie przyszłam na ten portal by bawić się w osądy kto ma rację a kto nie. Dla mnie cytuacja rodzina spowodowała załamanie. Moja matka jak dziecko emocjonalnie podchodzi do wszystkich spraw. Jak miałam problemy nastoletnie to jej nie było, ale dzisiaj nad tym się nie zastanowi, przychodzi do mnie o pomoc. Ja jej nie odpycham tak jak ona mnie. Życie na zasadzie zeby jakos było nie jest życiem, a mama takie proponuje. Nie przerzucam na nią moich problemów..to się nazywa inteligencja emocjonaln, ktorej jej było i brak. Jak widać przez 25 lat nie rozwiazała problemów z tatą. Piszę ze tato nie naciskał na mama! Proponował sposoby na zycie, kreowanie siebie, nie wymuszał na niej. Odczuwam ze pare osób w ogole nie czyta całości tylko, albo robi projekcje na siebie i wyciąga części historii, a nie bierze pod uwage całości i mojego problemu.
  3. Nikt na mamie niczego nie wymuszał. Cieszyłabym się gdyby chociaż szydełkowała cokolwiek, by miała coś swojego i cieszyła się z efektów. Tato miał patrzenie takie i mówił ze studia, językim jakiś sport by się wzmocnić. Trochę by śmiesznie brzmiało gdyby mówił do mamy może spróbujesz szydełkowania, hehehe Nie był idealny, nikt nie jest. Ja też mam swoje wady. Szukał możliwości i sposobu by mame zachęcić do czegokolwiek, by jej życie nie polegało tylko na podstawowych czynnościach każdego człowieka, by miała pasję, hobby. Ojciec chciał zabysmy nie były głupie (ja i siostra). Wolał zebyśmy najpierw odrobiły zadania domowe, pouczyły się a potem przyjemności. Próbował wzbudzać w nas zaintereswania, muzyka, malarstwo, sport, teatr cokolwiek. Mama uważała ze do poki jest słońce to niech dzieci się bawią, a wieczorem niech robią zadania. W momencie gdy tato zapytał czy nam mama pomoże przy nauce jej rola się kończyła, jak przy innych sytuacjach. Nie uważam ze popełniał bład wychowaczy. Jego wizja nie była jego wizja, tak jest na całym Świecie. Zapytam was, co wy robicie poza pracą która przynosi pieniadze? bo jesli wasza praca jest pasja to gratuluję:). Jakie macie hobby, co aktywnego robicie w życiu? Naomi, Ja nie odwróciłam się od mamy. To ja jako dziecko przychodziłam i mowiłam mamo nie płacz przytulałam, i mi wtedy mowiła daj mi spokoj. To ja siedziałam w pokoju za drzwiami i nigdy nie usłyszałam "przepraszam". To co wyprawiali te krzyki, przepychanki były masakra w mojej głowie. Większość moich problemów bycia nastolatką opowiadałam siostrze, bo moja mama mnie z tym zostawiła. Dziękuję że mam rodzeństwo:*. W tedy kiedy jej potrzebowałam, zatracała się we własnych problemach, schizach, emocjach. Jak própowałam rozmawiać też nic. Potrzebowałam ciepła, dobrego słowa, wsparcia, a z czasem to ja odgrywałam rolę matki pocieszając mamę. Tato kiedyś stwierdził ze ma 3 córki, a nie żone i dwie. Zapytał kiedyś czy mama nie potrzebuje pomocy psycho., bo widział co się dzieje. Nic nie robić, to albo jest się leniem, albo ma się problem. I mama się stawiała. Zal mi było tego wszystkiego.... Nie wiem może mojej mamie tak wygodnie nic nie robić. Irytuję się czasami ale próbuję to zaakceptować w swojej głowie i robić swoje. Zaakceptować ze taka jest i tyle. I nie odwracam się od niej. Nie zmusi się człowieka, poki sam nie bedzie chciał tej pomocy. MajkaJamaica
  4. Właśnie o to chodzi że mama dostawała wsparcie od taty. Nie narzucał jej że coś musi zrobić, proponował jej możliwości kreowania siebie. Każdy w życiu powinien mieć cele. Siedzenie w domu nie jest dobrym rozwiazaniem. Tato bardzo kochał mame i próbował mame wspierać. Po stracie pracy chciał pomoc jej, ze moze sie dokształcić, badz business wspolny moga poprowadzic. Mama nie dawała żadnych znaków. Ojciec pracował na utrzymanie całej rodziny. Od siostry wsparcie dostawała i dostaje. To dzięki niej sprawy po śmierci ojca są załatwione. Nie jest rówież dobrze obwiniać wszystkich w około za swoje niepowdzenia. Tato nie zostawił mamy, trwał w tym wszystkim przez 24 lata. Dzisiaj mogę podziękować ojcu i moja siostra ze nas wspierał i zachęcał do działania. Nie była to chora wizja, też się nad tym zastanawiałam. Rodzice chcą by dzieci myślały o przyszłości, by mogły poradzić sobie w życiu. Bycie ambitnym, dążenie do celu i chęć posiadania ogólnej wiedzy nie jest niczym złym. I właśnie się przejmuję brakiem kontaktu. To ja robię podejscia od tylu lat i nic. Ona nie przyjdzie, tylko jak coś potrzebuje,"..Maja zbliża się termin opłat, daj pieniądze.." a porozmawiać to nigdy. Nie wcielam się w rolę taty, kompletny bezsens. Nie można tak tego porównywać, ja jestem córką. Najgorsze ze mama nie chce rozmawiać, bo gdyby się ona otworzyła może by było lepiej. To trwa już tyle lat.
  5. Gdzie mam szukać pomocy? Jak znaleźć odpowiednią psychoterapię? Czy to tylko ode mnie zależą stosunki z mamą? Przecież Ona osunęła się ode mnie z powodów swoich osobistych. Czy nie powinna też w tym uczestniczyć? Tak bardzo potrzebuję zmian. Wiem że moje życie może być cudowne, czuję to w głębi samej siebie i chcę sobie pomóc. Czuję że nie wykorzystuję swojej siły. Chce być silna, zapomnieć o przeszłość, o bólu, brać życie pełnymi garściami. Zobaczyć blask w oczach kiedy się śmieje. Teraz to jest pusty temp śmiech, oczy pełne goryczy. Chciałabym być na tyle silna, żeby nie przejmować się brakiem kontaktu z mamą. :)Majka
  6. Coś więcej... Czuje że jestem zagubiona i zamknięta w sobie. W środku krzyczę "...chce żyć pięknie.."
  7. Nie wiem od czego zacząć. Pierwsza myśl, "...Majka jesteś totalną wariatką i nie ma pomocy dla ciebie..." LOL:) Dokładnie siedem lat temu moi rodzice postanowili zrobić sobie przerwę, separację. Dokładniej to ojciec stwierdził ze nie jest w stanie porozumiec się z moją mama. Doskonale wiem co miał na myśli, bo nigdy nie ukrywali co się dzieje miedzy nimi. Awantury na całego, głowa puchła. Ciężko w tym czasie było się skupić na czymkolwiek, a nigdy nie przyszło mi do głowy uciekac z domu. Może to był bład. Nie ukrywam że częściej przyznawałam ojcu rację, przysłuchując się jak wrzucają swoje racje. Hmmm wyboru raczej nie miałam, skoro siedziałam w domu. Ojciec przez całe swoje życie wpajał mi że dobrze jest jak kobieta niezależną jest, jak się szanuje, zna swoją wartość, posiada wiedzę, wykształcenie. Zachęcał mnie do uprawiania sportu, interesowania się Światem, informacjami, nauką języków itd. Marzył żebym stała się wartościowym człowiekiem. ( Ja i moja siostra) W awanturach zarzucał mamie, że jest kobietą mało ambitną, ze zatraca swoje zdolności nic nie robiąc. Jak jej powiedział ze ma zadbac o siebie, to zaczeła wychodzic wieczorami na spot z kolezanka. Mówiąc w drzwiach "...wychodzę..." Próbował mamę również zmotywować, proponował jej studia, kursy, wysiłek intelektu. Jak przestała pracować na etat zaproponował wspólny business, też nie. Mama zawsze się stawiała, zrzucała winę prawie na cały Świat. Teściowa winna, ciotki winne, siostra taty winna, wszyscy winni, nawet ja byłam z czasem winna. (Odwiedzając ciotkę za granicą stałam się wrogiem mamy) Mówiła, że oni są winni że tak między nimi jest, że chcą ich rozdzielić. Dziwne!!! bo przez ten czas urodziła się moja siostra, potem ja i przeżyli ze sobą 25lat małżeństwa. I tak w kółko, over and over. W Święta Bożego Narodzenia udawało się zachować ciszę. Wtedy to mama płaczliwie, prosiła o rodzinna atmosferę i wybaczenie sobie tych awantur. Nie minał tydzień, znowu ... Przez ten czas można było oszaleć. Z mamą nie mogłam rozmawiać, bo po awanturach zamykała się w pokoju, papieros, tabletka i lulu. W ciągu dni spokojniejszych mówiła ze mam sobie iść do Tatusia, bo przecież przyznaje mu racje, albo jechać do cioci bo tam jest tak fajnie jak opowiedam. I tak stałam się "córeczką tatusia":/ Próbowałam 10000..podejść do mamy, potrzebowałam jej, nic. Z tatą nie mogłam rozmawiać na wszystkie tematy, ale tez nie było źle. W sprawach kobiecych rozmawiałam z siostra, ciotką, pania lekarka. Czułam się pozostawiona sama sobie. Ojciec przychodził podirytowany i mowił w drzwiach przepraszam a potem znikał do salou. Czułam ze jest mu strasznie przykro i wstyd. Nie stałam po stronie ojca , bo jego zachowanie było również nie na miejscu. Gdyby jednak nie zwracać uwagi na formę tylko treść to miał dużo racji. Mamy tez mi było żal , nie umiałam nic zrobić zeby przestała sie dołować. Chciałam zeby ze mna spedzała czas, jak mama z córka, a tu nic. Wyjechałam na studia. W tym czasie miałam nadzieje ze w domu bedzie lepiej. Rodzice mogli byc sami. Na drugim roku ojciec powiedział mi, ze odchodzi od mamy. Nie miałam żalu. Wiedziałam ze nie miał juz siły. Ich wspolne wieczory to jeden w jednym pokoju, drugie w drugim. Masakra. Moja mama popadła w taka depresje, ze nie wychodziła z domu, na tabletkach zalana łzami siedziała w ciemnym pokoju. Przez całe wakacje prosiłam mame zeby wziela sie za siebie. Przez tyle lat jej to mówił, wykrzykiwał itd. Doskonale wie ze własnie to tate odsuwało od niej. Jak pokaze ze potrafi stac na własnych nogach, być partnerem to może tato wróci. I wtedy mama mnie poprosiła zebym wybłagała ojca by wrócił. Obiecała mi ze się zmieni, ze weźmie się za siebie, tylko niech tato wróci. :/ W płaczu i beznadziejnej rozpaczy mówiła mi takie słowa które dzisiaj wiem ze będę pamiętać do końca życia.." Wolałabym żeby Twój ojciec nie żył, niż miałby być z inną kobietą.." Przed Świętami Bożego Narodzenia 2004 roku Tato nas odwiedził i przekonałam go w rozmowie zeby wrócił do mamy. Wrócił. ( Nie zawdzięczam sobie tego, że wrócił. Wiem że rodzice pisali do siebie, rozmawiali. Znając ojca to to była jego decyzja.) Rok 2005, dużo się nie zmieniło. Mama szybko się wypaliła, na szczęscie nie było awantur tylko rozmowy. Nie tak często ale były. Przez ten czas zauważyłam, że tato strasznie posiwiał. Nie wyglądał dobrze. We wrześniu siostra brała ślub i na zdjęciach Tato nie wyglądał ciekawie. Październik pojechał do szpitala. Dwa tygodnie póżniej operacja na otwartym sercu. Wycieli 7cm guza. Diagnoza nowotwór serca. OMG!!! CO!! Przecież to nie możliwe. Nikt o takim czymś nie słyszał. Przez rok 2006 leczyli go chmioterapią. Był zmuszony zamknąć firmę. Załamał się całkowicie. W listopadzie odszedł już na zawsze. I nie mogę nawet do niego zadzwonić i pogadać.;(;(;(;( Mama jak niegdy się mna nie interesowała, zaczeła pytać jak uczelnia, czy mam wszystko zaliczone bo to przecież pieniądze itd., co dziennie dzwoniła i pytała czy mam jeszcze cos do zaliczenia, mówiła"...Maju tato niechciałby żebyś teraz się poddała kiedy go nie ma.." We mnie buzowała złość, gniew. Czułam się jak czajnik sygnalizujący gwizdkiem ze woda się gotuje. W głowie myśli "...Kobieto co ty ode mnie chcesz??, tyle lat prosiłam o kontakt to użalałaś się nad sobą. Nie myśląc o mnie, co czuje w sytuacji kiedy się kłócicie??..""...Nagle stałaś się nadgorliwa.." "...Co mam zrobić kiedy nie czuje bliskości..?" "...Mamo.." 3 miesiące po odejsciu taty targnełam się na swoje życie. Jak widać odratowali mnie. Wystraszyłam się i powiedziałam co bedzie się działo zachwile ze mna i niech mnie ratują. Mama uważała że chciałam zwrócić uwagę na siebie. A ja ciągle mówiłam ze mam dość i jestem tym wszystkim zmeczona, również jej mądrościami. Z każdym dniem zamykałam się w sobie. Na zewnątrz uśmiech, luz (psełdo luz) w samotności masakra. Siostra była zła na mnie że nie mówiłam o swoich problemach. Jak jej powiedziałam, to usłyszałam ze takie życie, ze trzba isc dalej i zebym była tolerancyjna dla mamy. Przyznam ze to tak trwa do dzisiaj. Kłócę się teraz ja z mamą. I choć nie chce, to troche mam zal do mamy, za siebie i za tatę. Może się mylę, ale obwiniam ją za to co się stało. Czuję się samotna. Teraz ja siedze w pokoju, a ona za ścianą. Zadna rozmowa nie pomaga. Proszę ją zeby zblizyła sie trochę do mnie, nic. To chyba za pozno{?} (Na nieszczęście mieszkam z nią i nie mogę się doczekać kiedy będę miała swoje mieszkanie.) Szukam rozwiązań aby samodzielnie zaczac zycie. Oszczedzam na mieszkanie, a zdolnosci kredytowej jeszcze nie mam. Jest coraz gorzej i nie wiem czy długo wytrzymam. Majka [Dodane po edycji:] Co mam na myśli... "..Mogło być gorzej.." "..Ciesz się że nie było alkoholu, przemocy.." "..Doceniaj to co miałaś, masz.." "..Ona siedzi za sicianą.."
  8. Witam wszystkich Mam skromną nadzieję że ludzie z tego forum będą w stanie mi pomóc, wesprzeć, doradzić. Nigdy nie przypuszaczałabym, że zostanę sama z moimi problemami. Z tego powodu zdecydowałam się dołaczyć do Forum i podzielić się moją historią, liczac również na odzew i pomoc. Pozdrawiam Majka
×