Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieznajoma

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Nieznajoma

  1. No wlasnie. I jak z tym walczyć? Nie czuję sie złą osobą. Nawet nie wiem czy moge siebie oceniac w takich kategoriach. Swoja zawiść czy zazdrość tłumacze sobie glupia niesprawidliwoscia na tym swiecie. To dziecinne wytlumaczenie i najprostsze jakie moze przyjsc do glowy... Tak mam z wieloma sytuacjami np: śmierc mojej mamy - ze za szybko odeszla, ze inni maja mamy przez dluzszy okres zycia... Oczywiscie tez winie te prosta niesprawiedliwosc... Inni maja juz rodziny i nadal swoich rodzicow, Moja mama nie bedzie babcią, nie ma jej przy mnie... Nie umiem nabrac zdrowego dystansu do tego.
  2. Taka terapia bylaby dla mnie pewnie doskonalym rozwiazaniem. Dziekuje za odpowiedzi. Wczoraj rozmawialam z kolezanka ktora spodziewa sie dziecka. Jest szczesliwa. Ja niby interesowalam sie tym jak sie czuje, pytalam o szczegoły tej ciazy (bo uznalam, ze powinnam sie zainteresowac, ze tak bedzie po prostu grzecznie). Z drugiej strony tak bardzo jej tego zazdroszcze (sama tez chcialabym juz byc mama), ze rozne dziwne mysli przychodzily mi do glowy. Takie bardziej negatywne na jej temat oczywiscie. Jestem podłą, fałszywą kolezanka? Zamiast szczerze powiedziec jak bardzo ciesze sie razem z nia, jak zwykle zadaje sobie pytanie "dlaczego to nie ja, dlaczego innym wszystko przychodzi tak prosto, a mi nie. Glupie, co?
  3. Eh, popaprane to wszystko. Na pewno odwiedze lekarza jak bede w Polsce. Poki co mam nadzieje, ze od czasu do czasu bede mogla tutaj pisac o tym co czuje...
  4. Wiem bo sama bylam dosc dlugo w takim zwiazku. Mysle, ze musi po prostu nadejsc odpowiednia pora kiedy na prawde bedzie sie chcialo odejsc. Przychodzi taki czas wczesniej czy pozniej, jesli w zwiazku jest na prawde beznadziejnie. W takiej sytuacji nie mozna liczyc na pomoc, trzeba podjac decyzje samemu. To po trosze jest tak, jak z rzucaniem palenia. Trzeba zrozumiec, ze to nie wychodzi na zdrowie, wiec po co w tym tkwic?
  5. Najgorsze jest to, ze zawsze na poczatku wydaje nam sie, ze to bedzie juz ten jeden jedyny do grobowej deski. W koncu sie kochamy to jak ma sie cos miedzy nami popsuc, prawda? Niestety bycie w toksycznym zwiazku nie jest przyjemne. Ja zawsez wychodzilam z zalozenia, ze lepiej przerwac, odejsc, pocierpiec nawet kilka dobrych miesiecy, niz tkwic z partnerem i wciaz sie obwiniac (bo zawsze tak jest, ze szukamy winy tylko i wylacznie w sobie). Nie ma sensu krzywdzic sie bez powodu.
  6. Takie "czarnowidztwo" bylo juz od dawiem dawna. Nie rozumiem dlaczego, bo w oczach innej osoby nie mam az tak nudnego zycia i wlasciwie wciaz sie cos dzieje. Zawsze widze zle strony, nie umiem sie nastawiac pozytywnie. Zawsze jak cos sie dzieje, zakladam, ze skonczy sie zle, bo rzadko kiedy zdazalo sie inaczej. Chodzilam kiedys do psychologa, lecz niewiele mi pomogł. Lęk przed szkola parenascie lat temu jako tako opanowalam i bylo w porzadku, lecz z innymi sytuacjami jakos nie daje rady. I wciaz mam poczucie, ze innym wszystko lepiej wychodzi, a ja na wszystko musze jak zwykle czekac. Załozenie rodziny - czekac, przeprowadzka do Polski (od prawie 4 lat nie mieszkam w kraju) - czekac.
  7. Witam. Pewnie nikt mnie nie pamieta, bo czasy i ludzie sie zmieniaja (ci na forum). Te pare lat temu napisalam zaledwie dwa, czy trzy posty... Chcialoby sie napisac teraz pare slow o sobie, o nowej sobie. Przez te pare lat od ostatniej wizyty tu na forum troszke sie pozmienialo. Zaczne od smierci mojej mamy w ubiegłym roku, co zreszta wciaz jest dla mnie jakas totalna abstrakcja. Swego czasu pisalam wlasnie o jej chorobie i o nie radzeniu sobie z cala ta sytuacja. Teraz juz jej nie ma, choroby tez, zostalam tylko ja. No wlasnie, Ja. Jestem "wyjatkowym" przypadkiem bardzo trudnego charakteru. Mowiono mi ze nie bede szczesliwa, widzac wiekszosc sytuacji zawsze w czarnych barwach nie widzac pozytywów. Za kazdym razem zakladajac, ze cos sie nie uda, ze juz wszystko bedzie takie samo i nic sie nie zmieni, czyli tzw czarnowidztwo we wszystkim. Przyznam szczerze, ze bardzo mi to przeszkadza, nie chce tego, ale nie bardzo potrafie znalezc dobre rozwiazanie i czy w ogole jest takowe.
  8. Też marzę o trwałej zmianie na lepsze. Wczoraj jeszcze byłam pełna optymizmu i nadziei. To dziwne, ale gdy nie ma mnie w domu, jest inaczej, lepiej. Robiłam tak na poczatku, gdy mama zachorowała. Wychodziłam z domu, wsiadałam w jakikolwiek autobus i jeździlam po całej Warszawie tak bez celu. To pomagało. Bardzo chcialabym coś zrobić, żeby takie "eskapady" nie były mi juz potrzebne. Nie wiem co mnie blokuje, pewnie niska samoocena, to że nie dam rady, nie sprawdzę się. Nie wiem skąd te myśli, bo nie przypominam sobie żadnej większej porażki.
  9. Może to dziwne, ale odkąd pamiętam zawsze miałam problem z tym, żeby żyć dla siebie. Zawsze potzrebowałam tej drugiej osoby, by w końcu poczuć się silniejszą psychicznie i witać każdy dzień szczerym uśmiechem. Żyję dla mamy, wiem o tym i pewnie tak bedzie...ale czy to wystarcza? Mam w sobie jakąś cholerną blokadę, która nie pozwala mi spojrzeć na to wszystko inaczej. Czasem siadam i rozmyslam. Wtapiam się w to co było kiedyś. Kiedy było źle, zaczynam od nowa się nad sobą użalać, kiedy dobrze, zaczynam za tym tęsknić. Wiesz, to taka tęsknota za przeszłością i strach stawienia czoła czemuś nowemu...
  10. Witam wszystkich. Cieszę się, że w koncu znalazłam to forum i być może będę mogła się w koncu komuś (wam wszystkim) wygadać. Właściwie to zawsze byłam "problemowa", zawsze coś było nie tak. Zawsze bałam się swojej przyszłości, tego czy dam radę przeżyć choć jeden dzień. Jak to będzie wyglądać kiedy świat stanie dla mnie otworem, a ja juz nie bede mogła niestety zapytać kogoś o drogę Teraz życie wystawiło mnie na dosyć ciężką próbę. Parę miesięcy temu, moja mam trafiła do szpitala z udarem mózgu- juz nie mówiąc o tym, że gdyby nastąpiło to w nocy, już by jej tutaj nie było... Wydawało mi się, że dam radę. Niestety tak nie jest. Mama jest sparalizowana (prawa połówka) i wymaga we wszystkim pomocy drugiej osoby, czyli w tym przypadku mojej. Na początku jakoś dawałam radę, teraz robi się coraz gorzej. Nagle zaczęłam mysleć o swoim zyciu, o swoich potrzebach, o tym że nic się juz nie zmieni i wszystko bedzie wyglądać tak jak teraz. Żadnej własnej rodziny, nic... Przychodzą mi do głowy różne myśli. Nie potrafię znaleźć rozwiązania, a co gorsze powoli tracę nad tym wszystkim panowanie. Kiedyś miałam ogromna depresję. Zdarzało się, że nie wychodziłam z domu przez parę tygodni, było mi wszystko jedno. Teraz zaczyna to powracać ze zdwojoną siłą.
×