Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieśmiały 1993

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Nieśmiały 1993

  1. Od pewnego czasu nie wiem co ze sobą robić...Chodzę do liceum, wszyscy uważają mnie za normalnego chłopaka, a że jestem "duszą towarzystwa" jak to wszyscy mnie określają, każdy uważa że ze mną wszystko ok. Jednak ja mam wrażenie że tak nie jest. Ojca nie widziałem 16 lat.W podstawówce mi to nie przeszkadzało, ale teraz to sam nie wiem...Wiem że jest to drań i że lepiej żebym go nie spotykał, ale z jednej strony chciałbym go spotkać, a z drugiej złapać i "obić" za to co mi i mamie robił i dalej robi. Z mamą lepiej tego tematu nie zaczynać... W podstawówce i gimnazjum byłem odludkiem. Nikt się ze mną nie liczył, każdy miał mnie gdzieś, generalnie zawsze byłem pośmiewiskiem. Oprócz paru osób z którymi zawsze utrzymywałem kontakt nie miałem nawet z kim porozmawiać. Teraz jednak zmieniłem otoczenie, chodzę do szkoły w innym mieście i wreszcie odżyłem. Jestem lubiany, znalazłem sobie kilkoro przyjaciół, mam dużo znajomych ale... No właśnie zawsze jest to "ale". Codziennie przechodzi mnie myśl że mogę to wszystko stracić, bo jeśli ktoś miał pecha całe życie to dlaczego miałoby się to zmienić? Nie mam dziewczyny i nie zanosi się na to żebym w najbliższym czasie sobie jakąś znalazł. Może myślicie że teraz histeryzuje ale wydaje się że moje obawy nie są bezpodstawne...Boje się rozmów w 4 oczy, nie potrafię swobodnie się zachowywać przy osobach których nie znam jakiś okres czasu. Na dyskotekach boje się podejść do dziewczyny, bo przechodzi mnie myśl że mnie wysmieje. Gdy idzie ktoś na przeciwko mnie nie spojrzę tej osobie w oczy bo uważam że robię z siebie głupka. Nie mogę patrzeć na ludzi którzy są wszędzie lubiani, mają szacunek a każda znajomość przychodzi im tak łatwo...Przepełnia mnie zazdrość. Nie mogę zrozumieć dziewczyn które są z chłopakami którzy ich w ogóle nie rozumieją, obracają się w tragicznym towarzystwie i są tylko szpanerami. Wiem że gdybym miał dziewczynę dałbym jej to wszystko czego by chciała, byleby tylko była szczęśliwa. A tu same rozczarowania. Chodzę do kościoła, nie piję, nie palę i to może dlatego? Boje się ludzi. Nikomu nie wierze a nawet najbliższej osobie nie zaufałbym. Sceptycznie podchodzę do każdego kto daje mi pomocną dłoń.Uważam że wszędzie czyha na mnie jakieś fatum i nikomu nie można wierzyć. Zresztą gdy oglądnie się telewizje lub poczyta jakieś czasopismo i widzi się to co się dzieje na świecie to od razu chce się plakać. Sam mam problemy ze zdrowiem, a dokładniej kręgosłup mi już "siada". W tym wieku? Wiele razy byłem w różnych sanatoriach i gdy widziałem ludzi właśnie z chorobami kręgosłupa a jak skończyli to mi się żyć odechciewa. Lekarze mówią że rehabilitacja mnie z tego wyciągnie, ale wiem że mi mydlą oczy. Jak będę miał 30-40 lat wyląduje w łóżku i tak spędzę resztę życia...Generalnie po tym wszystkim życie straciło dla mnie sens.Może to głupio brzmieć, ale nie boje się śmierci. Myślę że tam na górze będzie lepiej a tu to chwilę parę osób popłacze i wszyscy zapomną. A najbardziej boje się z tego że zostanę sam, że wszystko będzie tak jak jest teraz.Całe dnie przesiedziane w domu, zadręczanie się i w ogóle...Lepiej od razu ze sobą skończyć bo jeśli to wszystko będzie wyglądało tak jak teraz to ja tego nie chce ciągnąć. Nawet boje się wyciągnąć znajomych na dwór, bo myślę że albo zrobię z siebie głupka, albo będą nie będą chcieli wyjść ale ze względu na mnie się będą męczyć...Setki pytań żadnej odpowiedzi. Nie mam z kim o tym pogadać dlatego piszę tu. Nie spodziewam się tego że mi pomożecie, ale wystarczy mi to że ktoś mnie wysłuchał.
×