witam. nie wiem jak to napisac. weszlam na to forum poniewaz moj dobry kolega wczoraj popelnil samobojstwo i nie moge tego zrozumiec!!!mial 27 lat, dobry dom, prace, pelno znajomych, usmiechniety,przyjazny itp.cierpial na depresje, leczyl sie od niedawna.a mial ja dlugo..pare lat cierpial ale bylo to zmienne, miesiac w domy, a pozniej 3 miesiace dusza towazystwa.podobno tabletki zwiekszaly jego stany lekowe.w ostatnim tygodniu, po dluzszym siedzeniu w domu, w koncu zaczał wychodzic do ludzi.nawet nas odwiedzil, myslelismy ze nastapila poprawa. nie byl az tak rozmowny jak zawsze...ale staral sie, usmiechal. w dzien jego smierci tez rozmawial z ludzmi, umawial sie na sobote, a trzy godziny pozniej juz nie żyl.... to prawda ze zdrowy chorego nie zrozumie. rozmawialismy z nim,mowil ze nie wie co mu jest, nie rozwijal tej mysli.teraz go juz nie ma, sa wspomnienia, pelno zalamanych osob, bardzo cierpiaca rodzina i pytania bez odpowiedzi. chcialabym zeby osoby ktore byly o krok od zabicia sie, napisaly co do tego doprowadza, dlaczego nagle sie przelamal, odwiedzil znajomych, do ostatniej chwili byl z nim normalny kontakt a jednak to zrobil!!dlaczego?czy mogł to planować, czy byla to chwila?może moje pytania są szokujące, ale siedze i czytam w necie różne artykuły, dalej nie moge zrozumieć, czemu dal wszystkim do zrozumienia ze juz jest lepiej,a tu... i nie ma chlopaka. to boli